Wyczuwam jakąś dziwną nerwowość w społeczeństwie. To zapewne efekt napięcia, ale
Patrzę i widzę, czytam i zdaje się że rozumiem. Słucham i słyszę. Inne zmysły też mam wyczulone. Tyle tego wszystkiego, że trudno objąć rozumem. A tu jeszcze szczodrość natury i hojność dnia powszedniego. Jak to unieść? Jak nie dać się ponieść emocjom?
W którymś miejscu napisałem że nie pójdę na wybory, że dowód zastawię w lombardzie. Wtedy celowo użyłem skrótu myślowego. Rozwijając tę myśl dziś chcę powiedzieć, że tak czy siak to wszystko i tak na jedno i to samo wychodzi. Czy oddam swoją daninę intelektualiście w lombardzie, czy wytwornemu politykowi, który już na starcie chce zrobić mnie w bambuko. To wszystko jedno.
O ile lichwiarz kieruje się własnym interesem i dba o to, aby klienta sczyścić do cna – i to jeszcze mogę przyjąć, zrozumieć, bo ktoś zezwolił na istnienie tych pralni i stąd tak wysoka lichwa, bo trzeba dzielić się po drodze z innymi – a z czegoś trzeba jeszcze żyć, prawda, o tyle pokręconej retoryki polityka nie sposób przyjąć, o zrozumieniu nie mówię już wcale.
Raz jeszcze, jeszcze raz od nowa aż do znudzenia. Lichwiarz wie ile musi wziąć prowizji i ile z niej i komu oddać – zna istniejące w branży zasady i dokładnie wie z czego żyje i na czym ten cały biznes polega. Jego nie wzrusza fakt, że ktoś zastawia na tydzień złoty pierścionek za 1/3 jego wartości. W ustalonych terminach przynosi w zębach co ustalone i odbiera co jego. Albo, kiedy nie ma całości, przedłuża o następny termin aż do momentu kiedy uzbiera, a jak nie uzbiera, to wartość ratza zwłokę przewyższa to co pożyczył i dopłaca jeszcze zostawiając na wieki, dajmy na to rzeczony pierścionek – prezent ślubny.
A polityk? I tutaj zaczynają się schody, albowiem polityków trzeba podzielić na rozmaite zaszeregowania ze statusem i bez statusu do wiedzy. W sejmie są stare konie i tzw pierwszaki. Ci drudzy z ręki jedzą tym pierwszym – nie ma innej opcji, bo inaczej to wypad z baru.
Kto i co może tutaj obiecać? I jak dotrzymać danego słowa, kiedy w tym całym biznesie polityki krajowej zazębiają się umowy międzynarodowe i normy prawne, i cały ten interes jest mechanizmem zegara.
Czy ktoś widział, aby rozebrać zegar w taki sposób aby ten dalej chodził?
I tutaj nie chodzi o to, kto kogo bardziej lubi, a kogo wręcz nienawidzi – i nawet nie chodzi o betonową brzozę i bombę baryczną, bo ten incydent też jest ukryty w mechanizmie moskiewskich kurantów.
Zatem nie ma spisku – jest spisek.
Wyczuwam jakąś dziwną nerwowość w społeczeństwie. To zapewne efekt napięcia, ale nie wiem jakiego rodzaju, bo dajmy na to, kiedy u mnie występuje napięcie seksualne to nie sięgam po książkę Zygmunta Freuda, sięgam po to co trzeba: instynkt reguluję rozumem.
A teraz idę na drugą stronę ulicy. Kupię kurczaka i zrobię wspaniały rosół. Przyjdzie ukochana z pracy i zjemy razem pyszny obiadek nie zamieniając nawet jednego słowa o ukrytych słoniach w karafce kryształowej zastawy.
Nie będziemy psioczyć, że piękna pogoda, że ceny paliw na giełdach, że na trawnikach tabliczki z kandydatami do dwóch izb obsikują psy, że dzieci dorysowują innym wąsy, że na ścianach ktoś napisał: Tusk to żyd.
I nie interesuje mnie już wcale, kiedy ktoś do kogoś mówi: jesteś cienki Bolek, na myśli mając tego co samodzielnie obalał ustroje i litry wódy (w gardło nie moje) z Kiszczakiem i Adamem M.
Nam wystarczy kawałek wolnej Ojczyzny zawartej między wypłatą, czynszem i tym co zostanie reszty. Reszta nie liczy się wcale. Amen