„– Co takiego? – głośniej zawołał inspektor. – Kazałem śpiewać…
– Panie inspektorze – rzekł ksiądz spokojnie i z zimną uprzejmością – uczniowie będąśpiewali tutaj, w kościele, hymn po polsku, i to nie tylko dziś, ale zawsze.
– Co takiego? – krzyknął Rosjanin. – Tak będą śpiewali, jak rozkazałem! Ja tu nie zniosężadnych jezuickich fanaberyj. A toż co nowego? Proszę mi wskazać drzwi na ten wasz chór…”
(S. Żeromski „Syzyfowe prace”)
Nigdy w życiu nie przypuszczałam, że fragment dawnej lektury szkolnej przyjdzie mi na myśl jako adekwatny do obecnych wydarzeń.
Otóż w białostockim Liceum Ogólnokształcącym nr 2 im. ks. Anny z Sapiehów Jabłonowskiej przygotowywano apel z okazji rocznicy wkroczenia wojsk sowieckich do Polski 17 września 1939 roku. Występował chór szkolny. W programie znalazły się różne pieśni oraz „Mazurek Dąbrowskiego”. Pani wicedyrektor zgłosiła przed występem swoje uwagi, a mianowicie,zakazała śpiewania hymnu Polski, gdyż jej zdaniem sytuacja nie była do tego odpowiednia.
Kiedy ów apel zbliżał się ku końcowi, jeden z chłopców poinformował zebranych o zakazie, po czym wydał komendę do odśpiewania hymnu. I tak hymn, wbrew woli pani wicedyrektor, został odśpiewany. Ona sama nie wytrzymała jednak nerwowo i wyszła przed końcem przedstawienia, mówiąc – wg relacji świadków – że ma już dość „tego patosu”.
Ciekawe, jakie poglądy ma pani wicedyrektor (notabene żona jednego z zastępców Prezydenta Miasta Białegostoku), skoro uznała ona hymn państwowy za zbyt patetyczny na rocznicę wkroczenia sowietów do Polski. Czy należałoby zaśpiewać coś weselszego?Może „Kalinkę” ? Co z niepokornym uczniem? Czy został przykładnie ukarany?
Nie znam odpowiedzi na te pytania, jednak jestem pewna, że patronka szkoły – księżna Anna z Sapiehów Jabłonowska – przewraca się w grobie.