Truizmem jest stwierdzenie, że człowiek najbardziej docenia to czego z trudem się dobija. To co przychodzi łatwo, nawet najlepsze, nie znajduje dostatecznego uznania w jego oczach. Podobnie ma się sprawa z narodami. Najlepiej ilustruje ten mechanizm mrzonka „integracji europejskiej”.
Najłatwiej omówić owo zjawisko na przykładzie Ukrainy, która dopiero obecnie, ale za to w ekspresowym tempie, przechodzi kolejne fazy tej integracji. Przeprowadzone ostatnio w Holandii referendum w tej sprawie jest najlepszą ilustracją iluzorycznych trudności „dobicia się” do tego „europejskiego marzenia”.
Jak zwykle w zachodniej Europie, tak i w tym referendum, ścierały się dwie siły: „euroentuzjastów” i „eurosceptyków”. Pierwsi powodowani „zachodnim altruizmem”, ukazują potrzebę „wyciągnięcia bratniej ręki” do biedniejszych sąsiadów, podczas gdy drudzy nie godzą się na wydawanie ich ciężko zarobionych pieniędzy na wschodnich „nieudaczników i malwersantów”. W przypadku Holandii górę wzięli „eurosceptycy”[i], rozdzierając tym samym ukraińskie serca, które to bez możliwości bycia „europejskimi” pozostaną nieodwołalnie złamane.
Oczywiście cała sprawa ma wyłącznie psychologiczno- propagandowy aspekt. Referendum było czysto konsultatywne, a poza tym Bruksela ma zwyczaj ignorowania głosu swych obywateli. Istotne jest natomiast, że dzięki temu „odrzuceniu” Ukraińcy jeszcze goręcej pragnąć będą „integracji” , a na dodatek umocnią się w mylnym przekonaniu, że wiązek ten zapewni im unijne wsparcie ekonomiczne..
Tym czasem Zachód w ogólności, a Unia Europejska w szczególności nigdy nie zajmowała się filantropią, natomiast zawsze rabunkiem i bezlitosnym wyzyskiem tych, którzy byli na tyle głupi i/lub słabi by wpaść w jej szpony. Jednakowoż altruistyczna poza miła jest każdej duszy, a na dodatek pożyteczna, bo głupcy dają się na nią nabierać.
Scenariusz postępowania Zachodu jest zawsze jednakowy. Najpierw mami się społeczeństwo potencjalnej ofiary kolorowymi obrazkami zachodniego dobrobytu, który rzekomo jest wynikiem mądrego systemu społeczno – ekonomicznego Zachodu, a nie jego wielowiekowego kolonializmu. Dzięki uzyskanemu w ten prosty sposób społecznemu rozdrażnieniu, Zachód instaluje u władzy swoich agentów. W przypadku Ukrainy nastąpiło to w wyniku zamachu stanu, nazwanego „rewolucją godności”.
Nowa „władza” uzyskuje od Zachodu niezbędne na „reformy” kredyty. Konglomeraty żydowskich banków ( Europejski Bank Centralny i US Federal Reserve) bez żadnych kosztów elektronicznie generują puste „rezerwowe waluty” (USD, EURO), które następnie na procent pożyczają zachodnim państwom. Część z tych środków bezpośrednio, lub pośrednio ( przez IMF) przekazywana jest w formie kredytów ofierze agresji (Ukrainie).
Większość tych pożyczek rozkradana jest przez żydowskich oligarchów znajdujących się u władzy w Kijowie. Z powodu jednostronnego otwarcia rynku ukraińskiego, reszta tych funduszy przeznaczana jest na import towarów z obszaru unijnego. Dzięki temu importowi, „reformom wolnorynkowym” i wojnie domowej, gospodarka ukraińska praktycznie przestała istnieć. Kompensować brak równowagi w bilansie płatniczym można jedynie poprzez wyprzedaż majątku narodowego i „eksport” ludności. Na obecnym etapie Ukraina eksportuje do Unii kobiety do roli prostytutek i służących, oraz wydobywane rabunkowymi metodami czarnoziem i bursztyn.
