Pan Donald Trump przez ponad 20 lat był w Partii Demokratycznej USA i sam w sobie nie zapowiada się na czempiona paleokonserwatyzmu. Ale zakończona ostatnio kampania wyborcza w USA doprowadziła do jednego bardzo istotnego przetasowania: kojarzeni dotąd z Partią Republikańską tak zwani neokonserwatyści opowiedzieli się po stronie totalitarnej demokratki Clintonowej. Jest szansa, że ci kryptotrockiści na dobre znikną z szeregów partii wolnościowej i konserwatywnej; partii, z którą nic prócz retoryki faktycznie ich nie łączy. Jest to bardzo istotne dla dalszego rozwoju sytuacji politycznej w USA, kraju wciąż pozostającym jedynym światowym mocarstwem. Bowiem we wszystkich kluczowych głosowaniach światopoglądowych ci fałszywi republikanie głosowali jak demokratyczna lewica. Amerykański konserwatywny elektorat wybierał ludzi, których trudno nawet określić mianem “mniejszego zła”. Neokonserwatyści to większe zło, bo przez czterdzieści ostatnich lat spychali swoją partię w lewo. Zaryzykowałbym tezę, że od odejścia Ronalda Reagana z urzędu z dniem 20 stycznia 1989 r. w USA rządzi dotąd nieprzerwanie jedna partia, tak zwana neokonserwatywna. Mam nadzieję, że zmieni się to 20 stycznia 2017 r., jeśli następcą Obamy zostanie Donald Trump.Przegrana Hillary Clinton to nie tylko zmiana jakościowa wewnątrz Stanów Zjednoczonych. To wielka szansa na zatrzymanie machiny wojennej, eskalującej wojnę światową. Na kilka tygodni przed amerykańskimi wyborami uważałem za bardzo prawdopodobny konflikt na Bliskim Wschodzie i w Europie. Do tego dążył Barrack Obama oraz ludzie, których reprezentował. Nie wykluczam, że niespodziewany wynik wyborów amerykańskich jest również rezultatem opatrznościowej interwencji boskiej, niezasłużonym aktem miłosierdzia względem umierającej cywilizacji zachodniej.
Intuicja podpowiada mi, że #dobrazmiana w Waszyngtonie może szybko przełożyć się na #dobrązmianę na Watykanie. Dlaczego?
Bo mam coraz silniejsze przekonanie, że Franciszek Papież był i jest marionetką administracji Barracka Husseina Obamy. Spójrzmy na wiązkę głównych celów ustępującego prezydenta USA: promocję „praw” mniejszości seksualnych, wolny dostęp do aborcji, pozytywny stosunek do islamu, walkę z globalnym ociepleniem i postawę proekologiczną, werbalną walkę z ubóstwem. Czy to nie zastanawiające, że wszystkie te cele były również – uwzględniając tzw. „mądrość etapu” Kościoła Posoborowego – priorytetami argentyńskiego Biskupa Rzymu?!
Oczywiście nie jestem w stanie przedstawić Państwu dowodów poświadczających tę hipotezę, ale od dawna próbuję powiązać w ciąg logiczny kolejne fakty. Ojciec Święty Benedykt XVI był postrzegany przez new world order jako wróg numer 1, jako ostatni szaniec cywilizacji chrześcijańskiej. Na miarę swych skromnych możliwości dążył do wzmocnienia Kościoła katolickiego. Jego zdecydowany głos był znakiem sprzeciwu względem możnych tego świata. Bezprecedensowa, tajemnicza, w żaden racjonalny sposób niewyjaśniona abdykacja Papieża oraz osoba i priorytety jego następcy każą nam szeroko rozglądać się po świecie za potencjalnymi spiskowcami.
Po co administracja Obamy miałaby dążyć do usunięcia lub odsunięcia Papieża Benedykta XVI? Tropiciele masonów z pewnością odpowiedzieliby nam, że rozwiązanie to przybliżyłoby ustanowienie jednej ogólnoświatowej religii oraz instalację rządu światowego. Nie jestem przekonany do tej hipotezy, aczkolwiek nie lekceważę jej. Długofalowo takie mogłyby być skutki neutralizacji Kościoła katolickiego i jego hierarchicznego przywództwa. Władze demokratyczne jednak zwykle nie działają aż tak strategicznie. One patrzą na następne wybory w swoim kraju. I nawet w tej perspektywie można widzieć szereg korzyści wynikających z zastąpienia katolickiego papieża podróbą, wulgarną kukłą.
Czy i jak można było skłonić Ojca Świętego do ustąpienia? Nie wiem, czy najlepszą metodą do tego byłby szantaż. Zapewne liczba zbrodni pedofilskich z udziałem posoborowych biskupów – masonów przekracza nawet wyobraźnię reżyserów “Młodego papieża”, ale Papież Ratzinger walczył z homolobby na miarę swoich możliwości. Być może zatem łatwiej było mu wmówić, że sytuacja w kolegium kardynalskim jest stabilna i pozwoli na pewną elekcję kandydata, który będzie realizował jego linię programową, np. Angelo Bagnasco.
Papież jest najwyższym autorytetem dla katolików oraz ważnym głosem słuchanym przez innych chrześcijan oraz wszelkich innych ludzi dobrej woli. Pół świata nawet jeśli nie podąża za jego głosem, to słucha z zainteresowaniem słów, jakie wypowiada z Watykanu. Dla wszelkich środowisk lewicowych jest więc szalenie istotne, czy głos papieża wspiera stronę konserwatywną, czy też przemilcza niewygodne dla nich sprawy lub zajmuje się, kolokwialnie pisząc, bzdurami.
