Wieść o śmierci Muammara Kadafiego i obraz jego upodlenia przed zakończeniem żywota wzbudziły we mnie natychmiastowe skojarzenia.
Wszyscy pamiętamy widok rozstrzelanych Nicolae i Eleny Ceausescu, podobnie jak Kadafi potraktowanych przez własnych ziomków w sposób, na jaki ciężko zapracowali podczas swoich rządów. Na jednym z większych polskich portali trafiłem na promowaną przez redakcję portalu notkę blogera Światowidza, oburzonego i zniesmaczonego forma rozprawienia się przez libijczyków z krwawym sadystą, jakim niewątpliwie był samozwańczy pułkownik w turbanie. Wysyp opinii wszelkich humanistów i humanitarystów, zalewający fora dyskusyjne i blogi, niewątpliwie pokazuje stopień utraty kierunkowskazu moralnego przez tragicznie wielu z naszych europejskich, a więc i polskich, współmieszkańców kontynentu. Oczywiście patrzenie na filmiki, na których widać ostatnie chwile Kadafiego, na upodlenie i wycieranie nim ziemi niczym szmatą, nie jest doznaniem szczególnie estetycznym, jednak jednocześnie winno wzbudzać odczucie dziejącej się sprawiedliwości. Z bloga Światowidza:
"(…) Żaden bowiem człowiek – nawet sparanoizowany dyktator z rękami po łokcie we krwi – nie zasługuje na rozszarpanie przez motłoch.".
Dla mnie – tragedia. Fałszywie pojmowany humanitaryzm, smutny brak świadomości, czym faktycznie jest "unurzanie we krwi po łokcie" i brak powściągliwości świadczą o zaniku poczucia dobra i zła u takich mędrków jak niejaki bloger Światowidz. Co charakterystyczne, w takich przypadkach jak opisywany, najgłośniej o sprawiedliwości jojczą ci, którzy swoje mądre teorie głoszą zza biurka, przy kawce, siedzący w klimatyzowanych wieżowcach w rejonach świata, gdzie najgorszym co może człowieka spotkać to bezprawne i upokarzające wylegitymowanie przez policję pijanego delikwenta na trasie z knajpy do domu po 22.00. Żaden z nich nie jest członkiem narodu trzymanego za mordę przez siepaczy dyktatora, mających wszelkie możliwości do "zniknięcia" buńczucznego warchoła w biały dzień. Żaden nie widział swojego dziecka zatrutego gazem bojowym jak w kurdyjskiej Halabdży, żaden nie widział własnej rodziny rozerwanej granatami w czeczeńskim dole, żaden nie widział własnej, zmasakrowanej maczetami sudańskiej żony, rwandyjckiej siostry czy córki, zgwałconej i wyrzuconej z pędzącego samochodu. Żaden nie mieszkał w pólnocnokoreańskim raju, w którym syn, ojciec, brat po prostu nie wraca do domu i znika jak kamfora. Żaden nie widział stert ludzkich czaszek w kambodżańskiej dżungli, pozostałych po parszywych burżuazyjnych inteligentach, których jedynym przestępstwem było posiadanie czegokolwiek, choćby okularów.
Za to każdy daje sobie prawo do pogardy wobec "motłochu", bezprawnie jakoby i niecywilizowanie robiącego porządek ze swoim katem. Nie mam wątpliwości, że gdyby dziś odbywał się Proces Norymberski, to trudno byłoby i samego Hitlera powiesić – tylu nam się namnożyło wkoło cywilizowanych humanitarystów. A to karaluchy w czystym domu. Po prostu.
Europejski dobrobyt i lewackie "zdobycze roku 68" kompletnie zdemolowały postrzeganie dużej części z nas. Przestaliśmy wierzyć w biblijna sprawiedliwość, w której każdy – czy rolnik, czy król – podlega tej samej sprawiedliwości. Dziś Europa uprawia histerię z powodu Julii Tymoszenko, która – niezależnie od stopnia prawdziwości zarzutów – staje się symbolem. Czego? Ano tego, ze w tej Europie – przynajmniej rozumianej geograficznie – wciąż istnieją systemy prawne pozwalające na chocby symboliczne ukaranie władcy.
