Nagonka, jaka od pierwszej tury wyborów prezydenckich 2015 roku wymierzona jest w PiS i Jarosława Kaczyńskiego nie słabnie. Ba, zaczyna być odwrotnie proporcjonalna do malejącej sprzedaży „gazety wyborczej” i innych oPOzycyjnych periodyków.
Sztandarowy zarzut – Jarosław Kaczyński w 1981 roku nie był internowany. A więc był nikim w świecie opozycji. Kimś za to byli Komorowski, Niesiołowski i jeszcze kilku innych. Co prawda takim samym zerem opozycyjnym był w 1981 roku Donald Tusk. On również nie był internowany. Co więcej, przez całą „okupację jaruzelską” zarabiał godziwe nawet dzisiaj pieniądze malując kominy w spółdzielni „Świetlik”.
.
Mimo to nikt nie pyta Tuska, co robił 13 grudnia i jakie to dobre duchy w SB pozwalały malującemu kominy przez 7 lat zarabiać miesięcznie tyle, ile funkcjonariusz MO przez 10 lat pracy. Tak bowiem wyglądały zarobki w spółdzielniach studenckich w latach 1980-tych.
.
Możliwe dzięki parasolowi ochronnemu w postaci oficera SB pilnującego, by studenci zajmowali się robieniem pieniędzy a nie „burdami antypaństwowymi”. A przy okazji każdy dobrze zarabiający „spółdzielca” produkował na siebie haki najmocniejsze ze wszystkich, bo ekonomiczne.
.
Brak parasola kończył się zarzutami i więzieniem, co np. spotkało na Śląsku osoby chcące prowadzić biznes nieUBezpieczony (słynne w swoim czasie krycie papą katowickiego Spodka). To, że takie ubezpieczenie kosztowało wiedział każdy i dobrowolnie płacił haracz w wysokości zwyczajowych 10% od swojego faktycznego zarobku.
.
Warto więc zapytać kto był takim parasolem nad gdańską spółdzielnią „Świetlik”, kuźnią kadr początków III RP?
.
Kolejny opozycjonista, wyjęty znikąd po przerżniętych wyborach 2015 roku to Krzysztof Łoziński, aktualny herszt zbrojnego ramienia totalitarnej opozycji znanej jako KOD.
.
Hagiografia zawarta w wikipedii czyni Łozińskiego kimś na miarę solidarnościowego Hansa Klossa.
.
W 1976 zaczął współpracę z KOR, a po jego rozwiązaniu z KSS KOR. Od września 1980 był przewodniczącym „Solidarności” w Teatrze Wielkim, organizatorem i przewodniczącym Sekcji Branżowej Pracowników Teatrów w Regionie Mazowsze, w 1981 był delegatem na pierwszy Walny Zjazd Delegatów Regionu Mazowsze. Brał udział w przygotowaniach Regionu do zejścia do podziemia. W latach 1982–1989 kierował grupami oporu „Solidarności”. 8 czerwca 1982 został aresztowany, a 20 stycznia 1983 skazany wyrokiem Sądu Rejonowego w Warszawie na 1,5 roku więzienia. W lutym 1983 został zwolniony po rozprawie odwoławczej. Do przełomu w 1989 był nękany przez SB, w tym wielokrotnymi interwencjami powodującymi zwolnienia z pracy, przesłuchaniami, zatrzymaniami i rewizjami.
Pod koniec lat 80. przebywał w Afganistanie, Indiach i Singapurze.
.
Powyższy wpis obrazuje „nękanie Łozińskiego” wywołując efekt zupełnie niezamierzony przez autora. Pamiętamy przecież, że w PRL paszport obywatela spoczywał na komendzie MO. Żeby wyjechać choćby tylko do Niemiec (tych niesłusznych ideologicznie ze stolicą w Bonn) trzeba było przejść dość upokarzającą drogę.
Ludziom odmawiano paszportów czasem zupełnie losowo.
Jednak na pewno odmawiano tym, którzy w jakiś sposób zadarli z ówczesnym Państwem.
Tylko najbardziej upierdliwi dla systemu dostawali bilet w jedną stronę.
Tymczasem Łoziński nie dość, że nie został zmuszony do wyjazdu z kraju, to jeszcze jakby nigdy nic otrzymał paszport.