Przynależący do Kościoła katolickiego stanowią około 1/4 populacji Stanów Zjednoczonych. Odsetek ten od lat rośnie i powoduje, że osoby pragnące sprawować władzę w tym kraju muszą uwzględniać ów fakt w swoich kalkulacjach. Mogą zrobić dwie rzeczy: albo umieszczać postulaty katolickie w swoich programach wyborczych albo “zarządzać katolikami”. Upraszczając wywód: jeszcze 50 lat temu nie można było nazwać Partii Demokratycznej USA partią lewicową we współczesnym europejskim rozumieniu tego pojęcia, a Partii Republikańskiej – prawicową. Katolicy stanowili tradycyjny elektorat demokratów. Mogło się to zmienić w sytuacji, gdy demokraci po 1968 r. opowiedzieli się za permisywizmem światopoglądowym: konserwatywni katolicy odsunęliby się wówczas od nich i zmniejszyli szansę demokratów na piastowanie władzy. Tak się jednak nie działo ani nie dzieje. Zmiany Kościoła zainicjowane po Soborze Watykańskim II osłabiły jednoznaczność stanowisk katolickich, zarówno w kwestiach etycznych, takich jak aborcja czy antykomunizm, ale także wsparły lewicowe poglądy na kwestie ekonomiczne. Wskutek tego wszystkiego populacja amerykańskich katolików jest dziś mniej konserwatywna od amerykańskiej populacji protestanckiej. (W Europie jest mimo wszystko inaczej: to protestanci są zazwyczaj znacznie bardziej na lewo od katolików).
Główną rozgrywającą administracji Obamy w pierwszej jego kadencji była sekretarz stanu Hillary Clinton. Hilaria ustąpiła ze swojego urzędu z dniem 1 lutego 2013 r., po to by skoncentrować się na walce o prezydenturę USA w kadencji 2017-2021. Papież Benedykt ogłosił abdykację w dniu 10 lutego 2013 r. Przywołane daty nie wykluczają, a wręcz dobrze pasują do mojej hipotezy: Clintonowa pilotowałaby całą operację “Czarne Buty”, bo jej powodzenie istotnie zwiększało jej szansę w amerykańskich wyborach powszechnych. Można powiedzieć, że osiągnęłaby istotny sukces cząstkowy, bowiem na Trumpa głosowało ponad 60% ankietowanych protestantów i tylko 52% katolików. Jednak zapewne to nie wystarczyło. Wielokrotnie nam przypominano, że Hilaria Clinton uzyskała więcej głosów w wyborach powszechnych, ale Donald Trump ma szansę uzyskać więcej głosów w kolegium elektorskim. Przypomnę zatem fakt, że AD 2008 było identycznie: w prawyborach prezydenckich Partii Demokratycznej zdobyła ona najwięcej głosów powszechnych, ale wówczas to Barack Obama zdobył więcej głosów delegatów i wygrał prawybory, a później także wybory prezydenckie. Urocze szyderstwo losu.
Czy Hillary Clinton & co byliby niezdolni do przeprowadzenia operacji usunięcia Benedykta XVI? Czy kraj dość dowolnie najeżdżający w ostatnich 25 latach wszelkie możliwe państwa na całym świecie miałby opory przed agresją względem skrawka Rzymu? Wreszcie, czy byłaby to pierwsza w dziejach papiestwa operacja supermocarstwa, które ingerowałoby w wybór konklawe? Na każde z tych trzech pytań odpowiedziałbym “nie”.
Amerykańscy katolicy to w znacznej części Latynosi, w tym nielegalni imigranci z Meksyku i Kuby. Trudno byłoby do nich, z punktu widzenia lewicowych demokratów z USA, kogokolwiek lepiej dopasować od Jorge Bergoglio, z jego poglądami, zachowaniem i nawykami. To kolejny argument za hipotezą o wyborze tej osoby na funkcję Biskupa Rzymu przez osobę niebędącą bynajmniej Duchem Świętym.
Gdybym miał rację co do zaistnienia i przebiegu operacji “Czarne Buty”, to należałoby założyć, że administracja Donalda Trumpa może zechcieć ją zakończyć i anulować. Działałaby ona w analogicznym interesie jak poprzednicy: po to, by po #dobrejzmianie na Watykanie w każdych następnych wyborach odsetek wyborców katolickich głosujących na Partię Republikańską zwiększał się o 1 %. A gdyby Bergoglio nie chciał udać się na emeryturę w trybie pilnym, mogłyby wyjść na światło dzienne rozmaite świstki trzykrotnie kserowane, zgromadzone na pewno w Argentynie w czasach dyktatury generała Videli.
Agent bez oficerów prowadzących jest wart niewiele. Lech Wałęsa jest najlepszym przykładem na potwierdzenie tej tezy. Nie zdziwię się, jeśli w ciągu najbliższego roku będziemy świadkami kolejnego konklawe. Wczoraj Franciszek skończył 80 lat, czyli osiągnął maksymalny wiek, w jakim według posoborowego prawa kanonicznego biskup powinien przejść na emeryturę. Równocześnie pamiętamy, ze prawie 2,5 roku temu powiedział on “Mój pontyfikat będzie krótki. Nie potrwa dłużej niż dwa, trzy lata”. Trzymam go za słowo.
Krusejder