W ślad za moją poprzednią publikacją „Upadek Europy” chciałbym rozważyć możliwości uniknięcia ze strony Polski negatywnych skutków tego „upadku”. Jedną z dróg wyjścia / dosłownie i w przenośni/ jest „Polexit” uważany zarówno jako straszak i jako ratunek. Na wstępie trzeba zaznaczyć, że nie możemy porównywać się do położenia Wk Brytanii posiadającej wszystkie niezbędne atuty dla samodzielnego funkcjonowania począwszy od usytuowania geopolitycznego aż do potencjału gospodarczego. Ponadto jej związki z krajami brytyjskiej wspólnoty mogą zastąpić ubytek partnerów kontynentalnych. Mimo to jednak pozostanie obawa o możliwości znalezienia odpowiedniej rekompensaty dla utraconego rynku unijnego. Okaże się to w stosunkowo niedługim czasie, wprawdzie jego udział w całości brytyjskiego eksportu oscylował w granicach 40 %, podobnie jak i import, to jednak w przypadku radykalnego obcięcia […]
W ślad za moją poprzednią publikacją „Upadek Europy” chciałbym rozważyć możliwości uniknięcia ze strony Polski negatywnych skutków tego „upadku”.
Jedną z dróg wyjścia / dosłownie i w przenośni/ jest „Polexit” uważany zarówno jako straszak i jako ratunek.
Na wstępie trzeba zaznaczyć, że nie możemy porównywać się do położenia Wk Brytanii posiadającej wszystkie niezbędne atuty dla samodzielnego funkcjonowania począwszy od usytuowania geopolitycznego aż do potencjału gospodarczego.
Ponadto jej związki z krajami brytyjskiej wspólnoty mogą zastąpić ubytek partnerów kontynentalnych.
Mimo to jednak pozostanie obawa o możliwości znalezienia odpowiedniej rekompensaty dla utraconego rynku unijnego. Okaże się to w stosunkowo niedługim czasie, wprawdzie jego udział w całości brytyjskiego eksportu oscylował w granicach 40 %, podobnie jak i import, to jednak w przypadku radykalnego obcięcia tych możliwości znalezienie odpowiedniego odbiorcy poza UE będzie niełatwe.
Paradoksalnie, ale sytuację Wk Brytanii ułatwia ujemny bilans handlowy z krajami UE, które na ubytku tego rynku mogą więcej stracić.
Stąd można spodziewać się z ich strony nacisków na KE w kierunku utrzymania dotychczasowych stosunków handlowych z rynkiem brytyjskim.
Przedstawione uwagi odnoszą się do stanu istniejącego, natomiast ze względu na światową tendencje do tworzenia wielkich organizmów gospodarczych, Wk Brytania samodzielnie nie będzie miała możliwości funkcjonowania.
Prędzej czy później dostanie się do jedynej możliwości, czyli rynku północnoamerykańskiego i to wyraźnie jako kraj podporządkowany. Niewykluczone, że po trzystu latach role się odwrócą.
Można sądzić, że ten proces już się toczy i „brexit” jest tego konsekwencją, jak na razie to najwięcej wykupujących posiadłości w Wk Brytanii jest przedstawicieli Opec i Rosji, ale to się zapewne w niedługim czasie skończy.
Sytuacja Polski jest diametralnie różna, począwszy od położenia geopolitycznego, a skończywszy na zależnościach gospodarczych.
Niezależnie od oceny samej UE, w której trudno dopatrzeć się cech pozytywnych, a szczególnie polskiego w niej udziału związanego ze znaczną ilością niedogodności, a w wielu przypadkach celowymi szykanami, koncepcja wyjścia Polski z tego układu zawiera wielki ładunek niebezpieczeństw i niewiadomych.
Przede wszystkim natychmiast pojawia się problem polityczny na skalę ogólnoeuropejską – losów unii, Polski i wielu innych krajów z sąsiadami Polski na czele.
Polska nie ma położenia ani takiej sytuacji gospodarczej jak Szwajcaria czy Norwegia i dlatego nie może funkcjonować na peryferiach UE jako współpracujący, niezależny kraj.
W pierwszej kolejności znaleźlibyśmy się pod silnym naciskiem Rosji o włączenie się do jej satelickiego otoczenia. Praktycznie byłby to powrót do pozycji PRL – forpoczty rosyjskich zapędów imperialnych.
Zachętą do tego byłyby obiecanki otworzenia rosyjskiego rynku i przywileje w korzystaniu z zaopatrzenia w surowce. Po zagarnięciu Polski obiecanki pozostałyby w dalszym ciągu na papierze, natomiast zależność podlegałaby stałemu naciskowi aż do osiągnięcia roli Białorusi.