I to wiele razy.
Co więcej, wikipediowy hagiograf podaje, że celem jego podróży był m.in. Afganistan.
Jak pewnie już zdążyliście zapomnieć, Afganistan aż do lutego 1989 roku był widownią tzw. interwencji wojsk sowieckich.
.
Mamy więc uwierzyć, że człowiek, który w latach 1982–1989 kierował grupami oporu „Solidarności” ot, tak sobie jedzie do Afganistanu. Po to, by się spotkać z ówczesnym bojownikiem o wolność Osamą bin Ladenem? I odebrać przeszkolenie, jak walczyć z „czerwoną armią”?
Wolne żarty.
.
Moim zdaniem za wyjazdami w tamten kąt Azji kryje się zupełnie co innego.
W drugiej połowie lat 1980-tych Polacy odkryli nowe źródło zarobku.
Właśnie tam, gdzie jeździł Łoziński.
Pod pozorem wypraw do Nepalu (część znanych mi osobiście osób działała w ramach „Towarzystwa Przyjaźni Polsko – Nepalskiej”) jechano do Indii, stamtąd do Singapuru, Malezji i in. po złoto. Ówczesne Indie to bowiem taki kraj, gdzie nie było akcyzy na sól (pozostałość po Gandhim) i na alkohol, natomiast była, i to wysoka, na złoto.
Biedniejsza Hinduska wychodząc za mąż miała na sobie ok. 20 kg złota, bogatsza nawet dwa razy więcej.
Wracający na subkontynent indyjski Polacy stawali się obrotnymi biznesmenami, sprzedającymi złoto za 50-70% jego wartości w indyjskim sklepie.
Zarobek oscylował koło 100%.
Część trafiała nawet do indyjskich więzień z tego powodu. Znam taki przypadek.
.
.
Biorąc pod uwagę wątek paszportowy w hagiografii kodowskiego wodza nie dziwi wpis Piotra Wielguckiego (Matka Kurka) pochodzący jeszcze z 2012 roku:
.
Powoływanie się Krzysztofa Łozińskiego na przynależność do opozycji, to lekka przesada. Jego udział w opozycji ma taką samą, jeśli nie mniejszą, siłę jak miano mistrza kung fu, którego nikt z szanujących się i uznanych autorytetów tej sztuki walki nie zna. Z kolei alpiniści uważają, że uznawanie przez Łozińskiego siebie za alpinistę jest zwyczajnym przegięciem, i to jest bardzo delikatne określenie.
.
Zatrzymajmy się na chwilę w nurcie opozycji. To, że Łoziński bywał pośród działaczy opozycji jeszcze nie znaczy, że on sam był opozycjonistą. Pojawiał się niespodziewanie i równie niepodziwianie potrafił znikać. Bodajże pierwsi na Łozińskim poznali się górale, to oni faktycznie rozpracowali Krzysztofa Łozińskiego – „Łozę” na jednym ze spotkań opozycji prawda została odkryta i Krzysztof Łoziński zmuszony był salwować się ucieczką przez okno. To była zima, to było w górach. Celowo nie podaję bliższych faktów, czekam(y) jak na te słowa zareaguje Krzysztof Łoziński, któremu tę notkę wyślę bezpośrednio na pocztę i do redakcji Kontratekstów.
.
Wtedy, po ucieczce ze spotkania w górach, Łoziński zniknął na dłużej. Najprawdopodobniej kolejny raz wyjechał z Polski, aby przeczekać trudne czasy.
,
http://www.archiwum.kontrowersje.net/tresc/trzecioligowy_specjalista_salonu_krzysztof_lozinski_loza
.
Łoziński powyższy tekst przemilczał. A szkoda, bo wreszcie trzeba powiedzieć głośno, co takiego w życiorysie Łozińskiego odkryli górale, ze aż musiał salwować się ucieczką przez okno?
Albo uznać za pomówienie.
Dziadek Krzysiek jednak tchórzliwie schował głowę w piasek.
Jednak po czynach ich poznacie.
Pewną wskazówkę poddaje Matka Kurka.
.
