To oczywiście bardzo ładnie, bo intencje również się liczą, ale obawiam się, że tego ekspiacyjnego zapału na długo nie wystarczy. Składa się na to co najmniej kilka przyczyn. Po pierwsze – duraczenie, w którym żydowska gazeta dla Polaków, podobnie zresztą, jak inne żydowskie gazety przeznaczone dla mniej wartościowych narodów tubylczych, pełni ważną rolę, jest istotnym elementem komunistycznej rewolucji. A czyż z punktu widzenia żydokomuny może być coś ważniejszego, niż komunistyczna rewolucja? Jasne, że nic ważniejszego być nie może, nawet odbudowa świątyni jerozolimskiej, której zresztą nie można rozpocząć między innymi z powodu braku idealnej krowy, z której – po spopieleniu – można by przyrządzić miksturę oczyszczającą Żydów z rytualnej nieczystości. O ile bowiem dla Żydów ortodoksyjnych odbudowa świątyni jerozolimskiej jest najważniejszą sprawą, nawet ważniejszą od bezcennego Izraela, to żydokomuna hołduje całkiem innej hierarchii wartości. Dla żydokomuny najważniejszą sprawą jest uchwycenie panowania nad światem, a z punktu widzenia tego celu światowa rewolucja komunistyczna pełni rolę narzędzia. Przy jej pomocy mniej wartościowe narody mają być bowiem doprowadzone do stanu bezbronności wobec żydowskiej wspólnoty plemiennej, która w ruchu komunistycznym tworzy „partię wewnętrzną”, która we wszystkich sprawach ma ostatnie słowo. O ile tedy Żydzi ortodoksyjni mają nadzieję na zapanowanie nad światem dzięki uznaniu przez wszystkie mniej wartościowe narody Najwyższego za swego Pana, to żydokomuna ma nadzieję obejść się bez Najwyższego, w którego zresztą nie wierzy, więc próbuje iść na skróty przy pomocy rewolucji komunistycznej. Ponieważ stary żydowski finansowy grandziarz, będący współwłaścicielem spółki „Agora”, a więc pryncypałem wszystkich funkcjonariuszy „Gazety Wyborczej”, już tyle złota roztrwonił na duraczenie mniej wartościowych narodów tubylczych, że na żadne „zmniejszenie głupoty” w redakcyjnym przekazie dla czytelniczych mas nie pozwoli. W tej sytuacji zespół żydowskiej gazety dla Polaków zapomni o pokutnych zobowiązaniach zanim jeszcze zdąży wyschnąć po Dyngusie.
Po drugie, dotrzymanie takiego pokutnego zobowiązania może przekraczać możliwości funkcjonariuszy „Gazety Wyborczej” nawet przy najlepszej woli z ich strony, by słowa dotrzymać. Rzecz w tym, że dureń nie wie, że jest durniem, bo gdyby mógł się w tym zorientować, to by znaczyło, że durniem być przestaje, że wkroczył na ścieżkę mądrości. Tymczasem nikt, kto choćby przelotnie zetknął się z funkcjonariuszami „Gazety Wyborczej” i ich twórczością, nie ma wątpliwości, że jeden w drugiego są zadowoleni ze swego rozumu, a najbardziej chyba, sam pan red. Adam Michnik, którego podejrzewam, iż w głębi serca gorejącego pielęgnuje marzenie o nominacji na Mesjasza, przynajmniej na użytek lokalny, to znaczy – mesjasza mniej wartościowego narodu tubylczego. W takiej sytuacji pokutne zobowiązanie do zmniejszenia głupoty może zaowocować jeszcze większym stężeniem pychy, która – jak wiadomo – jest elegancką nazwą głupoty. Pewien Czytelnik wprawdzie zwrócił mi uwagę, że nie mam racji, bo przeciwieństwem pychy jest pokora, podczas gdy przeciwieństwem głupoty jest mądrość. Rzeczywiście tak jest, ale ta różnica jest, jak mi się wydaje, pozorna. Na czym bowiem polega pokora? Myślę, że na zdolności do prawidłowej oceny własnej osoby; ani nie za niskiej, ani nie za wysokiej. Jeśli jednak tak, to taka zdolność jest spełnieniem ideału starożytnych mędrców, którzy za źrenicę mądrości uważali poznanie samego siebie. Zatem pokora jest tylko inną nazwą mądrości, a skoro pycha jest jej przeciwieństwem, to musi być inną, elegancką nazwą głupoty. W tej sytuacji mikrocefale stanowiący trzon środowiska „Gazety Wyborczej” muszą porzucić wszelką nadzieję.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • serwis „Prawy.pl” (prawy.pl) • 19 kwietnia 2017