Bez kategorii
Like

Słowo do Jarosława Kaczyńskiego- Projekt dla Polski.

20/02/2011
482 Wyświetlenia
0 Komentarze
24 minut czytania
no-cover

Skoro możemy cytować jakiegoś żydowskiego futurystę, powołując się równocześnie na patriotyzm (?), czemu nie możemy posłużyć się Prawdą Objawioną? Do kogo więc modlimy się w kościele, do futurystów? Zydzi mogą zyć tu jako szanowani obywatele, ale dopóki nie skłonią głowy przed naszą historią i nie uszanują chrześcijaństwa i Jego wartości, nigdy nie będą narodem polskim. Tylko w katolickim kraju każdy może czuć się jak u siebie w domu. Powiedziałam to dziś ukraińskiemu żydowi, którego goszczę i on się ze mną zgodził. Patriotyzm i naród to dwa splecione słowa, w duchu i rozumie. Oto Projekt dla Polski. Takiej prawicy życzę naszemu narodowi. Śluby kolumbijskie Kolumbijscy politycy, z prezydentem na czele, często mówią o Chrystusie, Matce Boskiej, Duchu Świętym. Nie widzą powodu, […]

0


Skoro możemy cytować jakiegoś żydowskiego futurystę, powołując się równocześnie na patriotyzm (?), czemu nie możemy posłużyć się Prawdą Objawioną? Do kogo więc modlimy się w kościele, do futurystów? Zydzi mogą zyć tu jako szanowani obywatele, ale dopóki nie skłonią głowy przed naszą historią i nie uszanują chrześcijaństwa i Jego wartości, nigdy nie będą narodem polskim. Tylko w katolickim kraju każdy może czuć się jak u siebie w domu. Powiedziałam to dziś ukraińskiemu żydowi, którego goszczę i on się ze mną zgodził.

Patriotyzm i naród to dwa splecione słowa, w duchu i rozumie.

Oto Projekt dla Polski.

Takiej prawicy życzę naszemu narodowi.

Śluby kolumbijskie

Kolumbijscy politycy, z prezydentem na czele, często mówią o Chrystusie, Matce Boskiej, Duchu Świętym. Nie widzą powodu, dla którego mieliby oddzielać swe życie duchowe od działalności publicznej.

Alvaro Uribe Velez wyglądem przypomina brukselskiego dyplomatę lub amerykańskiego kongresmena. Elegancki ubiór, nienaganne maniery, płynna angielszczyzna. Jego CV jest naprawdę imponujące: dyplom Harvardu, profesura w Oksfordzie. Od sześciu lat piastuje urząd prezydenta Kolumbii. A jednak słowa, które wypowiada publicznie, nigdy nie przeszłyby przez usta żadnemu przywódcy europejskiemu. Kiedy w marcu udało się uniknąć wybuchu wojny między Kolumbią a Wenezuelą i Ekwadorem, prezydent na konferencji prasowej oświadczył, że pokój to zasługa Najświętszej Maryi Panny. Zarówno on, jak i jego ministrowie powierzyli rozwiązanie problemu Matce Bożej i modlili się na różańcu, by zapobiec wojnie.

Gdy w czerwcu komandosi odbili z rąk lewackich bojowników 15 zakładników, Alvaro Uribe powiedział: „Ta operacja, która przebiegła pod mocą Ducha Świętego, Pana i Dziewicy Maryi, była akcją wywiadu porównywalną z najważniejszymi epopejami epickimi historii ludzkości".
Bóg polityków

Skąd ta pewność w ustach kolumbijskiego przywódcy? Jak sam przyznaje, każdą decyzję polityczną podejmuje po modlitwie. Prosi wtedy o natchnienie zgodne z wolą bożą. Im decyzja trudniejsza, tym modlitwa dłuższa. Tak było, gdy wydał rozkaz odbicia z rąk marksistowskich partyzantów Ingrid Betancourt.

Była kandydatka na urząd prezydenta przez sześć lat w dżungli, oczekiwała uwolnienia z rąk porywaczy.

Dowódca kolumbijskich sił zbrojnych generał Freddy Padilla, opowiada, że wyznaczył do akcji dwunastu komandosów. Kryterium wyboru była nie tylko sprawność bojowa, lecz także uporządkowane życie duchowe. Przygotowując się do odbicia zakładniczki, komandosi przez kilka miesięcy codziennie zaczynali poranek od mszy świętej, odmawiali różaniec i przez godzinę adorowali Najświętszy Sakrament. Ich opiekunem duchowym był w tym czasie jeden z biskupów. Modlili się, by operacja przebiegła bezkrwawo.