Wróćmy raz jeszcze na moment do spotkania, jakie miało miejsce latem 2005 w Warszawie, w siedzibie SDP. Otóż, zaraz po tamtym spotkaniu (konferencja/szkolenie) Krzysztof Łoziński wraz z Markiem Komorowskim – były oficer SB – zwołali inne spotkanie, którego celem było utworzenie Stowarzyszenia Dziennikarzy i Mediów Internetowych.
.
Obaj panowie znali się dość dobrze, a fakt, że z projektu statutu został usunięty punkt o zakazie przynależności do stowarzyszenia osób pracujących w SB lub współpracujących (jawni i tajni współpracownicy i inni donosiciele) SB, wiele tłumaczy.
.
Z tego co udało się ustalić, grupa inicjatywna, która pracowała nad właściwym kształtem stowarzyszenia, opracowała dość szczegółowo plan działania, określiła ramy statutu: jesienią 2005 roku doszło do spotkania założycielskiego – jednym z 15 członków był Stefan Bratkowski, bliski przyjaciel Łozińskiego współtwórca i założyciel Kontratekstów. Pieczę nad dokumentami stowarzyszenia miał były esbek Marek K. Po jakimś czasie grupa się rozpadła. Ostatecznie, Krzysztof Łoziński arbitralnie napisał na nowo, kryteria przystąpienia do stowarzyszenia.
.
Krzysztof Łoziński nie ukrywa, a nawet się tym szczyci, że zostawał (około sto razy) zatrzymywany przez SB. Jaki był to rodzaj zatrzymywania skoro po każdym zatrzymaniu bez problemu udawało się Łozińskiemu odebrać paszport i wyjeżdżać z Polski w różnych grupach oraz samotnie. Skąd wzięła się ksywka „Łoza”, czy może to mieć jakieś znaczenie?
(op. cit.)
.
Jawna współpraca z byłymi esbekami datuje się więc na okres, gdy dominacja układu PO-PSL wydawała się wieczna.
Dzisiaj nawet nie ukrywają się. Oficjalnie pchają się do kamer z plakietkami KOD.
.
Oczywiście znany jest mi aż za dobrze przypadek Szawła. Możliwe jest, że byli esbecy padli na kolana i gorzko zapłakawszy wyznali swoją winę.
I już nie grzeszą więcej.
Pamiętam jednak, gdzie wielu z nich zawędrowało.
To wszelkiej maści grupy nieformalnie czerpiące garściami z majątku narodowego po 1989 roku z mafią paliwową na czele.
Zasadnie można obwiniać ich również o utworzenie łańcucha firm oferujących małym i drobnym przedsiębiorcom alternatywne ubezpieczenia w Wielkiej Brytanii, a wcześniej „pracę nakładczą”.
O tym, że pierwsza Solidarność była infiltrowana przez komunistyczne specsłużby wie dzisiaj każdy.
I nie tylko na samym szczycie.
Słynny w śląskiej Solidarności rysunek (o ile pamiętam, Czeczotta) przedstawiał człowieczka mówiącego do mikrofonu:
.
.
Dzisiaj nie dysponujemy sporą częścią akt dawnej SB. Za ten stan rzeczy można podziękować „pierwszemu niekomunistycznemu premierowi” i jego ekipie.
.
Ale oni jedynie strzegli zawartych wcześniej porozumień.
.
Za to możemy obserwować niektóre osoby w działaniu, a to sprawia, że żadne esbeckie kwity nie są już potrzebne.
.
.
Ten wściekły atak na PiS w obronie interesów m. in. „pani Hanki” w Warszawie itp., walka o utrzymanie płac na poziomie Dalekiego Wschodu (poza Koreą i Japonią rzecz jasna), o coraz wyższy wiek emerytalny, czy żądanie wpuszczania uchodźców, o których każdy już wie, że nie zamierzają podjąć się żadnej pracy, a jedynie żądają, wskazuje, że albo jest to jakiś powszechny lewacki defekt mózgu, albo też pracują dla wprowadzenia w życie jakiegoś planu.
.
.
Totalitarna oPOzycja zapomina jeszcze o jednym. Takie ostentacyjne i publiczne występowanie razem ze swoimi rzekomymi prześladowcami coraz mocniej prowokuje pytanie, czy przypadkiem nie zabawiono się w Magdalence w dobrego i złego policjanta, by móc dalej rządzić oszukanym po raz kolejny społeczeństwem.
.
17.06 2017
.
.
.