Tak więc, asocjacja Ukrainy z UE przynosi korzyści głównie zachodnim korporacjom i w mniejszym stopniu obywatelom bogatych państw „starej Europy”. Ukraińcom przynosi jedynie straty. Pomimo to, Ukraińcy pragną być „europejczykami” za wszelką cenę; nawet za cenę własnej zagłady.
Podobny obłęd był i jest udziałem innych post-komunistycznych narodów. Przy czym Polska i Polacy byli zawsze „prymusami” w zachodniej szkółce globalizacji.
Na początku „transformacji” stado polskojęzycznych „europejczyków” wpatrywało się z uwielbieniem w agenta zachodnich finansistów, towarzysza „profesora” Leszka Balcerowicza, pobekując z aprobatą na stek głoszonych przez niego bredni dotyczących „wolnego rynku” oraz „innowacyjnej gospodarki”. Żadne argumenty nie mogły wpłynąć na ich bezkrytyczną akceptację tego „ekonomicznego guru”.[ii] W tym samym czasie jego mocodawcy, zachodnie korporacje, rabowały i niszczyły polską realną gospodarkę, stanowiącą osnowę bytu materialnego narodu. Zniszczenie realnej gospodarki skutkowało masowym „eksportem” ludzi.
Po ćwierćwieczu takiej „gospodarki”, III RP to kraj praktycznie wyludniony. Na prowincji pozostali prawie wyłącznie emeryci i renciści, oraz inni, którzy z jakichś powodów nie mogli emigrować. Duże miasta, zaludniane są członkami monstrualnych rozmiarów biurokracji i ich rodzinami, oraz „studentami”. Jednakowoż, coraz częściej na ulicach słyszy się obce języki.
W kraju przybywa zachodnich kolonizatorów i wschodnich „uciekinierów”. Narastające trudności gospodarcze w bogatych krajach Zachodu, powodują że wielu „nadludzi” (herrenvolk, exceptional peoples) upatruje w Polsce łatwego życia. Zawsze można tu brylować wśród zakompleksionych tubylców, uczyć ich na przykład „wyższej” zachodniej kultury i prawdziwie europejskich języków. Na dodatek taka emigracja nie zmusza do jakichkolwiek ograniczeń. Tubylcy dostosują się zawsze do „drogich gości”, tak by czuli się lepiej niż u siebie w domu.
Przy czym, pokoleniu wychowanemu w III RP nie przychodzi nawet do głowy, by można było żyć normalnie; rodzić się, żyć, rozwijać duchowo i materialnie we własnym kraju. Normą stało się koczownictwo w Unii stymulowane nieustannym poszukiwaniem najlepszego zmywaka lub burdelu gwarantującego jakieś utrzymanie.
Nieprzerwanie na krajowej scenie politycznej prym wiodą kanalie, które już od ćwierćwiecza zdradzają i niszczą naszą Ojczyznę, czując się coraz bardziej bezkarnymi. Niestety społeczeństwo „wie lepiej”. A mianowicie wie tylko to co ma w danym momencie przed nosem. Ponieważ zwykle jest to jakieś elektroniczne urządzenie pokazujące kolorowe obrazki wirtualnego dobrobytu i szczęścia, to efekty są takie jak powyżej opisane.
W „dobrym” zachodnim tonie jest „pozytywne myślenie” , a dyskusje powinny ograniczać się do trzeciorzędnych spraw z równomiernym rozłożeniem ich akcentów na „plusy dodatnie” i „plusy ujemne”, w celu stworzenia pozorów normalności. Na każdy zdefiniowany problem trzeba zaoferować „szybkie, łatwe i przyjemne rozwiązanie” .
Przeto w celu uniknięcia oskarżeń, o jałowe malkontenctwo, postanowiłem zaoferować proste rozwiązanie opisanych powyżej problemów. Należy po prostu zacząć samodzielnie myśleć, a reszta rozwiążę się już sama. Czego życzę wszystkim polskojęzycznym „europejczykom”.
[i] http://wiadomosci.wp.pl/kat,1356,title,Prezydent-Ukrainy-wynik-referendum-w-Holandii-to-atak-na-jednosc-Europy,wid,18255410,wiadomosc.html?ticaid=116cc0
Unikajacy stereotypów myslowych analityk spraw politycznych i gospodarczych Polski i swiata