Zanim pierwszy z Państwa rzuci we mnie kamieniem, niech najpierw szczerze odpowie na pytanie: czy nigdy, ale to naprawdę nigdy, nie dał policjantowi z drogówki 50 złotych żeby uniknąć mandatu..? A jeśli nawet jest wśród nas osoba tak szczęśliwa, tak uczciwa lub – po prostu: nie posiadająca prawa jazdy – to i w takim przypadku proszę popytać wśród znajomych i rodziny: wielu to jest jej podobnych..? Jak to wyglądało ledwo 30 lat temu, gdy chodziło nie o możliwość dojechania do celu podróży w rozsądnym czasie i bez wypadku (bo człowiek który jedzie zawsze i wszędzie wszystkich tych, z reguły – bezzasadnych – ograniczeń prędkości przestrzegając, ma spore szanse zasnąć za kierownicą nim dojedzie…), a o rzeczy tak istotne jak przydział […]
Zanim pierwszy z Państwa rzuci we mnie kamieniem, niech najpierw szczerze odpowie na pytanie: czy nigdy, ale to naprawdę nigdy, nie dał policjantowi z drogówki 50 złotych żeby uniknąć mandatu..? A jeśli nawet jest wśród nas osoba tak szczęśliwa, tak uczciwa lub – po prostu: nie posiadająca prawa jazdy – to i w takim przypadku proszę popytać wśród znajomych i rodziny: wielu to jest jej podobnych..? Jak to wyglądało ledwo 30 lat temu, gdy chodziło nie o możliwość dojechania do celu podróży w rozsądnym czasie i bez wypadku (bo człowiek który jedzie zawsze i wszędzie wszystkich tych, z reguły – bezzasadnych – ograniczeń prędkości przestrzegając, ma spore szanse zasnąć za kierownicą nim dojedzie…), a o rzeczy tak istotne jak przydział na węgiel na zimę, pozwolenie na wyjazd do sąsiedniej gminy (a tak, był taki czas, co prawda krótki, gdy pewien porażony blaskiem sybirskiego śniegu generał aż tak krótko trzymać próbował Polaków…), czy też – zakładowe skierowanie na wczasy pod gruszą..?
Obawiam się, że bez korupcji już od dawna w kraju nad Wisłą nie byłoby życia biologicznego. Bo by się naród w chłodzie i głodzie reprodukować nie był w stanie.
Tak więc: korupcja jest dobra! Korupcja towarzyszy państwu od samego zarania jego dziejów. Na początku miała na ogół jedną, najważniejszą formę – przywłaszczania przez funkcjonariuszy państwa na użytek prywatny dochodów które się skarbowi (czy władcy) należały. „Korupcja“ taka – używam cudzysłowu, bo mowa o zjawisku społecznym daleko wykraczającym poza rozmiary największej nawet i najgrubiej wypchanej koperty – stworzyła tak naprawdę przed-nowożytne społeczeństwa w Europie i w Azji. Czym bowiem innym niż swoistą „korupcją“ było przejmowanie ziem i poddanych Korony przez „prywatnych“ panów feudalnych? Władca nie miał gotówki by zapłacić za służbę wojskową i inne usługi, to nadawał ziemię. Z drugiej zaś strony – gnębieni daninami i szarwarkami chłopi często woleli przenieść się do prywatnych dóbr jakiegoś magnata, gdzie suma obciążeń na rzecz seniora była mniejsza, a pomoc i opieka w razie nieszczęścia – pewniejsza niż w dobrach koronnych. Mechanizm ten działał w całej Europie, w Polsce akurat – w czystej, nieskalanej wręcz postaci korupcyjnej, jako że u nas nie było „drabiny feudalnej“. Wszystkie więc, co do jednego, dobra szlacheckie w taki czy inny sposób powstały z zawłaszczenia ziemi królewskiej. Legalnie lub nie. Nieraz w bardzo odległej przeszłości – ale też proces ten nie ustawał aż po utratę niepodległości ostateczną w 1795 roku. Przeciągnął się więc u nas aż na epokę nowożytną, ustępując dopiero w obliczu zaborczego „Rechtsstaat“.
Korzyści z takiej „korupcji“ odnosiły dwie strony. Feudałowie (w dawniejszych czasach, bo w starożytności – latyfundyści rzymscy na przykład, ale takie zjawisko występowało też i w Chinach i w Indiach, o Japonii nie wspominając…) zyskiwali ziemię i poddanych kosztem swojego władcy. Rosła więc ich pozycja kosztem pozycji władzy centralnej. Poddani – zyskiwali spokój od kapryśnych i nieprzewidywalnych zachowań władzy i jaką – taką opiekę.
