Ze wszystkich uwag do mojego wpisu „zapotrzebowanie na odwagę” zdziwił mnie ten, który postawił pytanie: …czy chodzi o zwykły protest, jako środek działań parlamentarnych, czy o coś innego?
Zarówno w tej jak i innych moich publikacjach nie pozostawiam żadnych wątpliwości w odniesieniu do mojego stanowiska.
Nie chodzi o żadne rozgrywki parlamentarne, podobnie jak i w innych przypadkach, ale o uniemożliwienie obecnej władzy urzędowania chociażby za cenę wprowadzenia chaosu i degrengolady państwa.
Oczywiście, jeżeli się to nie uda tym razem to będą przeprowadzone następne próby aż do skutku.
W 2007 roku udało się to przez rozbicie koalicji i zmuszenie do przedterminowych wyborów w pozycji dla rządu przegranej.
Napisałem wówczas artykuł ostrzegający przed tym krokiem i proponujący powołanie rządu mniejszościowego z określonym programem przebudowy państwa i wówczas doprowadzenie do ewentualnego obalenia tego rządu i spowodowania przedterminowych wyborów z decyzji opozycji.
Można było reakcję społeczną podobną do tej, która przesądziła wynik wyborów w 2015 roku wywołać 8 lat wcześniej i uchronić Polskę od katastrofalnych, a niestety w wielu przypadkach nieodwracalnych strat.
Wywołanie przedterminowych wyborów zostało potraktowane, jako przyznanie się do klęski z własnej winy niezdolności do rządzenia.
W tych okolicznościach nie było szansy na zwycięstwo.
Gra nie toczy się o „demokrację” czy coś w tym guście, ale o to czy Polska będzie dalej tkwiła w zaciskającej się pętli, czy też zrobi jakiś ruch w kierunku uwolnienia się od niej.
Niezależnie od oceny obecnego rządu nasilenie akcji o jego obalenie wskazuje na rzeczywiste obawy o utratę możliwości manipulowania Polską.
Natężenie wysiłków w tym kierunku jest zwiększone z racji stopnia zaawansowania stanu wasalizacji.
Nie można zatem do tej walki przykładać miary stosowanej w normalnym państwie działającym na podstawie utrwalonych zasad demokracji parlamentarnej, jak np. w Anglii.
Inną sprawą jest wiarygodność rządów w Polsce po roku 1989.
Mimo hałaśliwej propagandy o „odzyskaniu wolności” sam fakt jawnego spisku z reżymem komunistycznym i „kontraktowe wybory” musiał budzić wątpliwości w tym względzie. Jest rzeczą zupełnie nieprawdopodobną, że większość polskiego narodu to zgraja meneli, którym na niczym nie zależy i w wyborach nie ma zamiaru uczestniczyć. Jeżeli przyjmiemy nawet najwyższy dopuszczalny odsetek marginesu społecznego to i tak musimy się zgodzić z oceną, że przynajmniej jedna trzecia elektoratu, czyli ogółu Polaków nie uczestniczy w wyborach, bo nie ma zaufania dla tego ustroju tak jak nie miała zaufania do PRL.
Dla przykładu wystarczy porównanie: – w pierwszych wyborach niepodległego państwa polskiego w 1919 roku mimo toczonych jeszcze wojen o oswobodzenie poszczególnych dzielnic, a także wielu innych trudności – frekwencja w wyborach parlamentarnych wyniosła ponad 80 %, a w pierwszych wyborach w 1989 roku nieco ponad 40% mimo nieporównywalnie lepszych warunków.
Skąd ta różnica? – Po prostu ludzie wówczas wiedzieli, że powstała rzeczywiście wolna i niepodległa Polska. A państwo zwane „III Rzeczpospolitą” do dziś nazywają „PRL –bis” albo „Ubekistanem”.
Omawiając te sprawy trzeba sobie zdawać sprawę z faktu, że tu nie chodzi o popularność tej czy innej partii, ale o sprawę zasadniczą – o odzyskanie niepodległego państwa polskiego.
Nieufność, jaką wyraża większość Polaków nie świadczy jednak o stanie świadomości polskiego społeczeństwa w odniesieniu nie tylko do negatywnej postawy wobec obecnego ustroju państwa, ale przede wszystkim wobec wykrystalizowanych żądań zmian.
Jak dalece poziom świadomości jest niedoskonały najlepszym dowodem jest oświadczenie pani premier Beaty Szydło, skądinąd zapewne bardzo zacnej kobiety, że „konstytucja III Rzeczpospolitej jest dla niej świętością”.
,Można się zgodzić z koniecznością przestrzegania obowiązującego prawa, ale nie znaczy to akceptacji obecnej formy państwa, tak jak to miało miejsce zarówno w PRL, a nawet w czasie zaborów.
Pisałem niejednokrotnie, że dróg do odzyskania niepodległości jest z pewnością przynajmniej kilka, między innymi korzystanie z obowiązującego prawa, chociażby przez uzyskanie możliwości zmiany konstytucji.
Najważniejsze jest jednak świadome dążenie do tego celu i podjęcie akcji mobilizacji ogólnonarodowej.
I tego, niezbędnego dla obioru jakiejkolwiek drogi „wybicia na niepodległość” – czynnika brakuje. Zamiast tego mamy ciągle fundowaną małą wojenkę ze śmieciami nie wartymi wspomnienia.
Zniżanie się do poziomu przeciwnika nie daje szansy zwycięstwa, gdyż w małych i podłych intrygach ma on zawsze przewagę nie mając żadnych skrupułów moralnych, a mając do dyspozycji potężne środki medialne i poparcie finansowe zyskuje przewagę optyczną.
Natomiast w ogłoszonej otwarcie walce o odzyskanie niepodległości zostanie obnażona cała jego sprzedajność i podłość i wtedy nie będzie wątpliwości w wyborze racji.
Jakimi środkami osiągnąć taki stan?
Przede wszystkim nawiązać kontakt z całym narodem a nie tylko ze „swoim elektoratem”. Odłożyć spory na temat różnych opcji politycznych wysuwając na czoło jeden wspólny cel – niepodległość.
Wspólna walka o jej osiągnięcie zrodzi, a właściwie odrodzi uczucie wspólnoty narodowej i solidarności społecznej. Taką próbę już przeszliśmy w niedalekiej przeszłości, tylko że zostaliśmy oszukani przez nawet dość licho pozorowane odzyskanie niepodległości.
Jest faktem niewątpliwym, że w porównaniu do PRL „III Rzeczpospolita” oferuje znacznie większy zakres swobód, ale z kolei posługuje się znacznie bogatszym repertuarem manipulacji społeczeństwem.
Zatarła się w znacznej mierze granica między rządzącymi i rządzonymi wyrażana w PRL – pojęciem „ my i oni”. Dzisiaj wielu nie może nawet zorientować się, kto jest z nami, czyli z całym ciągle biednym narodem, a kto przeciw niemu.
Mocodawcy niemal wszystkich rządów w Polsce są specjalistami od tworzenia miraży i mieszania ludziom w głowach.
Ogłupiałe społeczeństwa Europy zachodniej nie zauważyły, że sprowadzono na nie katastrofę w postaci rozbrojenia moralnego i nasłania elementów niosących ze sobą nie tylko zburzenie europejskiej cywilizacji, ale fizyczną zagładę.
Polska jest poddawana intensywnie temu procesowi, ale w odróżnieniu od wielu krajów europejskich posiada dostateczne zasoby chrześcijańskiej kultury żeby się mu przeciwstawić.
Odzyskanie przez nas niepodległości ma decydujące o naszym ocaleniu znaczenie dla nas samych, ale też powinno mieć znaczenie dla uratowania przed ostateczną klęską całą Europę.
Tym wszystkim, którzy może nawet w najlepszej wierze radzą zerwać z wszelkimi „mesjanistycznymi mrzonkami” i pilnować wyłącznie swego interesu, mogę przypomnieć taki stary żydowski szmonces jak to do płynącego statkiem Rozencwajga podbiega Rapaport i woła: – ratujmy się, okręt się topi! A na to Rozencwajg: – panie Rapaport, co pan się tak przejmujesz? Pański okręt?
Otóż z nami jest tak, że jeżeli utopi się Europa to my z nią nieuchronnie i dlatego chcąc nie chcąc musimy zaangażować się w jej ratowanie.
Zresztą to „ratowanie” będzie tylko jednym ze skutków ratowania własnej skóry.
2 komentarz