27 czerwca po brawurowej akcji Ingrid Betancourt została uwolniona. Nikt nie zginął. Generał Padilla jest przekonany, że było to możliwe dzięki wstawiennictwu Matki Bożej. Podobnie uważa dowódca marynarki wojennej admirał Guillermo Barrera, który mówi, że broń duchowa, czyli modlitwa, jest o wiele potężniejsza niż broń konwencjonalna. Podaje przykład imperium sowieckiego, które rozpadło się nie pod naporem rakiet czy czołgów, ale – bez jednego wystrzału – na skutek tego, że Jan Paweł II wypełnił orędzie z Fatimy i zawierzył Rosję Niepokalanemu Sercu Maryi.

Także sama Ingrid Betancourt swoje uwolnienie traktuje w kategoriach nadprzyrodzonych. Opowiada, iż wolność zawdzięcza temu, że zawierzyła swoje życie Najświętszemu Sercu Jezusa. Przypadkowo w Radiu Maria usłyszała, że czerwiec jest miesiącem, w którym Kościół zachęca do takiego zawierzenia. Pomodliła się wówczas słowami: „Mój Jezu, nigdy Cię o nic nie prosiłam, bo onieśmielała mnie Twoja wielkość. Jestem zbyt nieśmiała, by prosić, ale teraz proszę Cię o bardzo konkretną rzecz. Nie wiem dokładnie, co to znaczy poświęcić się Najświętszemu Sercu, ale jeśli powiesz mi to w czerwcu, będę Twoją bez reszty".

Pod koniec czerwca Betancourt była już na wolności. Pierwszym gestem, jaki wykonała po wyjściu z wojskowego helikoptera, który dostarczył ją w bezpieczne miejsce, było padnięcie na kolana i znak krzyża. Powiedziała, że największym zwycięstwem, jakie odniosła w niewoli, było zwycięstwo nad samą sobą – wyzbycie się nienawiści do porywaczy. „Bycie zakładnikiem to bycie w sytuacji nieustannego poniżenia – zwierzała się w jednym z wywiadów. – W obliczu tego doświadczenia możesz wybrać dwie drogi: albo pozwolisz sobie, by być zajadłym i zgorzkniałym, wypełnionym nienawiścią i mściwością, albo wybierzesz drogę, którą pokazał nam Jezus".

Bez rozdźwięku między wiarą a życiem
W wypowiedziach kolumbijskich polityków takie słowa, jak „Jezus Chrystus", „Duch Święty" czy „Najświętsza Maryja Panna", padają bardzo często. Nie tylko nie wstydzą się oni mówić głośno o swojej wierze, ale także nie widzą powodu, dla którego mieliby oddzielać swe życie duchowe od działalności publicznej. Wielu z nich nie ukrywa, że są zaangażowani w różne formacje duchowe, takie jak Odnowa w Duchu Świętym, Droga Neokatechumenalna czy Communione e Liberazione. Odwoływanie się przez polityków do własnych doświadczeń religijnych jest zresztą przyjmowane przez mieszkańców Kolumbii ze zrozumieniem.

Najlepszym przykładem tego może być właśnie Alvaro Uribe, który nie waha się zachęcać młodzieży do zachowywania czystości przedmałżeńskiej czy mówić publicznie, że aborcja to zabijanie dzieci nienarodzonych. W 2006 roku jako pierwszy prezydent od ponad stu lat został wybrany na drugą kadencję. Według ostatnich sondaży cieszy się poparciem ok. 85 proc. ludności. Takiego poparcia nie miał do tej pory żaden polityk w tym kraju.Uribe pamięta pielgrzymkę Jana Pawła II do Kolumbii w 1986 r. Papież, przemawiając wówczas na uniwersytecie w Medellin do intelektualistów i studentów, powiedział: „Wiara, która znalazłaby się na marginesie tego, co ludzkie, a zatem na marginesie kultury, byłaby wiarą niewierną pełni tego wszystkiego, co Słowo Boże ukazuje i objawia; byłaby wiarą okaleczoną, więcej: byłaby wiarą w stanie autodestrukcji". Uribe stara się być wierny temu wezwaniu i dlatego mówi, że nie może być rozdźwięku między wyznawaną wiarą a życiem prywatnym i publicznym.