Opór Polski spotkałby zwiększenie szykan i narastanie agresji grożące zredukowaniem do minimum i tak już słabej pozycji Polski.
Dla UE wyjście Polski oznacza konieczność zmiany konfiguracji w środkowej Europie nie mówiąc już o niechybnej utracie kilku innych krajów z bałtyckimi na czele. Unia byłaby zmuszona do powrotu do stanu sprzed upadku Sowietów.
Niezależnie od skoncentrowanych ataków na Polskę prowadzonych pod firmą UE „polexit” jest dla niej nie mniej groźny niż dla samej Polski.
Trzeba nadmienić przy okazji, że czegoś takiego jak „interes UE” nie ma w europejskiej praktyce politycznej, są interesy reprezentowane przez administrację unijną na rzecz poszczególnych decydentów, a głównie, a nawet niemal wyłącznie, interes niemiecki.
I w tym aspekcie należy rozpatrywać problem polskiego wyjścia z UE.
Ponad wszelką wątpliwość Polska znajduje się w niemieckiej strefie wpływów, dla Niemiec oznacza to zabezpieczenie przed ewentualnymi rosyjskimi dążeniami parcia na zachód i wprzęgnięcie do niemieckiej gospodarki jako jej poddostawca.
Wprawdzie ten układ wynika z porozumienia z Rosją, ale musi też zawierać określone zabezpieczenia na wypadek zdrady ze strony rosyjskiej.
Takim zabezpieczeniem jest przede wszystkim polska obecność w NATO i wyrażona przez nią chęć obrony przed ewentualną rosyjską agresją.
Niemcy nie muszą się martwić, sprzeciwiająca się niemiecko rosyjskiemu spiskowi i szukająca wsparcia w USA – Polska jest najlepszym gwarantem niemieckiego bezpieczeństwa przejmując z rąk niemieckich rolę pierwszego bastionu oporu. Jakie z tego mogą być skutki nie trudno sobie wyobrazić.
Niemcy zatem zrobią wszystko co możliwe byle zatrzymać Polskę w tym układzie jaki dziś istnieje.
Dla Polski poza oczywistymi niedogodnościami jest to okazja do wywalczenia swoich spraw, gdyż wiedza o rzeczywistym stanie rzeczy jest bardzo potrzebna dla wypracowania koncepcji własnej polityki.
Przede wszystkim nie można bez alternatywy wchodzić do określonych układów.
Na taką sytuację wyglądają nasze stosunki z USA, jak powiada Machiaveli: – książę nie zabiega o wiernych sobie, a o takich, którzy są niepewni.
Trump musi wiedzieć, że o Polskę trzeba stale zabiegać a nie zaliczać ją jako już ostatecznie zapisaną do swoich szeregów.
Podobnie Niemcy nie powinny pozostawać w przekonaniu, że mają Polskę w swoim układzie na trwałe.
Po co nam jest to potrzebne?
Przede wszystkim dla zmuszenia do zmiany planów obronnych Europy ze stanu pasywnego w jakim obecnie znajduje się NATO do stanu aktywnego.
/Europę stać na to żeby NATO poszło na to jak na lato./
Wystarczy żeby połowę budżetów wojskowych kraje należące do traktatu przeznaczyły na realną siłę uderzeniową to każdemu potencjalnemu napastnikowi z pewnością odechce się agresji. Budżet wojskowy krajów NATO sięga biliona dolarów rocznie, a połowa z tego przekracza budżet wojskowy Rosji dziesięciokrotnie.
W każdym bądź razie zabawa w „polexit” może być znakomitą okazją do zmuszenia zniewieściałych i wystraszonych Europejczyków do działania na nie tylko polską, ale w ostatecznym rachunku też i wspólną korzyść.
Narzekanie na UE ma wszelkie rzeczowe podstawy mając jednak do wyboru w ostatecznej konsekwencji wyjścia z niej – układ rosyjski, to chyba nie ma wątpliwości.
Poza wszelkimi innymi względami wystarczy porównanie poziomu dochodów.
W UE jesteśmy wprawdzie na szarym końcu notując w PKB -15,4 tys. USD rocznie na mieszkańca / po zwaloryzowaniu jest to 31,9 tys.USD, co brzmi chyba zbyt optymistycznie/ , za nami już tylko Rumunia i Bułgaria, ale w zestawieniu z układem rosyjskim jesteśmy lepsi od najwyżej tam notowanej Rosji / odpowiednio 11,3 tys. USD, a po zwaloryzowaniu 29,3 tys.USD/.
Jak zwykle Rosja może nam zaoferować „sprawiedliwy podział nędzy” jak sobie dworował Churchill i dlatego chyba oddał nas bez słowa protestu Stalinowi.
