Wszystko jednak musi zakończyć się wesołym oberkiem, bo „ludzie dobrej woli jest więcej”. Trzeba tylko nie tyle może „zapłacić i odsiedzieć” – jak powiedział swemu klientowi pewien adwokat („wygrał pan sprawę; trzeba tylko zapłacić i odsiedzieć”) – co „nienawiść zniszczyć w sobie”. No dobrze, zniszczyć, to jasne, ale chyba nie każdą – bo na tamtym etapie rozwoju dziejowego nienawiść klasowa nie została jeszcze potępiona; ba – nie ma pewności, czy została potępiona nawet dzisiaj – zatem chodziło o zniszczenie w sobie nienawiści do ustroju socjalistycznego i Związku Radzieckiego. Warto o tym pamiętać, kiedy dzisiaj rosną młode kadry związku kombatantów, co to przemycali w radiowych rozgłośniach podstępne, jaszczurcze, antysocjalistyczne treści. No a w latach 70-tych optymizm wspiął się na same szczyty – oczywiście do momentu, kiedy rząd musiał zacząć spłacać długi, bo wtedy czar prysnął, chociaż czerwona orkiestra grała do końca, niczym na „Titanicu”.
Ale nawet i wtedy nie przekroczył pewnych granic, może dlatego, że partia oficjalnie wyznawała atheismus. Dzisiaj obowiązuje rozkaz, by panował chwalebny pluralismus, znaczy się – żeby rozkwitało niechby i sto kwiatów – oczywiście pod warunkiem, że wszystkie będą w przepisowych kolorach i taki na przykład antisemitismus został z chwalebnego pluralismusa definitywnie usunięty w ciemności zewnętrzne – o czym poinformował nas pan prezydent Andrzej Duda podczas dorocznego seansu „pedagogiki wstydu” w Kielcach. Więc być może z powodu urzędowego wtedy atheismusa nikomu nie przyszła do głowy sugestia, że dowódcą Zjednoczonych Sił Zbrojnych Układu Warszawskiego nie jest – dajmy na to – marszałek Jakubowski, czy – później – marszałek Kulikow, tylko… Archanioł Michał. Tymczasem z okazji szczytu NATO w Warszawie judeochrześcijański portal „Fronda” delikatnie zasugerował że na stanowisku naczelnego dowódcy Połączonych Sił Zbrojnych NATO w Europie jest właśnie Archanioł Michał, a nie amerykański generał Curtis Michael Scaparrotti. Niby i Archanioł i generał mają to samo imię – w przypadku generała – drugie – ale nie sądzę, by judeochrześcijańskiemu portalowi „Fronda” właśnie o to chodziło.
Pokazuje to nie tylko gorliwość judeochrześcijańskiego portalu „Fronda” w wypełnianiu zadań w ramach propagandy sukcesu, ale przede wszystkim – poszukiwanie wyższych uzasadnień polityki prowadzonej przez rząd powołany przez prezesa Jarosława Kaczyńskiego. Zgodnie z moją ulubioną teorią spiskową, Polską rządzą na przemian trzy stronnictwa: Ruskie, Pruskie i Amerykańsko-Żydowskie. Stronnictwo Ruskie została obecnie zepchnięte do głębokiej defensywy, Stronnictwo Pruskie, wraz z powrotem w 2013 roku Stanów Zjednoczonych do aktywnej polityki w Europie Wschodniej, utraciło pozycję lidera tubylczej sceny politycznej i nadal traci na rzecz ekspozytury na poczekaniu zorganizowanej przez Wojskowe Służby Informacyjne w postaci Nowoczesnej pana Ryszarda Petru, a na pozycję lidera wysforowało się Stronnictwo Amerykańsko-Żydowskie, w którym jednak Prawo i Sprawiedliwość musi nieustannie walczyć o względy Naszego Najważniejszego Sojusznika ze starymi kiejkutami, najwyraźniej po 18 czerwca 2015 roku wpisanymi przez Amerykanów na listę „naszych sukinsynów”. Zewnętrznym wyrazem tych przepychanek było demarche przekazane prezydentowi Dudzie przez prezydenta Obamę – do dzisiaj trwają spory, czy była to pochwała postępowania rządu w Warszawie, czy przeciwnie – obsztorcowanie. Żydowskie media w USA, podobnie jak i w Polsce, stoją na nieubłaganym stanowisku, że obsztorcowanie, podczas gdy pan minister Waszczykowski i media niepokorne – że przeciwnie – aprobata. W tych warunkach trudno się dziwić, że koła rządowe i partyjne kręgi potrzebują upowszechnić w opinii publicznej przynajmniej świadomość sukcesu, w braku konkretnych dowodów.
Bo szczyt NATO, zgodnie zresztą z przewidywaniami nie przyniósł ani „przełomu”, ani nawet decydujących rozstrzygnięć. Żadnego przełomu przynieść nie mógł w sytuacji, gdy dobiega końca druga kadencja prezydenta Obamy, który decyzje o długofalowych konsekwencjach taktownie pozostawia swojemu następcy, zaś decydujące rozstrzygnięcia też zapaść nie mogą w sytuacji, gdy Niemcy nadal się wahają, czy trzymać się strategicznego partnerstwa z Rosją, przeczekać prezydenta Obamę i wiązać nadzieje z Donaldem Trumpem, który zapowiada ponowne ograniczenie amerykańskiej aktywności i obecności w Europie, czy wziąć udział, a przynajmniej zamarkować wzięcie udziału w krucjacie „w obronie Ukrainy”. Podobne wahania przeżywa Francja, której prezydent najwyraźniej pogodził się z rolą owczarka niemieckiego. W rezultacie góra urodziła mysz w postaci „rotacyjnej obecności” w Europie Środkowo-Wschodniej czterech brygad, przy czym na Litwie ma stacjonować batalion Bundeswehry. Te cztery bataliony, to nie jest siła z którą NATO mogłyby zaatakować niechby nawet Białoruś, a cóż dopiero – Rosję. W takim razie – co to jest? Ano – jest to rodzaj „błyskotki”, którą – zgodnie zresztą z postanowieniami podpisanego 12 września 1990 roku w Moskwie traktatu „2 plus 4”, zakazującego zakładania stałych baz NATO nawet na terenie byłej NRD – Stany Zjednoczone zaoferowały Polsce i innym bantustanom, gwoli dodania im otuchy. Toteż rządowe kręgi z upodobaniem prężą amerykańskie muskuły, zaś rzesze pochlebców, mam nadzieję, że nie bezinteresownie, przechodzą same siebie w uprawianiu propagandy sukcesu, wskazując Niebo, jako Sojusznika Naszych Sojuszników.
Stanisław Michalkiewicz
Felieton • dwumiesięcznik „Polonia Christiana” • 22 września 2016