Od dłuższego czasu, w Polsce możemy zaobserwować zjawisko powszechnej dezaprobaty, wobec fali imigracyjnej z Afryki i Azji, generalnie do państw Unii Europejskiej.
Nie liczymy przy tym rzecz jasna opinii michnikowszczyzny i jej mediów, które zdezawuowane kompletnie działalnością w poprzednich latach, nie posiadają już właściwie żadnej mocy oddziaływania (poza zaślepionymi i wiernymi zwolennikami). Nie zwracamy także uwagi na Krytykę Polityczną i pokrewne serwisy informacyjne, które potwierdzają jeśli nie swą marginalność, to przynajmniej odjechaną od rzeczywistości – elitarność. Mnie osobiście umęczyły już trochę te tyrady retoryczne wszelakiego rodzaju specjalistów, które za wszelką cenę chcą zmieszać z błotem przybyszy z egzotycznych rejonów świata. Tym bardziej, że w Polsce słyszę i czytam nieustannie o wyczynach saraceńskich dzikusów. A przykładowo w Wielkiej Brytanii już na temat polskich gwałcicieli, pijanych kierowców ciężarówek, którzy zabijają niewinnych ludzi na drogach, czy innych awanturnikach szukających guza, etc. W taki sposób z pewnością ciężko zbudować jedność europejską. Wyraźnie da się wyczuć podział pomiędzy konserwatywnym Wschodem, doświadczonym sowieckim eksperymentem komunizmu, a także lewicowy Zachód, gdzie narodziła się pierwsza rewolucja przemysłowa i technologiczna, a wraz z nią silne reprezentacje związkowe ludzi pracy. O dziwo eksperci nie chcą dostrzec, że silnym łącznikiem i spoiwem tych dwóch obozów jest faktyczna niechęć do islamu jako takiego. Chodzi mi w tym wypadku o nastroje społeczne, bo w istocie rzeczy znaczna część zachodnich elit pogrążona jest w swym oderwaniu od przeciętnego życia i rzeczywistości, nie dostrzegając, że dryfuje w kierunku fanaberii głoszonych w Polsce przez towarzysza Michnika i jego popleczników, które stają wyznacznikiem ich alienacji, ostatnim podrygiem pewnej ery, jaka wkrótce musi odejść w zapomnienie. Ale to co najbardziej nieoczekiwane w tym wszystkim, to swoisty paradoks, głoszony przez samego papieża Franciszka czy najważniejszą postać polskiego Kościoła w postaci prymasa – Polaka.
Paradoks polegający na skądinąd chrześcijańskiej postawie społecznej, zachęcającej do pomocy ludziom potrzebującym, w tym w dużej mierze imigrantom uciekającym pod wpływem zagrożenia, jak niegdyś Jezus i Maryja z Józefem. Takie podejście i taka postawa wywołują w Polsce bunt społeczeństwa. Ale czyżby faktycznie słuszny? To prawda, że znaczną część przybyszy stanowią imigranci zarobkowi, którzy wyrzucają spore sumy na przedostanie się do „ziemi obiecanej” w Europie. Ciężko nawet zweryfikować jakiej narodowości, rasy, czy religii są statystycznie ci przybysze, ponieważ dość często prawdziwe dane są skrzętnie ukrywane. Jednak władze Kościoła wołają wyraźnie o pomoc dla tych potrzebujących. Na zadane przeze mnie pytanie do znajomego kolegi o antyimgranckim podejściu, na temat jego opinii po wystąpieniu hierarchów kościelnych, nie potrafił udzielić odpowiedzi. Co kryje się w takim wypadku za tak wyraźnym ciosem, wymierzonym w lobby antyimigranckie, które obejmuje dzisiaj swoim zasięgiem nie tylko zdecydowaną większość Polaków, ale także sfery państwowe? Być może postawa Kościoła jest wymuszona przez świadomość, że znaczna część nowych wyznawców jest pochodzenia afrykańskiego. A zatem być katolikiem oznacza akceptować powierzchowną odmienność skóry czy pochodzenia. Zresztą dla wielu Polek, mieszkających za granicą, a które skusiły się na „egzotyczny” związek posiadający mieszane dzieci, musi być trudno wracać do kraju tak stanowczo potępiającego te często małostkowe różnice. Z drugiej strony wołanie Kościoła dziwi, kiedy prawa katolików czy chrześcijan w innych państwach, szczególnie islamskich, są notorycznie łamane, włącznie z eksterminacją. A we Francji, w Niemczech, Wielkiej Brytanii czy Szwecji w szaleńczy sposób postępuje islamizacja społeczeństw, które wybija się na siły dominujące i zarządzające. Z tego powodu, jako naturalna konsekwencja powstaje paradoks, który sprawia, że hierarchia kościelna jest niezrozumiała dla swej społeczności wyznawców, co może wróżyć nieprzewidywalne reperkusje w przyszłości.