Nie przypomina innych przywódców latynoamerykańskich. Nie tylko dlatego, że nie chodzi w wojskowym mundurze jak Hugo Chavez czy w rozpiętej koszuli jak Evo Morales. Nie używa, jak inni liderzy regionu, retoryki antyamerykańskiej. Przeciwnie – zawiązał strategiczny sojusz z Waszyngtonem. Nie zapowiada, jak prezydenci sąsiednich krajów (Chavez, Correa, Morales), że zbuduje „socjalizm XXI wieku". Jest zdecydowanym zwolennikiem gospodarki wolnorynkowej. Za jego rządów gospodarka rozwija się bardzo dynamicznie: w zeszłym roku zanotowała wzrost na poziomie 6,5 proc.

Być może styl uprawiania polityki przez Uribe wynika z tego, że jest on członkiem Opus Dei. Podstawowym charyzmatem tej formacji jest uświęcanie się poprzez pracę. Dlatego tak wielką wagę przykłada on do zawodowego profesjonalizmu swych współpracowników. W kraju, w którym etos pracy nie jest zbyt wysoki, stara się krzewić przekonanie o wartości dobrze wypełnionych obowiązków.

Koniec teologii wyzwolenia
Prezydent jest tak popularny wśród Kolumbijczyków, gdyż dotrzymuje swych obietnic. Podczas kampanii wyborczej zapowiadał, że zadba przede wszystkim o stan bezpieczeństwa wewnętrzne kraju. Od 40 lat bowiem w Kolumbii nie ma spokoju na skutek działalności komunistycznej partyzantki skupionej w Armii Wyzwolenia Narodowego (ELN) i Rewolucyjnych Siłach Zbrojnych Kolumbii (FARC). Szczególnie groźna jest ta ostatnia organizacja, która terroryzuje kraj, dokonując zamachów bombowych, mordów i porwań dla okupu.

Po upadku największych karteli narkotykowych FARC zajmuje się także produkcją i handlem kokainą. Prawdziwą plagą są uprowadzenia zakładników. W rękach lewackich bojowników jest obecnie ok. 800 ludzi więzionych w dżungli i pełniących rolę żywych tarcz.

Szczególnie dramatyczny był rok 2002, gdy Uribe kandydował na prezydenta. Celem ataków czerwonych partyzantów stał się wówczas Kościół. W marcu terroryści zastrzelili metropolitę Cali, abp. Isaiasa Duarte Cancino. Hierarcha znany był z bezkompromisowego potępiania przemocy – obłożył ekskomuniką bojowników ELN, gdy z kościoła Najświętszej Maryi Panny w Cali uprowadzili do dżungli 168 osób. W maju 2002 r. partyzanci z FARC dokonali masakry 109 katolików zgromadzonych w kościele w Bojaya w diecezji Quidbo.

Te akty terroru wymierzonego w wiernych Kościoła katolickiego przypieczętowały ostateczny upadek „teologii wyzwolenia" w Kolumbii. Ta niezwykle rozpowszechniona w Ameryce Łacińskiej w latach 70. i 80. ubiegłego stulecia mieszanina chrześcijaństwa i marksizmu głosiła „Chrystusa z karabinem na ramieniu" i postulowała walkę klas jako narzędzie przemiany społecznej. Wielu kapłanów zaangażowało się czynnie po stronie komunizmu, widząc w nim nadzieję na lepsze jutro. Był czas, gdy symbolem kolumbijskiego katolicyzmu pozostawał Camilo Torres, ksiądz i partyzant, w jednej ręce trzymający „Kapitał", a w drugiej kałasznikowa. Te czasy już jednak bezpowrotnie minęły.

FARC głosił, że walczy w imię uciśnionej biedoty. Ale to właśnie przedstawiciele owej biedoty stawali się głównie jego ofiarami. Nic więc dziwnego, że czerwona partyzantka straciła z czasem poparcie społeczne. Kiedy Uribe zadeklarował, że rozprawi się z lewicowym terroryzmem, Kolumbijczycy masowo zagłosowali na niego.

Jeszcze w 2002 r. FARC liczył 20 tys. członków i kontrolował 40 proc. powierzchni kraju. Dziś w jego szeregach walczy ok. 5 – 6 tys. ludzi i znajdują się oni w głębokim odwrocie. Dzięki zdecydowanej polityce prezydenta liczba zabójstw spadła o połowę, a porwań dla okupu o dwie trzecie. Armia odbiła z rąk marksistowskich bojowników kilkaset miasteczek, gdzie nie sięgała władza państwa.