Oczywiście, może ktoś powiedzieć, że przecież podlegali teraz kapryśnym i nieprzewidywalnym zachowaniom człowieka prywatnego, swojego pana. Dla nas współczesnych, przywykłych do wciskanej nam na wszelkie możliwe sposoby od prawie 200 lat teorii „Rechtsstaat“, wedle której państwo jest domeną obiektywizmu i abstrakcyjnych, a już przez to samo – sprawiedliwych – reguł – taki wybór wydaje się absurdalny. Wszak wszystkie kolejne kroki poszerzające zakres władzy niemiłościwie nam panujących gosudarstw tłumaczone są właśnie obiektywną, racjonalną i naukowo uzasadnioną koniecznością ograniczenia prywatnej samowoli, instyntków i żądzna rzecz bezosobowej, opartej na logicznych regułach działania władzy „państwa prawa“. Tak się przecież uzasadnia każdy przypadek odebrania dziecka rodzicom – tym właśnie, że ci „prywatni“ rodzice są nieodpowiedzialni, nie posiadają umiejętności, cech osobowych lub dochodów (i to jest coraz to częstsze uzasadnienie…) pozwalających im prawidłowo, racjonalnie i zgodnie z duchem czasów zająć się potomstwem które tak lekkomyślnie spłodzili. Państwo zaś odpowiedzialności, umiejętności, rozsądku czy „ducha czasów“ ma przecież pod dostatkiem – z definicji…
Czy rzeczywiście tak jest..? Czy istotnie „władza wie lepiej“? Prawdę pisząc, aż strach się spierać! Wszak wszyscy dobrze wiedzą od czasów Hegla co najmniej, że rozumu poza państwem nie ma i być nie może. Państwo jest rozumne z definicji. Kto więc jego rozumność kwestionuje – powinien się w zasadzie spakować i czekać na przyjazd ekipy sanitariuszy, bo jasnym jest, że kwalifikuje się do „psychuszki“. Koniec dyskusji.
Dlatego nie podejmę sporu wprost. O tym, że dawne, przed-nowożytne państwa były kapryśniejsze, bardziej opresyjne, mniej przewidywalne i droższe w utrzymaniu od prywatnych feudałów wiemy stąd, że dobrowolny ruch ludności przez tysiące lat był w zasadzie jednokierunkowy: z dóbr państwowych, ludność przenosiła się w taki czy w inny sposób do prywatnych. Odwrotne zjawisko zachodziło tylko w razie zewnętrznego podboju, kiedy to zwycięzca kasował prywatne majątki pokonanych i dzielił ziemię i poddanych na nowo, lwią jej część rezerwując, rzecz jasna, dla skarbu.
Ale teraz? Cóż, nie da się ukryć, że sprawność aparatu państwowego w epoce nowożytnej na ogół (I Rzeczpospolita była tu wyjątkiem…) znacznie wzrosła i takiego zjawiska na masową skalę zaobserwować się nie da. Chociaż… Mafia na południu Włoch. Takaż organizacja w niektórych krajach latynoskich. Różnego rodzaju gangi uliczne, klany, sitwy, towarzystwa wzajemnej adoracji (jak choćby różne obediencje masońskie…), czy wreszcie: partie polityczne! Teoretycznie awans młodego człowieka w służbie państwowej powinien zależeć tylko od jego zdolności i oddania pracodawcy, czyż nie? Tymczasem jakoś tak się składa, że odpowiednie koneksje są od tych rzekomo racjonalnych i obiektywnych kryteriów ważniejsze…
No i na koniec – pytanie: a czy przypadkiem ten policjant drogówki, kasując to sztampowe 50 złotych dla siebie, zamiast 300 złotych dla państwa – nie postępuje aby dokładnie tak samo jak dawny wojewoda, kasztelan czy starosta, który chłopów na własnych ziemiach, zamiast na ziemiach państwowych osadzał? Też mamy tu do czynienia z prywatyzowaniem dochodów państwu pierwotnie należnych!
