Jakiś czas temu pochyliłem się w jednym z felietonów nad sytuacją Polaków przebywających w Wielkiej Brytanii, w kontekście morderstwa w Harlow. Dla przypomnienia, jeśli znajdzie się ktoś, kto nie jest w temacie, zabity tam został Arek Jóźwik, od czterech lat mieszkający i pracujący w Anglii. Mordu dokonała banda nastolatków, ewidentnie motywowana nienawiścią etniczną.
Mój poprzedni felieton spotkał się z ożywioną reakcją i licznymi komentarzami, od pochlebnych począwszy, na zarzucających mi niedoinformowanie czy wręcz głupotę skończywszy. Przedstawiony w nim pogląd, dopatrujący się przyczyn problemu w zbyt dużej liczbie obcokrajowców zalewających Wyspy Brytyjskie i wywołujących tym samym reakcję obronną rdzennej społeczności, w pełni podtrzymuję.
Jak pokazał czas, incydent ten przyniósł ze sobą falę doniesień medialnych, reportaży i analiz dotyczących problemów z jakimi borykają się nasi rodacy w Zjednoczonym Królestwie. Podniosły się też nieśmiałe głosy, że to nie Polacy mają tak na prawdę problem, lecz Brytyjczycy. Zalew imigrantów stanowi zagrożenie dla integralności każdego kraju i prędzej czy później doprowadza do rozkładu, jeśli społeczeństwo nie zmobilizuje się i nie weźmie spraw w swoje ręce. Nieudolna władza, niepotrafiąca rozwiązywać problemów gospodarczych i demograficznych inaczej niż przez sprowadzanie obcych, w ostatecznym rozrachunku bardziej niszczących niż wspierających rynek pracy, to dopiero jest problem. Brytyjczycy przyparci do muru, zdecydowali się więc na brexit. Ciekawe, czy wyjdzie im to na zdrowie? Nie martwiłbym się jednak zbytnio o nich, bo niegdysiejsze imperium jest dzisiaj pięćdziesiątym pierwszym stanem USA i z pewnością nie zginie.
Zginąć za to mogą rzesze zamieszkujących Wyspy Polaków, oczywiście nie dosłownie, choć i to jak widać się zdarza. Chodzi mi raczej o upadek ekonomiczny wywołany odcięciem od brytyjskich pensji i socjalu, będących dla setek tysięcy naszych rodaków źródłem utrzymania i względnego dobrobytu. Nie wspominam już o ich krewnych w Ojczyźnie, którzy również na tym bezpośrednio skorzystali. Martwię się też o tych, którzy nigdy nawet nie liznęli zachodniego stylu życia i w pocie czoła wykuwają los Polski nad Wisłą. Nie w głowach im były wyjazdy, dzięki którym nasz rynek pracy stał się z czasem znośniejszy. Relatywnie niska stopa bezrobocia, to w znacznym stopniu zasługa emigrantów. Jak wrócą zrobi się z pewnością tłoczniej i trudniej. Kasa państwowa również ucierpi, szczególnie przy obecnym rozdawnictwie i socjalnym modelu gospodarowania lansowanym przez obecną władzę.
Gdy mowa o „miłościwie nam panującym” rządzie , z gorliwością godną co najmniej kilku procent w słupkach sondażowych zareagował na tragedię w Harlow i wysłał do WB korpus ekspedycyjny w osobach ministrów i policjantów. Wybadali sytuację i przedsięwzięli podobno odpowiednie kroki. Grupka stróżów prawa została wysłana, aby wspierać angielskich kolegów, zaś ministrowie zrobili to, co zwykle robią w takich przypadkach, a z czego przeważnie nic nie wynika, czyli wypromowali się w mediach. Tak też stało się i w tym przypadku, ponieważ nic się nie zmieniło. Najdobitniej niech świadczy o tym fakt, że młodociani bandyci podejrzewani o dokonanie mordu na Arku Jóźwiku, zostali ostatnio zwolnieni z braku dowodów. Nie upiekło się, z tego co wiem, tylko jednemu. Być może najgłupszy, a być może najmłodszy z całej bandy, przez co zagrożony najniższą karą, będzie zapewne sądzony na starej jak świat zasadzie głoszącej konieczność minimalizowania win swojaków. Podejrzewam, że jako małolat wyłga się w ten lub inny sposób z zabójstwa Polaka i na tym sprawa się zakończy. My zaś jak zwykle pozostaniemy niedoinformowani i rozkosznie utuleni przez opiekującą się nami, z „gruntu” przecież patriotyczną, władzę.
I co z tego, że media krzyczą o schwytaniu zabójcy, o zarzutach i innych sprawach brzmiących groźnie, lecz będących niczym więcej niż medialnym miałem dla ubogich duchem. Zabijało kilkunastu, złapali kilku, a oskarżyli jednego. Niedługo okaże się zapewne, że był niepoczytalny, czy coś w tym rodzaju i tyle z tego dla nas, cośmy się nasłuchali i naczytali. Realne korzyści są dla rozsądnych, zaś nam pozostają iluzje. Iluzje bezpieczeństwa, suwerenności, szacunku w świecie… Takie tam bzdury. Dziś zabiją jednego, jutro drugiego, pohałasuje się i nic poza tym. Wielkie słowa o pozycji Polski, sojusznikach, prawie i sprawiedliwości są niczym bez rzeczywistych działań i bez narodowej dumy, opartej o prawdziwą więź i prawdziwe wartości, a nie podpieraną chwiejnymi filarami słupków poparcia i walki o władzę.
Mam 34 lata. Mieszkam w Lęborku na pomorzu. Z wykształcenia jestem administratywistą. Ukończyłem Uniwersytet Gdański. Jestem żonaty i mam synka o imieniu Olaf. Moja małżonka ma na imię Aleksandra. Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Moja rodzina jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało :) Lubię pisać. Piszę co mi do głowy przyjdzie, począwszy od publicystyki a na poezji skończywszy. Pisanie to aktywność, która sprawia mi frajdę. Przekuwam swoje myśli w tekst, by podzielić się z Wami tym co czuję i jak widzę świat. Teksty są różne. Pomimo tego, że sprawiam wrażenie dość jednoznacznie określonego politycznie, nie radziłbym mnie szufladkować. Można się wtedy srogo pomylić.
4 komentarz