Unijni hunwejbini i ich lokalne „jaczejki” są tak pogrążeni obroną demokracji i rządów prawa w Polsce, że najwyraźniej nie mieli czasu zapoznać się z dokumentem pt. Konstytucja RP.
Wiceszef KE, Frans Timmermans znów grozi Polsce „kontrolą praworządności”, jeśli nie odstąpi od planów reformy sądownictwa.
http://fakty.interia.pl/news-timmermans-ke-daje-polsce-miesiac-na-zmiany,nId,2421576
Z kolei Trybunał UE ogłasza, że przymus przyjmowania kontyngentów nielegalnych imigrantów jest jak najbardziej legalny i zgodny z „wartościami europejskimi”.
http://www.pch24.pl/rzecznik-trybunalu-ue–przymusowy-rozdzial-uchodzcow-jest-legalny,53361,i.html
Gdyby unijni hunwejbini przeczytali polską Konstytucję RP ze zrozumieniem, to dowiedzieliby się z niej, że to właśnie Konstytucja jest najwyższym prawem w Polsce (art. 8), obok której źródłami prawa są ustawy, rozporządzenia i ratyfikowane umowy międzynarodowe (art. 87), zaś suwerenem jest Naród (art. 4), który wybrał swoich przedstawicieli w wyborach. I choć Polska przestrzega wiążącego je prawa międzynarodowego (art. 9) a na podstawie ratyfikowanych umów międzynarodowych może przekazać organom międzynarodowym część swoich kompetencji (art. 90) i prawo przez nie stanowione ma pierwszeństwo przed ustawami (art. 91), jednakże rozporządzenia mogą wydawać tylko organy szczegółowo wskazane w Konstytucji o szczegółowo wskazanym w ustawie organom i zakresie prac przekazanych do uregulowania (art. 92). Obecności Komisji Europejskiej, Parlamentu Europejskiego czy Trybunału UE w Konstytucji RP nie stwierdziłem, a to wszak one starają się dyktować legalnie wybranym polskim władzom co im wolno, a czego nie.
W ramach trójpodziału władzy w myśl Konstytucji władzę ustawodawczą w Polsce sprawują Sejm i Senat (art. 10 oraz art. 95), a nie KE, PE czy inne „kominterny centralne”. Z kolei władzami wykonawczymi w Polsce są Prezydent RP oraz Rada Ministrów (art. 10). Państwo polskie stoi na straży niepodległości i nienaruszalności swojego terytorium (art. 5), wolności człowieka i poszanowania wolności innych, przy czym ustawowe ograniczenia nie mogą naruszać istoty konstytucyjnych wolności i praw (art. 31, art. 47), zakazując między innymi nieludzkiego lub poniżającego traktowania (art. 40).
Słowem: ani KE, ani PE, ani żadna inna instytucja unijna jako nie wymienione w Konstytucji nie są uprawnione do dyktowania polskiemu Parlamentowi prawa. Szczerze też wątpię, czy istnieją wymagane Konstytucją szczegółowe uchwały przekazujące im kompetencje władzy ustawodawczej czy wykonawczej, oraz ustawy Parlamentu RP ograniczające wolności człowieka, w tym akceptujące przymusowe przesiedlania cudzoziemców (art. 31, art. 37). Tym samym naciski na państwo polskie ze strony instytucji unijnych wyczerpują art. 13 Konstytucji, zakazujący na terenie RP działalności partii politycznych i „innych organizacji […] których program lub działalność zakłada lub dopuszcza […] stosowanie przemocy [nie zdefiniowano rodzajów, a to szerokie pojęcie] w celu zdobycia władzy lub wpływu na politykę państwa”.
Wątpliwe jest, czy uda się doprowadzić do uznania nielegalności działalności instytucji unijnych na terenie RP jako sprzecznych z Konstytucją. Jedyną racjonalną odpowiedzią na bezzasadne i chamskie ingerencje unijnych hunwejbinów w sprawy Polski jest ogłoszenie zgodnego z traktatami unijnymi referendum w sprawie wyjścia Polski ze struktur UE. Oraz jednoczesne zarządzenie audytu zysków i strat członkostwa.