W grze o rolę Polski w Europie brakuje przede wszystkim polskiego udziału, nasi główni partnerzy – USA i Niemcy są zbyt pewni swego i przydałaby się im nauczka, że o sojuszników należy zabiegać, a nie traktować ich jak swoją własność.
Z drugiej strony nie można iść za daleko, tak jak to czyni Turcja, ale można poszukać partnerów do gry znajdujących się w podobnej sytuacji co Polska i postawić twarde warunki dalszego współistnienia.
Punktem wyjścia jest rachunek zysków i strat, który wyraźnie wskazuje, że stale powtarzane dobrodziejstwa naszej przynależności zarówno do UE jak i NATO ciągle nie pokrywają strat poniesionych skutkiem zastosowania brutalnej metody włączenia nas do obu tych organizacji, a szczególnie:
– w stosunku do UE likwidacja własnej wytwórczości bez możliwości wprowadzenia okresu przystosowawczego, ograniczenia produkcyjne i handlowe, niedostatek pomocy kredytowej;
– w stosunku do NATO, całkowita zmiana koncepcji strategicznej, wymuszone przejście na inną organizację sił zbrojnych, wycofanie posiadanych zasobów wyposażenia oraz likwidacja własnego przemysłu zbrojeniowego połączona z koniecznością dokonywania bardzo kosztownych zakupów zagranicznych.
Ponadto wymagania bezwzględnego przestrzegania określonego minimum wydatków obronnych w sytuacji, kiedy wielokrotnie bogatsi partnerzy stale nie wykonują przyjętych zobowiązań. Wygląda na to, że biedne kraje Europy środkowej muszą własnym sumptem bronić nie tylko siebie, ale przede wszystkim bogatych i skąpych krajów zachodniej Europy.
To nie Trump powinien domagać się wypełniania obowiązków obronnych, szczególnie ze strony Niemiec, ale to my mamy największe prawo i obowiązek zmuszenia nie tylko do bieżącego przestrzegania zadań, lecz też i pokrycia zaległości.
Trzeba też wyjaśnić ostatecznie, że to nie my musimy się bronić sami, bowiem obrona jest zadaniem wspólnym całej Europy i wspólnoty obronnej.
Podobnie jest ze stosunkami w UE, wspólnym rachunkiem muszą być objęte zarówno wydatki jak i straty poniesione w procesie tworzenia unijnej gospodarki.
„Stara Unia” potraktowała nowo przyjęte kraje jako okazję do zapewnienia sobie tanich poddostawców i rynek zbytu na zbędne remanenty. Ten rachunek oczywistego wyzysku i działań oszukańczych powinien być wyrównany uwzględniając nawet dość nędzny poziom „pomocy”.
Niezależnie od tego należy domagać się utworzenia prawdziwie wolnego rynku unijnego, traktującego na równych zasadach wszystkich jego członków.
Sprawy „polexitu” nie można traktować jako czegoś oderwanego od całości problemów unijnych i europejskich, na zasadzie: „nie podoba się wam to zabierajcie swoje zabawki i wynoście się”.
Należy wyjaśnić ostatecznie, że nie zostaliśmy włączeni do UE dla naszych profitów, lecz dla wszechstronnych interesów UE, a imiennie zachodniej Europy z Niemcami na czele i jeżeli ktoś ma prawo do wyrażania niezadowolenia to ci, których kosztem najbogatsi jeszcze się wzbogacili zapewniając sobie przy tym maksimum bezpieczeństwa.
W parlamencie europejskim i komisji europejskiej ogromną ilość czasu poświęca się na sprawy błahe, natomiast omija się podstawowe tematy związane z perspektywą dalszej egzystencji UE.
Już dziś można przewidywać z dużym prawdopodobieństwem losy Europy przy kontynuacji obecnego stanu.
Przede wszystkim w ciągu najbliższych paru dziesiątków lat Europa przestanie być „biała”, a stanie się najpierw czarna, a potem żółta.
Cały, kolosalny wysiłek na wyeliminowanie chrześcijańskiej kultury i zastąpienie jej bezbożnym nihilizmem, zakończy się najpierw szariatem, a potem chińską odmianą komuny.
To są nieuchronne konsekwencje polityki prowadzonej przez UE, szansą na uniknięcie tego losu jest odrodzenie chrześcijańskiej kultury i Polska powinna przejąć rolę wiodącą w tym procesie.
Wówczas „polexit” obejmie całą Europę w sensie wyjścia z dotychczasowych więzów krępujących jej rozwój i „rozwiązłości” czyniących ją bezbronną wobec agresji wrogich sił.