Szczególnie ostatni rok przyniósł partyzantce FARC serię bolesnych ciosów. W kolejnych akcjach zginęli ich czołowi przywódcy: Martin Caballero, Ivan Rios i Raul Reyes. Ten ostatni został zabity podczas operacji wojskowej, która wywołała międzynarodowy skandal. Komandosi kolumbijscy zaatakowali bowiem bazę Reyesa na terytorium Ekwadoru. W odpowiedzi wojska ekwadorskie i wenezuelskie zgromadziły swe siły w gotowości bojowej przy granicy z Kolumbią. Sytuację podgrzało ujawnienie danych zapisanych na laptopie Reyesa. Wynikało z nich, że lewicowi przywódcy Ekwadoru i Wenezueli wspierali FARC. Reyes dwukrotnie spotykał się z ekwadorskim ministrem bezpieczeństwa, a wenezuelski prezydent Hugo Chavez podarował FARC 300 mln dol.

Napięcie między trzema państwami udało się jednak rozładować. Na wezwanie kardynałów Kolumbii, Wenezueli i Ekwadoru w największych sanktuariach maryjnych w tych krajach modliły się o to rzesze wiernych. Alvaro Uribe nie miał wątpliwości, że to zwycięstwo Maryi.

Realizm mistyczny
Najsłynniejszym Kolumbijczykiem na świecie jest dziś bez wątpienia Gabriel Garcia Marque. W jego powieściach Kolumbia to kraj realizmu magicznego, gdzie świat widzialny w jakiś magiczny sposób przenika się ze światem niewidzialnym.

Dominik Tarczyński, który kręci film dokumentalny o kolumbijskiej religijności, mówi o „realizmie mistycznym". Opowiada, że dla racjonalistycznego umysłu Europejczyka jest niepojęte to, co Kolumbijczycy traktują jako oczywistość – owo przenikanie się rzeczywistości duchowej, nadprzyrodzonej z rzeczywistością fizyczną, materialną. Tarczyński wspomina swoją rozmowę z ministrem transportu w Bogocie. Szef resortu opowiadał o swojej relacji do Maryi w sposób tak czuły, emocjonalny i osobisty, jakby mówił o przyjacielu, z którym codziennie się spotyka i rozmawia.

Fenomenem Kościoła katolickiego w Kolumbii jest działalność ok. 40 osób, zarówno duchownych, jak i świeckich, które doświadczają stanów mistycznych. Opowiadają o swoich objawieniach, duchowym poznaniu, obcowaniu z Jezusem, Maryją, świętymi i aniołami. Co ciekawe, ludzie ci są oficjalnie uznani przez władze kościelne, a biskupi dają imprimatur dla ich wypowiedzi. Owi mistycy, określani powszechnie mianem instrumentów bożych, są w Kolumbii bardzo popularni – piszą książki, występują w telewizji, są rozpoznawani na ulicy. Dla wielu wierzących stanowią prawdziwe autorytety.

Jedną z takich osób jest Gloria Polo, która była wcześniej całkowicie obojętna religijnie – do 5 maja 1995 r. Wówczas to w centrum Bogoty piorun uderzył w nią i jej 23-letniego siostrzeńca. Chłopak zginął na miejscu. Jej lekarze nie dawali szans. Poparzenia nerek, płuc i innych organów były tak rozległe, że nie miała prawa żyć. Medycy wielokrotnie próbowali odłączyć ją od aparatury podtrzymującej życie, ale siostra Glorii uparcie sprzeciwiała się temu. Dziś uderzona przez piorun kobieta jest całkowicie zdrowa, a po dawnych obrażeniach nie ma śladu. Doktorzy mówią, że nie potrafią wyjaśnić tego z medycznego punktu widzenia.

Owego dnia Gloria przeszła jednak całkowitą przemianę duchową. Opowiada, że w czasie kiedy uważana była za umarłą, poznała rzeczywistość pozagrobową. To, czego wówczas doświadczyła, sprawiło, że stała się głęboko wierzącą katoliczką. Dziś podróżuje nie tylko po Kolumbii, ale także po wielu krajach świata, i opowiada, że ratunkiem dla człowieka jest zaufanie Bogu i zanurzenie się w jego miłosierdziu.

