W czasach i państwach cywilizowanych – premierem, prezydentem, królem nawet – zostaje człowiek mogący się poszczycić zasługami przodków, zasługami swoimi, ale także człowiek wybitny, wykształcony znający zasady ustrojowe i potrafiący sie zachować na różnych forach. Człowiek, który nie przyniesie wstydu państwu, które reprezentuje. W państwowych tworach, które zerwały z cywilizacją i w których w dużym stopniu została zniszczona warstwa inteligencka – już było i bywa różnie. Oczywiście mam na mysli państwa komunistyczne i totalitarne. w Związku Sowieckim np. Chruszczow był uosobieniem odwiecznych marzeń ruskiego ludu o mużyku na carskim tronie. Innymi przedstawicielami władz naczelnych są dyktatorzy wyrośli na wiecach – krzykacze wiecowi – Duce Mussolini i Hitler.
W Polsce – pomimo 123 lat utraty niepodległości – istniała silna warstwa inteligencka (często wywodząca się z dawnej szlachty i arystokracji). Okres II RP, to czas usytuowanie Polski w gronie państw ucywilizowanych. I w takich realiach powstała słynna powieść (chyba można określić – polityczna) Tadeusza Dołęgi-Mostowicza – „Kariera Nikodema Dyzmy”. By być kandydatem do najwyższych państwowych urzędów – trzeba było wylegitymować się jakimś tytułem (np. ukończeniem Oxfordu), trzeba było umieć zachować się w towarzystwie (tu autor trochę przekolorował każąc bohaterowi uczyc się techniki konsumowania raków). W każdym razie odrzucając zamierzoną karykaturę – musimy skonstatować, iż noblesse oblige i w II RP nie każdy i nie latwo mógł dostać się do elity.
Niepostrzeżenie (dla niektórych) znaleźliśmy się powtórnie w gronie państw sprzed epoki ucywilizowanej. Już wejście do elity kierujacej sprawami narodu i państwa nie wymaga spełnienia wspomnianych wyżeju warunków. Już nawet nie trzeba udawać, że ma się jakieś wykształcenie, że potrafi sie zachować kulturalnie na salonach Europy, że ma się jakieś szczególne zalety umysłu i ducha. Znowu w Polsce nastał okres (mam nadzieje, że jednak minał), kiedy na czele państwa mógł stanąć krzykacz wiecowy. Nie przeszkadzało to siłom decyzyjnym; a były to siły niekoniecznie mające na celu dobro Polski. Ważne, by ów krzykacz wiecowy potrafił uzyskać poparcie społeczne, na tyle silne, że usprawiedliwiało postawienie go na czele. Na ile odbyło się to przy pomocy wyspecjalizowanych służb – historia oceni. Dla uważnych obserwatorów politycznej sceny ostatnich lat – jasne jest, że agent Bolek (o ktorym jest ta notka), to wygodny człowiek dla interesów postkomunistycznych sprowadzających się do dalszego zniewolenia Polski.
Teraz nie ma potrzeby, by hrabia Żorż Ponimirski obwieścił wszystkim, że ten bohater, to pospolity nieuk, cham i brutal, nie znający żadnego języka, ani nawet ortografii, który nie tylko nie skończył Oxfordu, ale nawet zawodówki – bo o tym wszyscy wiedzą od dawna. To znak naszego odwrotu od cywilizacyjnego postępu, to świadectwo, że na skutek okupacji hitlerowskiej, stalinowskiej i teraz banksterskiej – Polska cofneła się w tym rozwoju o blisko sto lat.
Najbardziej przykre jest to, iż rodzima sitwa, subsydiowana prawdopodobnie przez międzynarodową sitwę bakiersko-finansową trzyma się silnie splatając się wzajemnie ramionami. Nie może sobie pozwolić na żadem wyłom, jeżeli w owej sitwie znajdzie się ewidentny łobuz, czy pospolita wiśnia, to i tak trzeba go bronić za wszelką cenę; upadek jednej figury trzymajacej gardę – mógłby spowodować efekt domina. