Nowo desygnowany premier hiszpański złożył bezbożną przysięgę i nie wiem czy przy okazji nie złamał konstytucji bowiem nieznany mi jest jej zapis w tym względzie. Jeżeli tak to rząd jest „nieważny” i powinien być natychmiast rozwiązany na co powinien zwrócić uwagę król Filip. Niezależnie od tego szkoda, że odniesiona kontuzja nie pozwoliła Sanchezowi na kontynuowanie kariery koszykarskiej, może uwolniłby Hiszpanię od swego nieszczęsnego premierostwa. Jest to bowiem na samym wstępie bardzo nieszczęśliwych rządów dla Hiszpanii, wojujący ateizm reprezentowany przez premiera, a sięgający korzeniami do ostatniego okresu rządów republikańskich z katastrofalnymi skutkami: – głodem, mordowaniem, grabieżą, ogólnym spustoszeniem kraju, którego z dna upadku wyciągały dopiero „obrzydliwe, faszystowskie” rządy gen. Franco. W 1936 roku Hiszpania miała niecałe 30 mln. mieszkańców i dochód […]
Nowo desygnowany premier hiszpański złożył bezbożną przysięgę i nie wiem czy przy okazji nie złamał konstytucji bowiem nieznany mi jest jej zapis w tym względzie. Jeżeli tak to rząd jest „nieważny” i powinien być natychmiast rozwiązany na co powinien zwrócić uwagę król Filip.
Niezależnie od tego szkoda, że odniesiona kontuzja nie pozwoliła Sanchezowi na kontynuowanie kariery koszykarskiej, może uwolniłby Hiszpanię od swego nieszczęsnego premierostwa.
Jest to bowiem na samym wstępie bardzo nieszczęśliwych rządów dla Hiszpanii, wojujący ateizm reprezentowany przez premiera, a sięgający korzeniami do ostatniego okresu rządów republikańskich z katastrofalnymi skutkami: – głodem, mordowaniem, grabieżą, ogólnym spustoszeniem kraju, którego z dna upadku wyciągały dopiero „obrzydliwe, faszystowskie” rządy gen. Franco.
W 1936 roku Hiszpania miała niecałe 30 mln. mieszkańców i dochód narodowy na poziomie Polski / około 700 zł. rocznie na mieszkańca w wymiarze produkcji materialnej/.
Po zakończeniu wojny domowej w 1939 roku kraj praktycznie był zrujnowany z ubytkiem przynajmniej miliona ludności.
Obecnie Hiszpania ma prawie 10 mln mieszkańców więcej niż Polska, jej przychód na osobę jest przeszło dwukrotnie wyższy od polskiego, a oszczędności przeszło czterokrotnie większe.
Narzekają wprawdzie Hiszpanie na wysokie bezrobocie, ale to nie oni w Polsce, tylko Polacy w Hiszpanii szukają pracy i gdybyśmy u nas liczyli poziom bezrobocia według ich kryteriów to mogłoby się okazać, że jest zupełnie inaczej niż wykazuje statystyka.
Ten stan rzeczy w Hiszpanii osiągnięty zawdzięczając rządom „prawicy” najwyraźniej dojrzał już do tego żeby przejęła je lewizna i rozpoczęła proces destrukcji zarówno moralnej jak i materialnej.
Miejmy nadzieję, że może król wreszcie się obudzi i podobnie jak w swoim czasie jego ojciec zainterweniuje dla ratowania sytuacji.
Hiszpania zresztą to nie jedyny przykład na totalną destrukcję w Europie, jest ona wyraźnie robiona na „zamówienie”, a dobór typów w rodzaju Sancheza czy Macrona jest koronnym na to dowodem.
Nie są to bowiem żadni „trybuni ludowi”, tacy jak Blum czy Thaelmann, ale po prostu odpowiednio wyszkolone marionetki.
Głównym przedmiotem ataku jest chrześcijańska kultura Europy ze szczególnym uwzględnieniem tej jej elementów, które stanowią formalną reprezentację, a także wewnętrzne spoiwo.
Ze względu na całkowita kapitulację chrześcijańskich kościołów „zreformowanych” włączając do tego urzędowe podporządkowanie moskiewskiej cerkwi prawosławnej świeckiej władzy na Kremlu, na placu boju pozostał jedynie kościół rzymsko katolicki.
Za mojej, przedwojennej pamięci kościół ten nosił nazwę „kościoła wojującego” i nie donosi się to do pojęcia „kościoła instytucjonalnego” reprezentowanego przez hierarchiczne duchowieństwo, ale do kościoła powszechnego, czyli zgromadzenia wiernych.
Nie żyjemy wprawdzie w czasach, kiedy to „wierny lud Rzymu” ogłaszał swojego biskupa – papieża, ale zapotrzebowanie na zwiększony udział ludu bożego w dziele obrony przed inwazją stale rośnie.
Chwilami odnosi się wrażenie, że prominentni przedstawiciele hierarchii kościelnej obawiają się własnego ludu i przyjmują walkę na warunkach dyktowanych przez wroga.
Typowym przykładem takiej postawy było wystąpienie papieża Franciszka w Krakowie pod hasłem „tres palabras”.
Jeżeli zestawi się te słowa z wezwaniem Jana Pawła II o odnowienie oblicza ziemi –„Tej Ziemi” to widzi się jaka przepaść je dzieli.
Sprowadza się po prostu rolę kościoła do jeszcze jednej partii politycznej obiecującej ludziom raj na ziemi.
Jest to znak kapitulacji i braku wiary w rzeczywiste posłannictwo kościoła Chrystusowego.
W czasach zagrożenia moralnego, znacznie niebezpieczniejszego dla ducha ludzkości aniżeli prymitywny i okrutny atak bolszewizmu i hitleryzmu, pasterską rolę w kościele nie mogą sprawować ludzie o mentalności ubożuchnego proboszcza z peryferiów Buenos Aires, któremu wystarczy żeby jego parafianie jako tako spełniali przykazania kościelne.
Wypełnianie dogmatu o nieomylności w sprawach wiary to stanowczo za mało w konfrontacji z najgroźniejszym wysłannikiem szatana występującym pod szyldem nieograniczonej wolności i pozbycia się wszelkich hamulców moralnych.
Szczerze mówiąc liczyłem na to, że przynajmniej kościół instytucjonalny w Polsce dostrzeże rzeczywisty stan rzeczy i podejmie się roli przewodnictwa w walce.
Wyrazem postawy tego kościoła były zawsze uroczystości Bożego Ciała –święta mającego dziś szczególne znaczenie.
Za komuny właśnie to święto i kazania Prymasa Tysiąclecia stanowiły wyraz postawy narodu i umacnianie jego jedności.
Dzisiaj nie mamy ani roli prymasa – interrexa, -ani jedności wśród przywódców kościoła polskiego.
Dowodem na to są z satysfakcją przytaczane przez wrogie Polsce tzw. „polskojęzyczne” media – różnice zdań w kazaniach wygłaszanych w Boże Ciało przez poszczególnych przedstawicieli episkopatu.
„Demokratyczna” równość tych zdań, zjawisko obce roli pasterzy kościoła wyznaczonych przez Chrystusa, decyduje o ich słabości w obliczu największego zagrożenia.
Czyżby miarą tej słabości miała być różnica między apostołami poruszającymi się „per pedes apostolorum”, a ich następcami korzystającymi z „mercedes episcoporum”.
Pamiętam w czasach komuny moje spotkania z biskupem Tokarczukiem, który w odróżnieniu od swoich współbraci w biskupstwie, przyjeżdżał do Warszawy pociągiem, a pod sekretariatem episkopatu stał szereg mercedesów z wieloma kierowcami wyglądającymi na tęgich ubeckich kapusiów.
Czas najwyższy do powrotu formuły wielkiego przywództwa kościelnego w Polsce, gdyż tylko kościół polski i to jako – rzeczywiste zgromadzenie wiernych, jest w stanie przeciwstawić się zwycięsko szaleńczej ofensywie „imperium zła”.
Objawy tej ofensywy przeżywamy na co dzień i brakuje nam zademonstrowania prawdziwej siły drzemiącej w narodzie.
Jak na razie mamy tylko nieśmiałe sygnały w postaci demonstracji rodzin polskich itp., a potrzebny jest ruch na powszechną skalę – jak choćby pod patronatem św. Rocha chroniącego od najgorszej zarazy.