Rick Miller, były dyplomata amerykański, który często bywa w Kolumbii, jest przekonany, że kraj ten przeżywa obecnie okres duchowej odnowy i silnego rozbudzenia religijnego. Jego zdaniem ewenementem jest jedność między elitami a resztą społeczeństwa. Do tej pory rządzący często pogardzali latynoskim katolicyzmem ludowym, teraz natomiast nie tylko się z nim utożsamiają, ale nawet chcą go pogłębiać. Ów realizm mistyczny, o którym mówił Tarczyński, był wszechobecny wśród prostego ludu, obecnie stał się udziałem elit politycznych i opiniotwórczych.

Konsekracja znaczy zawierzenie
Nic więc dziwnego, że w takiej atmosferze przed tygodniem, w niedzielę 12 października, doszło do uroczystej konsekracji kraju Najświętszemu Sercu Pana Jezusa oraz Niepokalanemu Sercu Najświętszej Maryi Panny. Dokonały tego wspólnie władze kościelne i państwowe. W wypełnionej szczelnie katedrze w Bogocie zebrał się rząd z prezydentem Alvaro Uribe i episkopat z kardynałem Pedro Rubiano.

Światowe media, które zazwyczaj skrzętnie donoszą o porwaniach czy zamachach w Kolumbii, tym razem przemilczały to wydarzenie. Choć zdaniem wielu kolumbijskich polityków był to najważniejszy akt w tym kraju od ogłoszenia niepodległości. Gdyby porównywać go z historią Polski, należałoby wspomnieć o ślubach Jana Kazimierza w 1656 r. czy ślubach jasnogórskich w 1956 r.

Prezydent Uribe tak wyjaśnia powody konsekracji: „To bardzo proste. Mój dziadek powtarzał: rodzina, która modli się razem, żyje razem! I to jest mój cel: aby Kolumbijczycy żyli zjednoczeni". Po chwili zaś dodaje: „Mamy bardzo prostą filozofię zarządzania Kolumbią. Szukamy poprawy bytu dla naszych obywateli. Do tego potrzeba światła, a tym światłem jest Bóg".W podobnym duchu wypowiada się szef armii, generał Padilla: „My w Kolumbii mamy konstytucję, która odzwierciedla ład, jaki otrzymaliśmy od Boga. Przez lata Kolumbijczycy byli nękani atakami terrorystycznymi, ale dzisiaj zamykamy ten straszny okres, oddając się pod opiekę Bogu. (…) Po raz pierwszy we współczesnej historii Kościół katolicki wspólnie z nami, przedstawicielami władzy świeckiej, chce dokonać konsekracji Kolumbii. Stawiamy pytanie każdemu: czy oddaje siebie i swą rodzinę pod opiekę Bogu?".

Przewodniczący episkopatu, kardynał Pedro Rubiano, uważa, że akt konsekracji to nie koniec pewnego etapu, ale dopiero początek ogromnej pracy duszpasterskiej.Hierarcha chciałby, aby do każdej kolumbijskiej rodziny dotarł sens owego aktu i aby każdy mógł wybrać osobiście, czy chce zawierzyć swoje życie Jezusowi. Najważniejsze rzeczy na świecie, jak mówi, dokonują się bowiem w zakamarkach ludzkich serc."

-współpraca: Lech Dokowicz
Rzeczpospolita-2008

 Albo Kaczyński porzuci futuryzm i konstrukcje rozumu, natychmiast się nawróci i zrobi co należy zrobić, albo Polska zginie.

Niech śmierć Jego brata i pozostałych Polaków nie pójdzie na marne. Mamy misję nawrócenia świata, nie zapominajmy tego. I co robi kierownik duchowy Kaczyńskiego? Nie wie, jaka jest jego rola? Na co czeka, jako kapłan prowadzący być może przyszłego prezydenta?

Jarosławie. Pamiętasz, jak z bratem ukradliście księżyc? Powstań teraz. Nie dokończyłeś Misji.

 Jeśli zrobi to PO, na pewno dostanie błogosławieństwo narodu. [to jedyny ratunek dla tych głupich mózgów]

0

circonstance

Iza Rostworowska. Crux sancta sit mihi lux / Non draco sit mihi dux Vade retro satana / Numquam suade mihi vana Sunt mala quae libas / Ipse venena bibas

719 publikacje
0 komentarze
 

Dodaj komentarz

Authorization
*
*
Registration
*
*
*
Password generation
343758