Przesadzam?
To kiedy w ostatnich dekadach w Europie, wliczając w to elity rozkradzionej i upadającej Grecji, postawiono przed sądem i realnie ukarano polityka – premiera, prezydenta czy ministra – za korupcję, defraudację, gwałt czy molestowanie? Wyższe sfery, mimo powszechnego odczucia funkcjonowania demokracji, na powrót stały się, w Europie w szczególności, kompletnie nietykalne niczym średniowieczni możnowładcy korzystający z prawa pierwszej nocy. Kradną miliony, oszukują, handują bezpieczeństwem i majątkim swoich krajów niczym dziwki swoimi tyłkami, molestują seksualnie, co popadnie – i nie ponoszą żadnej sądowej odpowiedzialności. Żadnych bezwzględnych wyroków, żadnych realnych konfiskat mienia. Nic. Null. Zero. Nawet znany ze swoich szczególnych upodobań seksualnych kandydat na prezydenta Francji, Dominik Strauss-Kahn, człowiek, którego życie usłane jest kobietami bezkarnie potraktowanymi przez niego jak dmuchane lalki, najprawdopodobniej uniknie odpowiedzialności, choć pierwotnie jego aresztowanie w USA dawało nadzieję na chocby okazjonalne wbicie klina w ten mur nieprawości. To dlatego casus Tymoszenko wzbudza taki szok. Dlatego zatłuczenie Kadafiego budzi protesty. Dlatego powieszenie Husseina jak psa, prawie że na gałęzi tak wielu zniesmaczało. Dlatego widok zastrzelonego Ceausescu przerażał.
Tymczasem to po prostu sprawiedliwość. Ludzka sprawiedliwość i przypomnienie, że mordy, oszustwo, korupcja na gigantyczną skalę czy bezwzględne i sadystyczne traktowanie własnego narodu może – ale nie musi – skończyć się źle. Przypadek Milosevica, któremu pozwolono umrzeć w ciepełku haskiego więzienia, a nie na ulicach Srebrenicy z rąk matek związanych drutem chłopaków, tak oprotestowany przez Postępowe Zjednoczone Siły Humanitarne z całego świata, jest dowodem na zwycięstwo politpoprawności nad sprawiedliwością.
Widok zakrawionego Kadafiego wzbudził też inne skojarzenie. Z Wojciechem Jaruzelskim. Biednym, starszym, schorowanym i bezprawnie – a jakże! – ciąganym po sądach przez wściekłych gówniarzy i mścicieli rzekomym zbawcy narodu polskiego. Zachowując wszelkie miary, temu "starszemu panu, oficerowi WP" – a w rzeczywistości sowieckiemu kundlowi i zdrajcy – za te udowodnione w raporcie Rokity 100 ofiar reżimu w stanie wojennym, za księdza Zycha, Popiełuszkę, Suchowolca, za Pyjasa, za krew przelaną przez Polaków w 1968, 1970, 1976, za to wszystko należał się los Kadafiego. I sucha gałąź, zerwane epolety i plwocina na twarzy – a nie honory i prezydencka emerytura!
Nie wspominając o wielce prawdopodobnej – mogę się założyć – kompanii honorowej, gdy pójdzie pod sąd nieporównanie wyższy niż Trybunał Konstytucyjny.
No, ale libijczycy nie mieli swojego Michnika.
* * *
Na koniec mała pamiątka:
* * *
W Salonie24 tekst wraz z blogiem został zwinięty i ewaporowany po 15 minutach od publikacji. Najwyraźniej kogoś tam popierdoliło. Mysia na całego. Jak tam pisać cokolwiek nie po politpoprawnej, salonowej linii?
Normalnie się wkurwiłem.
(ms)