Świeżej krwi znaczy się. Po „uszczupleniu” kadry menadżerskiej w stołecznym ratuszu powstały… vacaty. Zaraz też panna Hanna ogłosiła wszem i wobec mediów, że potrzeba w nim właśnie świeżej krwi. Nowego, odżywczego powiewu zmian, co przełożywszy na język zrozumiały oznacz nowych, przyszłych kozłów ofiarnych, których będzie można rzucić na pożarcie opinii publicznej w sytuacji kryzysowej.
Intencja wydaje się być oczywista, dlatego dziwimy się, że są chętni, a nawet już nominowani. W zaistniałych okolicznościach, aż chce się podpowiedzieć kandydaturę oczywistą. Niestety z przyczyn obiektywnych niemożliwą do przyjęcia. Bernard Madoff, który mógłby godnie wspierać proces reprywatyzacyjny w stolicy przebywa w miejscu odosobnienia i będzie jeszcze przebywał w nim na tyle długo, że wcześniej proces reprywatyzacyjny u nas się zakończy (no chyba, że wystąpimy z wnioskiem o ekstradycję? Może dopisze nam więcej szczęścia, niż w przypadku Mazura).
Po chwili zastanowienia jednak sami już nie jesteśmy tego tak pewni. Minęło szczęśliwe 25 lat okradania naszego zaścianka z dóbr materialnych a nas z godności. I na razie wszystko wskazuje, że być może w kolejnym ćwierćwieczu nic się nie zmieni. Dlatego włodarze miasta stołecznego, nie traćcie nadziei, że uzyskacie wsparcie od prawdziwych profesjonalistów w rodzaju wspomnianego Madoffa, czy Sorosa, person z tego samego tygla biznesowego i moralnego. Marnowany czas gra na waszą korzyść.
Z pozdrowieniami Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję