Zacznę od mojego pupila GUS’u, który już dzisiaj 2 stycznia 2018 roku powinien przedstawić szacunkowe wyniki gospodarki w 2017 roku.
Starorzymska zasada powiada: -„bis dat qui cito dat”, jak znam z doświadczenia, za pół roku GUS zaoferuje nam wstępne informacje za rok 2017, tylko że będzie to już przysłowiowa musztarda po obiedzie, gdyż aktualne już będą dane za rok bieżący.
Domagając się informacji „na gorąco” za rok ubiegły mogę spodziewać się odpowiedzi w pseudonaukowym bełkocie o odpowiedzialności uczonego za udzielane informacje.
Stwierdzam po pierwsze, że GUS nie jest i nie powinien być placówką „naukową”, ale wyłącznie usługowym rzemieślnikiem, którego zadaniem jest przedstawienie w możliwie najszybszym czasie wszelkich niezbędnych informacji na temat sytuacji społeczno gospodarczej kraju, ażeby w ten sposób pomóc w zarządzaniu i wyrobieniu opinii publicznej.
Z własnego doświadczenia ponad półwiekowej pracy w gospodarce mogę przytoczyć, że rozporządzając znacznie skromniejszymi możliwościami technicznymi i kadrowymi potrafiliśmy w mojej branży rybołówstwa morskiego, co miesiąc w pierwszym dniu następnego miesiąca przygotować sprawozdanie za miesiąc poprzedni operując danymi szacunkowymi za ostatni dzień, lub dwa dni.
I te dane były najbardziej potrzebne w podejmowaniu bieżących decyzji, to co przychodziło później miało już głównie znaczenie archiwalne.
Ale GUS tak jak większość rozdętych, parkinsonowskich instytucji pracuje głównie dla siebie, a nie dla zewnętrznych odbiorców i w tym przedmiocie kieruje się własnym kalendarzem, a zarządzającym, którzy powinni korzystać z usług GUS’u, jak dotąd brak aktualnych wiadomości nie przeszkadza, gdyż przy podejmowaniu decyzji kierują się innymi przesłankami.
A zatem w odniesieniu do 2017 roku „wiemy, że nic nie wiemy”, no może raczej niewiele, bowiem informacja z III kwartału, że przybyło nam 4,9% PKB jest zapewne pomyślna, tylko że o kwartał spóźniona i nic niewyjaśniająca z jakich przyczyn nam przybyło.
Prognoza na rok 2017 / tak jakby się on jeszcze nie skończył/ szacuje przyrost PKB o 4% w skali rok do roku.
Szczerze mówiąc nie wiem, czy to dużo czy mało, wszystko zależy z czego się składa, a tego nie wiemy, a przecież już dziś można uzyskać wiele danych choćby nieostatecznych, ale np. w sprawie rolnictwa i związanym z nim przemysłem przetwórczym, to rok gospodarczy wraz z zasiewami oziminy i produkcji cukru się zakończył i można podać informacje praktycznie ostateczne.
Z całą pewnością pozytywnym objawem jest obniżenie poziomu bezrobocia do około 6%, co przy stałym dwucyfrowym bezrobociu za poprzednich rządów należy traktować jako największe osiągnięcie.
Jest tylko pytanie – czy to jest stan optymalny, najlepiej byłoby gdyby ten stan wynosił 0, ale myślę, że 3% można już uznać za optimum.
Najważniejsze jest jednak, żeby powrót naszych emigrantów zaczął zdecydowanie przewyższać wyjazd.
Dopiero takie świadectwo byłoby uznaniem sukcesu na miarę historyczną.
Z treści wypowiedzi premiera na temat polskiej gospodarki w 2017 roku możemy się dowiedzieć przede wszystkim o pracach nad ustawami, z takim nastawieniem spotkałem się zarówno w wypowiedzi ministra rolnictwa jak i w publikacji na temat gospodarki morskiej.
Ogólnie mogę stwierdzić, że same ustawy niczego nie zmieniają, zmiany wnoszą ich realizacje, a o tym raczej wolałbym mówić.
Dla mnie wzorem twórczej ustawy będzie zawsze ustawa o budowie portu morskiego w Gdyni zawierająca jedno zdanie, że ma być wybudowany port morski w Gdyni, i został wybudowany w tempie, przy którym obecne inwestycje z portem gazowym w Świnoujściu na czele mogą tylko się ze wstydu spalić.
Gdyby dzisiaj taki port trzeba było wybudować, to najpierw byłoby wydanych przynajmniej z pięć ustaw okołotematycznych, potem nastąpiłaby dyskusja na temat wyboru lokalizacji, wydano by mnóstwo pieniędzy, tylko że port nigdy by nie powstał, bo niemożliwe byłoby uzgodnienie stanowisk różnych „lobby” szykujących skok na kasę.
Jako przykład pozytywnych zmian w gospodarce morskiej przytoczono budowę przekopu mierzei wiślanej i otwarcia portu w Elblągu.
Mnie w tej sprawie interesuje więcej jakie przeznaczenie miałby port w Elblągu, mamy bowiem kilka małych portów, które od wielu lat cierpią na brak obrotów. Po prostu mała żegluga została połknięta przez wielką, a szczególnie przez terminale kontenerowe. Czy aby nie chodzi tu tylko o symbolikę uniezależnienia od Rosji.
Piszę o tym nie bez kozery, bowiem przed kopą lat zwrócił się do mnie ówczesny wiceminister Żeglugi -Wiśniewski /ten admirał od wycelowania armat w stronę sowieckich okrętów zbliżających się do Gdyni/ – o uzasadnienie celowości budowy przekopu elbląskiego dla celów wykorzystania przez rybołówstwo morskie, którym zajmowałem się w bezpartyjnym ministerstwie Darskiego.
