Główny postulat nie jest niczym nowym – mowa przede wszystkim o nałożeniu na kierowców Ubera obowiązku posiadania tej samej licencji, jaką posiadają taksówkarze. Właśnie brak rzeczonej licencji jest od początku działalności Ubera nad Wisłą głównym orężem taksówkarzy. Oczywiście zaraz pod dewastacji mienia.
Oprócz obowiązku posiadania licencji, taksówkarze pracujący przy Ministerstwie Infrastruktury chcą także, aby znowelizowana ustawa zawarła definicję pośrednika, czyli dostawcy usług kojarzących kierowcę z pasażerem, na którego również nałożony zostałby wymóg posiadania licencji równoprawnej z taksówkarską. To oczywiście wiązałoby się z dodatkowymi kosztami, co w rezultacie miałoby zaniżyć konkurencyjność Ubera wobec korporacji taksówkarskich.
Jeżeli zaś kierowca lub pośrednik nie posiadałby uprawnień to według postulowanych zmian miałoby to skutkować mandatem w wysokości nawet 10 tys. złotych oraz… zablokowaniu pośrednika, czyli dostępu do aplikacji Ubera. Podobne pomysły zostały co prawda zrealizowane na szczególnie bratnich nam w ostatnim czasie Węgrzech, niemniej w Polsce rządowa recepcja Ubera jest nieporównywalnie bardziej pozytywna.
W związku utworzeniem instytucji pośrednika, przez ewentualny brak licencji u kierowców, zablokowany miałby być de facto cały Uber. Oczywiście trudno traktować takie propozycje poważnie, szczególnie biorąc pod uwagę pozytywne opinie na temat Ubera i ekonomii współdzielenia w ogóle wydane przez UOKiK i Ministerstwo Cyfryzacji. Rzeczpospolita zwraca także uwagę, że obowiązek posiadania licencji musiałby objąć także… kurierów.
Co więcej, nie bez trudu przyjmując przez moment optykę taksówkarzy pracujących nad nowelizacją, nie sposób oczekiwać, że wymóg posiadania licencji rzeczywiście zagrozi funkcjonowaniu Ubera w Polsce. Korporacja ma już doświadczenie w podobnych przypadkach, mogłaby zatem – oprócz wykorzystywanego dziś uberPOP – uruchomić nad Wisłą usługę uberX, która spełniałaby wymogi nowych regulacji.
Autorstwo: Maciej Olanicki (b.munro)
Źródło: DobreProgramy.pl