Bez kategorii
Like

Raszyn TV, część 1

20/02/2011
450 Wyświetlenia
0 Komentarze
9 minut czytania
no-cover

Hiobowscy siedzieli w domu i oglądali telewizję. – Nudy w tej telewizji – ziewał tata Łukaszka sącząc leniwie herbatę. – Nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Wszystko jest takie przewidywalne… I nagle, jakby w odpowiedzi, wydarzenia nabrały tempa. Najpierw mama Łukaszka zażądała aby zmienić kanał w telewizorze na zaprzyjaźnioną telewizję. Siostra Łukaszka przełączyła a tam… – Zmiany – zapowiedziała uśmiechnięta pani spikerka. – W celu zdymoma… zdynio… zdynamizowania naszego przekazu sięgamy po najlepsze wzorce światowe. Rozpoczynamy retransmisję programów raszyn tiwi. – Że co??? – spytał maksymalnie zaskoczony tata Łukaszka. – Raszyn??? Na antenie ogólnokrajowej??? – Ci z tego Raszyna ale muszą mieć wejścia… – rzekła z zazdrością babcia Łukaszka. – Nic dziwnego, w Raszynie jest wielki maszt nadawczy – […]

0


Hiobowscy siedzieli w domu i oglądali telewizję.
– Nudy w tej telewizji – ziewał tata Łukaszka sącząc leniwie herbatę. – Nic nie jest w stanie mnie zaskoczyć. Wszystko jest takie przewidywalne…
I nagle, jakby w odpowiedzi, wydarzenia nabrały tempa. Najpierw mama Łukaszka zażądała aby zmienić kanał w telewizorze na zaprzyjaźnioną telewizję. Siostra Łukaszka przełączyła a tam…
– Zmiany – zapowiedziała uśmiechnięta pani spikerka. – W celu zdymoma… zdynio… zdynamizowania naszego przekazu sięgamy po najlepsze wzorce światowe. Rozpoczynamy retransmisję programów raszyn tiwi.
– Że co??? – spytał maksymalnie zaskoczony tata Łukaszka. – Raszyn??? Na antenie ogólnokrajowej???
– Ci z tego Raszyna ale muszą mieć wejścia… – rzekła z zazdrością babcia Łukaszka.
– Nic dziwnego, w Raszynie jest wielki maszt nadawczy – przypomniał sobie tata, który już ochłonął. – Mogli założyć własną telewizję.
– Chociaż z tego co pamiętam – wtrącił się dziadek Łukaszka – to już dolną połowę tego masztu sprywatyzowano, więc…
– W związku z tym, musimy ścieśnić nasze inne pozycje programowe – przypomniała o sobie pani spikerka z ekranu telewizora. – Mam nadzieję, że po niezbędnych przeróbkach państwu się spodobają. Zapraszam!
Zagrała muzyka i na ekranie pojawiła się czołówka programu. "Rewolucyjne rozmowy o milionach w tańcu utalentowanych kuchennych detektywów". Na początku pojawiło się studio znane z gry o wysoką kwotę. W półkolu siedziało dziesięciu uczestników.
– A teraz zadam pytanie naszym uczestnikom – powiedział prowadzący. – Uszereguj alfabetycznie znanych tajnych współpracowników SB! Stokrotka! Filozof! Bolek! Ketman! Najszybciej prawidłowo odpowiedział… Teodor z Żagania!
Zwycięzca wstał wśród oklasków publiczności.
– Teodorze, o co grasz?
– Gram o rewolucję w mojej restauracji – powiedział drżącym głosem Teodor.
– A zatem wysyłamy do twojej restauracji brygadę rewolucyjną!
Kamery pokazały wnętrze restauracji. Nagle przy wtórze orkiestry dętej do wnętrza wkroczyła ubrana w stylu zetempowskim gromada ludzi z panią rewolucjonistką na czele. Mieli megafon, portery Marksa i Engelsa oraz łopoczące czerwone flagi. Przerażeni goście czmychali z lokalu, a brygada rewolucyjna, jak na prawdziwych rewolucjonistów przystało, odbierała im portfele. I zegarki.
– Kto tu decyduje? – spytała pani rewolucjonistka.
– Pod nieobecność Teodora dowodzę ja – powiedział nieśmiało brat właściciela.
– Proszę natychmiast zawołać cały personel.
Cały personel stawił się natychmiast w ciągu ośmiu minut.
– Uwaga! Przystępujemy do rewolucji! Wszyscy śpiewamy "Międzynarodówkę"! – zakomenderowała pani rewolucjonistka. Popłynął śpiew. W trzydziestej szóstej sekundzie rozległo się buczenie i nad śpiewakami zapalił się czerwony iks. Dośpiewali do końca i wtedy okazało się, że przy stoliku w rogu siedzi trójka jurorów od talentu.
