Jeszcze trzydzieści lat temu książka ta* była chyba najbardziej czytaną przez studentów ówczesnych wydziałów prawa. Dzisiaj co prawda zapomniana, ale nieformalne fortele erystyczne, o jakich pisał niemiecki filozof i retor Artur Schopenhauer „ubogaciły” nasz język POlityczny.
11 maja 2016 roku. Dzień, który powinien wstrząsnąć pozostałymi jeszcze tu i ówdzie zwolennikami PO. Rząd przedstawił audyt POprzedników, w zasadzie nie pozostawiając ani jednej dziedziny życia publicznego krytyce.
Dla wielu wielogodzinne wystąpienia aktualnych ministrów były tylko dopełnieniem opublikowanych dwa lata wcześniej rozmów peowskich notabli w Sowie i przyjaciołach.
Trudno wobec faktów (raporty poszczególnych ministrów były bowiem na nich oparte), by Ewa Kopacz (z domu Lis), ostatnia premier byłego rządu, przedstawiła jakiekolwiek argumenty.
Bo przecież ich nie ma.
Sięgnięto zatem do dawno opisanych przez Schopenhauera sposobów.
Niemiecki filozof pisał:
Sposób 32:
Niewygodne twierdzenie przeciwnika łatwo jest unieszkodliwić lub choćby otoczyć podejrzeniem poprzez włączenie go do jakiejś znienawidzonej przez nas grupy pojęć, nawet, gdy podobieństwo jest zgoła słabe, a powiązanie bardzo luźne. (…) Przyjmujemy tu dwa założenia, iż 1) twierdzenie przeciwnika jest naprawdę tożsame z tą grupą pojęć lub co najmniej jest nią objęte, i wówczas wołamy „słyszeliśmy już o tym!” — i 2) że cała ta grupa pojęć, jako już zdezawuowana, nie zawiera ani jednej prawdy (w rozumowaniu przeciwnika).
Co robi od dłuższego już czasu tzw. opozycja? Otóż wszelkie próby reformowania kraju (nie trzeba wszak czytać wyłącznie nasz portal, ale np. oglądać „Państwo w Państwie” na Polsacie, by wiedzieć, że tzw. wymiar sprawiedliwości jest głównym hamulcem rozwoju Polski) spotykają się z coraz hałaśliwszymi protestami tej samej grupy osób, nie wahających się nawet przed miotaniem oskarżeń o faszyzm. Taka próba zaszufladkowania PiS-u jako „katofaszystów” (połączenie katolickiego ciemnogrodu z kultem wodza) ma na celu jedynie to, aby jak największa liczba osób nie próbowała nawet zrozumieć, o co naprawdę chodzi. Etykieta ma wyprzeć myślenie.
Sposób ostatni
Gdy spostrzegamy, iż siły przeciwnika są przemożniejsze i nasze racje nie będą górą, wtedy rozpoczyna się atak osobisty, wulgarny i obelżywy. Skoro sprawa i tak jest przegrana, pomijamy przedmiot sporu i atakujemy wprost osobę przeciwnika na każdy możliwy sposób, co można nazwać argumentem osobistym (argumentum ad personam), w odróżnieniu od argumentu odwołującego się do człowieka (argumentum ad hominem). Stosując ten ostatni rezygnujemy z przedmiotu sporu jako materii czysto obiektywnej i napadamy na to, co przeciwnik o nim powiedział lub mniemał. Natomiast zaczepka osobista oznacza całkowite zerwanie z przedmiotem sporu i zaatakowanie przeciwnika zupełnie bez związku z istotą dyskusji; a więc zjadliwie, obelżywie i grubiańsko. To odrzucenie sił duchowych na rzecz cielesnych lub zgoła zwierzęcych. Chwyt ten cieszy się wzięciem, albowiem każdy może go używać; toteż jest nader częsty. Wypada obecnie zapytać, w jaki sposób winien postępować lak zaczepiony przeciwnik; gdy bowiem postąpi identycznie, to efektem jest bójka, pojedynek lub sąd o obrazę.
Ogromnie myli się ten, kto mniema, iż wystarczy, że sam nie użyje osobistego ataku. Bowiem spokojne wykazywanie braku racji i faktu, iż przeciwnik myśli i pojmuje błędnie —jak w każdej dialektycznej dyskusji — bardziej go jeszcze rozdrażnia niż wszelkie grubiaństwo czy chamstwo. Czemu? Ponieważ, jak rzekł Hobbes: „Dobry nastrój człowieka zasadza się na tym, by sądzić o swych zaletach jak najlepiej porównując je z kimkolwiek innym.” — Człowiek nie dysponuje niczym cenniejszym od zaspokojenia własnej pychy (stąd zwroty takie jak: „honor droższy niż życie”, itp.).