Zasada zatem się nie zmieniła. Po prostu usprawnienia w zakresie komunikacji, organizacji i przetwarzania danych pozwalają władzy centralnej działać znaczenie efektywniej i znacznie lepiej pilnować swoich materialnych interesów niż było to możliwe kiedykolwiek przedtem. Dalej jednak, kiedy tylko wydaje się to możliwe i bezpieczne, ludzie wolą wchodzić w prywatne relacje z funkcjonariuszami państwa niż podlegać jego abstrakcyjnym, bezosobowym regułom! Czyżby był to dowód na owych abstrakcyjnych, bezosobowych reguł – bezsensowność..? W przypadku większości ograniczeń prędkości i innych szykan na polskich (rosyjskich, ukraińskich… – tyle mogę z własnego doświadczenia powiedzieć) drogach – tak właśnie jest. Innych przypadków nie śmiem nawet wymieniać. Niech się Państwo, P.T. Czytelnicy, sami tym dziełem utrudzą – co, sam będę na transport do psychuszki czekał..? A niedoczekanie..!
Korupcja współcześnie częściej niż zawłaszczania należnych państwu dochodów dotyka sposobu wydawania posiadanych przez państwo pieniędzy. Tak i owszem, było też i wcześniej – niejeden kontrakt przy budowie Wielkiego Muru był „lewy“ czy „ustawiony“! W dawnych jednak czasach państwo zwykle nie miewało nadmiaru środków do dyspozycji, stąd też i prowadzone przez nie roboty publiczne aż tak wiele okazji do marnowania tychże środków nie dawały.
W epoce Ludwików we Francji, a za ich przykładem, w całej Europie, korupcję przy niektórych rodzajach wydatków państwowych wręcz – upaństwowiono. Stanowiska urzędnicze i oficerskie, z przypisanymi im pensjami i zakresem władzy, były bowiem sprzedawane przez władcę na licytacji. Kto dał więcej – zostawał np. kapitanem królewskich muszkieterów i dysponował budżetem swojej kompanii, tyle z niego dla siebie wyciskając, ile mu się udało. Albo sędzią lub poborcą podatkowym. Ze wszystkimi możliwościami odzyskania włożonego w tę inwestycję kapitału, ma się rozumieć.
System ten zmiotła rewolucja 1789 roku pod pretekstem, że jest niesprawiedliwy – bo człowiek niezamożny, a zdolny, nie ma szansy łupić w ten sposób skarbu państwa i tegoż państwa poddanych (choć król rzecz jasna mógł dowolne stanowisko obsadzić poza licytacją – i korzystał z tej okazji gdy trzeba było np. awansować zdolnego a niebogatego oficera lub nawet żołnierza na wyższe stanowisko…). Za Napoleona zatem licytowanie stanowisk państwowych zostało zastąpione przez koneksje i pokrewieństwo. Czego przykład sam Cesarz dawał, pół Europy między swoich braci i szwagra (Joachima Murat) rozdzielając – mawiał przy tym, że nie ufa ministrom, którzy o własną rodzinę przy awansach i obsadzie stanowisk nie dbają, bo jak może być lojalny wobec niego człowiek, który nie jest lojalny wobec własnej rodziny..?
Ten system, jak już wiemy, pod koniec XIX wieku został powszechnie zastąpiony teoretyczną merytokracją – a w praktyce: rządami gangów uczelnianych, złożonych z ciągnących się wzajem za uszy absolwentów tych samych uczelni i kierunków studiów. Kto więc dziś panuje na Uniwersytecie – za 20 lat będzie panował nad państwem. O ile to państwo przetrwa tak długi czas – rzecz jasna…
Jeśli ktoś z Państwa spodziewa się, że napiszę tu jak rzecz cała powinna wyglądać i jaki system byłby tu sprawiedliwy i efektywny zarazem, to się rozczaruje. Takiego systemu nie ma. Człowiek to nie anioł, nie byt duchowy tylko cielesny, ma brzuch i to co niżej brzucha – i ducha chętnie nie posłucha. Prawdę pisząc to mam wrażenie, że za Ludwika XIV było najsprawiedliwiej – bo otwartą licytację najtrudniej jest „ustawić“, podczas gdy więzy pokrewieństwa bywają zawodne, zaś o jakości kadry urzędniczej wykuwanej podczas libacji w akademikach wolę się już więcej nie wypowiadać. Tak na marginesie: z dużego zainteresowania jakim wśród studentów cieszą się partie i ruchy wolnościowe nie wynika żadna, ale to żadna nadzieja na przyszłość – bo nim te 20 lat niezbędne, by ci ludzie normalną ścieżką kariery doszli wreszcie do stanowisk dających im realny wpływ na sytuację w kraju minie – ich „wolnościowe“ poglądy rozpłyną się jak śnieg na wiosnę wobec praktycznych trosk o utrzymanie rodziny i dzieci, co wbrew systemowi jest w takiej sytuacji (robienia kariery urzędniczej), nieco trudne. Pomijając już fakt, że ludzie bezkompromisowi, którzy przy swoich młodzieńczych poglądach wytrwają, po prostu nie pójdą na „państwowe“ – i tyle. Tak więc nasza teoretyczna merytokracja służy i może służyć tylko i wyłącznie skrajnej lewicy. Młodzież bowiem, która takie poglądy miała na studiach i chętnie na służbę państwu pójdzie i wcale tych poglądów w służbie państwa pozbywać się nie musi.