– Wcisnąłem iksa, bo to było żenujące. To miała być pieśń zagrzewająca do rewolucji? – obruszył się pierwszy juror.
– To było trzewioszarpiące. Jestem za! – zawołał druga jurorka.
– Ja też jestem za, możecie więc kontynuować odcinek! – zawołała trzecia jurorka.
Wtedy odezwał się głos narratora w tle:
– Okazało się, że w restauracji skrywa się straszliwy sekret…
– Nie mogę robić rewolucji, jeśli nie wiem wszystkiego co się tu dzieje – zaznaczyła pani rewolucjonistka. Zabrzmiał sygnał dźwiękowy i pokazano właściciela restauracji jak siedział w fotelu, a wokół niego wachlarze publiczności.
– Teodorze – podeszła do niego znana w talkshow prezenterka. – Dzisiaj, przy tej publiczności i przy milionach telewidzów wyjawimy sekret twojej rodziny.
– Nie…! – jęknął Teodor.
– O tak. Człowiek, którego znałeś jako swojego brata, o którym myślałeś, że znasz go doskonale, tak naprawdę jest…
– …moim ojcem? – dokończył podłamany Teodor.
– Tak naprawdę jest hetero! – krzyknęła pani prowadząca.
– Ajajaj! – załamany ostatecznie Teodor złapał się za głowię.
– Ajajaj! – powtórzyła jego gest publiczność w studio.
…tymczasem w restauracji rewolucja trwała w najlepsze. Brygada rewolucyjna poszła na zakupy na rynek.
– Po ile pan ma te mandarynki? A po ile pan kupił? Nie ma pan prawa narzucać takiej marży! Krwiopijca! Burżuazja! Wyzyskiwacz! Obszarnik!
– Dobrze, już dobrze, opuszczę coś z ceny – przekonywał wystraszony pan straganiarz.
– I tak się robi rewolucje – powiedziała pani rewolucjonistka do brata właściciela. – Bierzemy dwadzieścia kilo mandarynek. niech je poniesie kucharz. Gdzie jest kucharz?
– Godzina jedenasta czterdzieści dwa – czytał przejęty głos w tle. – Kucharz wychodzi z restauracji. Godzina jedenasta czterdzieści trzy. Wraca się po zapomnianą komórkę.
– On tam pewnie nadal jest! Biegniemy! – zakomenderowała pani rewolucjonistka i wszyscy rzucili się biegiem, a kamera trzęsąc niemiłosiernie kadrem biegła za nimi. Wpadli do restauracji. W pustej kuchni kelnerka oblizywała zakrwawiony nóż.
– Gdzie jest kucharz? – krzyknęła pani rewolucjonistka.
– Wyszedł – powiedziała kelnerka.
– To ona! Zabiła go! – krzyknęła brygada rewolucyjna i rzuciła się na kelnerkę, a kamerzysta rzucił się razem z nimi. Kiedy wszyscy wstali a obraz się uspokoił, okazało się, że kelnerka nadal leży na podłodze. I na nożu. Na sztorc.
– No dobrze, ale to nie rozwiązuje problemu dzisiejszej kolacji – powiedziała poirytowana pani rewolucjonistka. – Gdzie jest kucharz? Miał zrobić rosół!
– W szafce… – wycharczała kelnerka i skonała. Pani rewolucjonistka odsunęła drzwi od szafki. Wewnątrz było wciśnięte zakrwawione ciało kucharza.
– Na Lenina! To zbrodnia! – zachłysnęła się pani rewolucjonistka i szybkim ruchem odsunęła ciało kucharza na bok, po czym wydobyła zza niego jakąś puszką. – Rosół w proszku! Zbrodnia takie coś podawać ludowi pracującemu! A zaraz uroczysta kolacja!
Prędko przystąpiono do pracy i pokazano, jak wieczorem schodzą się goście. Kolacja się udała, a na końcu pan Teodor zatańczył z panią rewolucjonistką paso doble i dostał trzy dziesiątki i jedną dziewiątkę.
– Ta dziewiątka to za złą pracę żuchwy. Ale generalnie było okej – stwierdziła jurorka.
– Nie wiem czy może być coś bardziej głupiego… – rzekł tata Łukaszka i nie dokończył, bo przerwała mu reklama.
– Odsetki naliczamy codziennie – rzekł z lubością znany aktor przechadzając się pomiędzy rzędami uradowanych ludzi wpatrujących się w ekrany komputerów. – Aż przyjemnie patrzeć jak rosną!
Na ekranie pojawił się napis "Biuro odzyskiwania długów".

0

Marcin B. Brixen

Poznaniak. Inzynier. Kontakt: brixen@o2.pl lub Facebook. Tom drugi bloga na papierze http://lena.home.pl/lena/brixen2.html UWAGA! Podczas czytania nie nalezy jesc i pic!

378 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758