Zaspokojenie tej próżności odbywa się głównie poprzez porównywanie siebie z każdego punktu widzenia, głównie zaś pod względem władz umysłowych. Ma to miejsce faktycznie (effective) i szczególnie dobitnie w dyskusji. Stąd płynie gorycz zwyciężonego mimo, że nie wyrządzono mu krzywdy; dlatego właśnie sięga on po ten ostatni sposób, którego — nawet przy bardzo grzecznym zachowaniu strony przeciwnej — nie da się uniknąć. Zimna krew i tutaj może pomóc; ataki osobiste przeciwnika odparowujemy bardzo powściągliwie, wskazując, że nie należą one do tematu sporu i sami natychmiast do tematu powracamy, dalej wykazując, że przeciwnik nie ma racji; tym samym ignorujemy jego obelżywe postępki, podobnie jak Temislokles w rozmowie z Eurydyką: Bij, ale wysłuchaj! Wszelako nie każdemu dana jest taka umiejętność.
Tutaj aż prosi się, by jako ilustrację przytoczyć słowa następcy Romana Giertycha na stanowisku naczelnego prawnika PO, Borysa Budki.
Wywołany do tablicy przez Zbigniewa Ziobrę stwierdził jedynie, że wystąpienie aktualnego ministra sprawiedliwości dotyczące sytuacji wymiaru sprawiedliwości w III RP PO wiadomych rządach można określić jako zero merytoryki, jedna wielka demagogia i granie na emocjach.
Zamiast polemiki z argumentami Budka jedynie postponował personalnie Z. Ziobrę.
Tak samo jest na forach społecznościowych.
Otóż zamiast próby wyjaśnienia czegokolwiek członkowie powstałego już podczas ubiegłorocznych wyborów tzw. hejterjugend masowo wklejają memy mające za zadanie jedynie ośmieszyć rządzącą partię, prezydenta nie oszczędzając.
Tak wygląda krajobraz po audycie.
PO nie podjęła dyskusji merytorycznej, nie wyjaśnia swoim zakręconym audytem wyborcom w zasadzie niczego.
Strategią PO (nowoczesną uważam za przystawkę, czy raczej szalupę ratunkową faktycznie trzymających władzę) jest bowiem ośmieszenie przeciwnika.
Wyłącznie.
Tak jak pisał Schopenhauer:
rezygnujemy z przedmiotu sporu jako materii czysto obiektywnej i napadamy na to, co przeciwnik o nim powiedział lub mniemał. Natomiast zaczepka osobista oznacza całkowite zerwanie z przedmiotem sporu i zaatakowanie przeciwnika zupełnie bez związku z istotą dyskusji; a więc zjadliwie, obelżywie i grubiańsko.
Dlatego nie można się dziwić, że PiS zamiast wdawania się w jałową dyskusję z ludźmi, którzy eksploatowali Polskę (co przecież wynika z audytu) przez minione 8 lat zastosował się do pochodzącej sprzed prawie 2,5 tys. lat rady Arystotelesa:
Nie dyskutować z byle kim, a tylko z takim, którego znamy i wiemy, że jest dość rozumny, aby nie prawić absurdów, których sam się potem wstydzi. Trzeba prowadzić dyskusję poprzez argumenty, a nie apodyktyczne wypowiedzi, trzeba argumentów słuchać i zgłębiać je. Wreszcie potrzebna jest dyskusja z ludźmi szanującymi prawdę, którzy lubią słuszne argumenty nawet z ust przeciwnika i są na tyle sprawiedliwi, by uznać, że brak im racji, skoro prawdę głosi przeciwnik. Wniosek stąd taki: z setki ludzi może tylko jeden zasługuje na podjęcie z nim dyskusji, a reszta niech gada co dusza zapragnie, gdyż „prawem ludzi jest głupota” (desipere est iuris gentium).
Jak wieść niesie do prokuratury wpłynęło już prawie 40 zawiadomień o możliwości popełnienia przestępstwa.
Wygląda na to, że dyskusja z Ewą Kopacz (z domu Lis) i jej ludźmi przeniesiona będzie do sal sądowych.
Chociaż na pewno będą chować się za immunitetem.
’
15.05 2016
’
’
’
* Artur Schopenhauer D i a l e k t y k a E r y s t y c z n a Czyli Sztuka Prowadzenia Sporów