Nie ulega natomiast wątpliwości że umiejętność korzystania z korupcji jest fundamentalną strategią przetrwania indywidualnego w czasach nadchodzącego kryzysu. Im większy będzie zakres władzy państwowej – tym ważniejsza będzie umiejętność korumpowania jego funkcjonariuszy. Już w tej chwili funkcjonariusz państwa, jeśli tylko będzie chciał, może w majestacie prawa ograbić każdego bez wyjątku poddanego z majątku, dzieci, dobrego imienia i wolności. To, jak się ów poddany prowadzi i czy jest w swoim własnym mniemaniu przestępcą czy nie jest – nie ma tu najmniejszego, ale to naprawdę najmniejszego znaczenia! Wobec sprzecznych, niewspółwykonalnych praw które wydaje niemiłościwie nam panujące gosudarstwo, ludzi niewinnych nie ma. Każdy jest przestępcą – a tylko 99% z nas nie zdaje sobie z tego sprawy. Każdego też można przestępcą uczynić – jest to dla władzy drobiazg doprawdy nie wart większej uwagi. Co więcej – takie działanie władzy zawsze może liczyć na „dobrą prasę“, bo nic tak nie podnieca skretyniałych oglądaczy telewizji jak cudze cierpienie. Na każdego więc można łatwo, bez wysiłku – poszczuć tzw. „opinię publiczną“. Czego licznych już w dotychczasowej historii okupującego nas reżimu przykładów nie chce mi się wręcz wymieniać…
Co zatem powstrzymuje funkcjonariuszy państwa przed używaniem i nadużywaniem tak ogromnej, niczym nie skrępowanej władzy? No przecież że nie abstrakcyjne, bezosobowe reguły prawa, którymi mają się w teorii kierować. Te reguły są tak zagmatwane i sprzeczne, że kierując się nimi, żadnej zgoła decyzji podjąć się nie da. Tym więc, co naprawdę kieruje działaniem funkcjonariuszy państwa i sprawia, że ciągle jeszcze są oni ludźmi, a nie tyranami, jest ich interes własny: nadzieja na dodatkowy, a nieopodatkowany zarobek, skłonność ku własnej rodzinie i kolegom z czasów studenckich libacji. Cieszmy się z tego – bo jeśli uda się urzędników zastąpić komputerami – marny będzie nasz los!
Niestety, korupcja ma też pewne – nieliczne – wady. Na przykład w Polsce najłatwiej jest się korumpować przy zleceniach o wartości do 50.000 złotych. Bo taka jest granica od której obowiązuje już tryb zamówień publicznych. Jaki jest tego skutek uboczny..? Zgadniecie Państwo czy mam to opisać..?
No dobrze – opiszę. Otóż w kwocie do 50.000 złotych mieszczą się bardzo często kupowane przez polskie gminy drobne usługi budowlane. Ot – położyć kawałek chodnika, naprawić kanalizację, przeczyścić rowy przydrożne… Efekt? Efekt jest taki, że taniej mi było kupić sobie własną koparkę marki „Białoruś“ (niestety, od dłuższego czasu w remoncie – a już miałem nadzieję, że wejdę i ja na ten intratny rynek!), niż zlecać komukolwiek wykopanie tych 300 czy 400 metrów wykopów, jakie mi były potrzebne w Boskiej Woli do rozprowadzenia prądu i wody. Po prostu ceny takich usług są całkowicie abstrakcyjne i nic już nie mają wspólnego z gruntem, który przekopują… Czego w sumie nie żałuję: przynajmiej już wiem, po co było mi magisterium ze stosunków międzynarodowych. Bez tego tytułu łyżki koparki na głupim kamieniu bym urwać nie dał rady, jak urwałem!
Autorem wpisu jest Jacek Kobus, współtwórca Projektu Agepo.
Inaczej Zielony Karzel Reakcji. Na blogu pisze o Peak Oil, rolnictwie, diecie czlowieka i hodowli zwierzat ekologii stosowanej, ochronie srodowiska, permakulturze. Ostatni coraz czesciej równiez o relacjach damsko-meskich http://permakultura.n