Powołał się Wiśniewski na prośbę wiceminister spraw zagranicznych – Wiernej, która wystąpiła z projektem nie orientując się zapewne, że „duch październikowego uniezależniania PRL od Sowietów” już zamarł i zmuszona była szukać innych niż polityczne powodów do tej koncepcji.
Mnie w tym wszystkim najbardziej wówczas rozbawił fakt, że w komunistycznym państwie jego prominenci szukali wsparcia u „zaplutego karła reakcji” z tabliczką „AK” zawieszoną na szyi wg powszechnie znanego plakatu niejakiego Włodzimierza Zakrzewskiego.
Niestety do realiów jeszcze daleka droga, bardziej od wyczynów legislatorskich cieszyłaby mnie wiadomość, że np. rozpoczynamy w Polsce na skalę naszych potrzeb, a przy okazji i możliwości eksportowych produkcję ciągników, których mogłyby się podjąć ocalałe z ogólnej pożogi wielkoprzemysłowych zakładów „Ursus” i „Jelcz”.
Ciągłe odmienianie we wszystkich przypadkach „małych i średnich” przedsiębiorstw to jednak stanowczo za mało, jeżeli chce się z polskiej gospodarki zrobić siłę, na którą ona zasługuje. Na to potrzebne jest odrodzenie wielkich zakładów i nie ma co się łudzić, bez wielkich, rządowych zamówień nie da się tego zrobić.
W obecnej chwili aż się prosi o budowę gazowców i kontenerowców, na które zapotrzebowanie ciągle rośnie.
Nie zrobią tego mikroskopijne pozostałości po polskim przemyśle okrętowym, chociaż chwała im za to, że przetrwały niszczycielską nawałę wspieraną przez rządy w Polsce przez wiele lat.
Propozycja „rządowych zamówień” spotka się zapewne z atakiem na wtrącanie się państwa do gospodarki, mogę tylko wyjaśnić, że wszystkie światowe koncerny przemysłowe wyrosły głównie na zamówieniach rządowych, chociaż można szukać i innych rozwiązań. Obawiam się tylko, że w Polsce nie ma takich kapitalistów, którzy byliby w stanie podjąć się ożywienia wielkiego przemysłu.
Przypomina to stan przedwojenny, kiedy to państwo właśnie z tych względów było zmuszone do zajęcia się tą dziedziną z bardzo dobrymi rezultatami.
Problem leży głównie w odszukaniu kadry specjalistów godnych zaufania, tacy właśnie ludzie z otoczenia Mościckiego i Kwiatkowskiego budowali zręby polskiego wielkiego przemysłu.
Stworzenie sprzyjającej atmosfery dla tworzenia polskiej, autonomicznej gospodarki wymagałoby zorganizowania stałego kontaktu kierownictwa tej gospodarki ze społeczeństwem, chociażby telewizyjne konferencje odpowiedzialnych ministrów gospodarczych resortów. Tylko bez demonstrowania pakietów projektów ustaw, ale z podaniem konkretów i omówieniem podstawowych problemów.
Poprzednio pisałem o potrzebie wypracowania odpowiedniego stosunku do budownictwa mieszkaniowego, które poza względami społecznymi ma zasadnicze znaczenie dla rozwoju polskiej gospodarki obok eksportu.
Z eksportem podobnie jak i z sytuacją mieszkaniową mimo postępu ciągle jesteśmy na ostatnich miejscach, w Unii zajmujemy z sumą poniżej 5 tys. USD na mieszkańca 25 miejsce, za nami już tylko Rumunia, Bułgaria bo nawet Portugalia formalnie posiadająca mniejsze obroty ma relatywnie znacznie większe dochody z turystyki.
Jeżeli jeszcze uwzględnimy, że w globalnej kwocie polskiego eksportu najpoważniejsze pozycje stanowią produkty filialnych zakładów zagranicznych, w których nasz własny wkład jest minimalny, to okaże się, że w praktyce jest jeszcze gorzej niż na papierze.
Ograniczenia i jawne szykany jakie zastosowała wobec Polski UE odbiły się niekorzystnie na naszych możliwościach eksportowych i teraz czas żeby te zaległości odrobić.
Przegląd przejętego po poprzednikach stanu polskiej gospodarki napawa zgrozą. Prawie trzydzieści lat trwała systematyczna redukcja naszej wytwórczości, w konsekwencji znajdujemy się nominalnie w poziomie PKB na mieszkańca na 57 miejscu na świecie, a nawet w bardzo optymistycznym przeliczeniu wg parytetu siły nabywczej / specjalność GUS’u/, kiedy z niecałych 13 tys. dolarów dokonany został wzrost do przeszło 27 tys. dolarów na głowę lądujemy w piątej dziesiątce.
W UE jesteśmy ciągle w końcówce.
Polski potencjał przemysłowy i rolniczy wskazywałby na możliwość lokowania się w grupie środkowej krajów unijnych, ale odrobienie zadanych nam celowo strat przy czynnym udziale niemal wszystkich rządów w Polsce, będzie wymagało ogromu pracy nie tylko nad niezbędnym postępem technicznym, ale przede wszystkim w podstawowych dziedzinach gospodarki – budowy infrastruktury, nadrabiania zaległości cywilizacyjnych i tworzenia środków produkcji.
Przed nami konieczność znacznego przyśpieszenia tempa rozwoju, grubo powyżej owych optymistycznych 4% przyrostu, co możemy potraktować jako tylko wstępne działanie w realizacji wielkiego programu decydującego o naszej przyszłości.
Jest to życzenie noworoczne aktualne nie tylko na rok 2018, ale na wiele lat i wymaga stosownej dozy zapału i poświęcenia w pracy dla własnego dobra i przyszłych pokoleń.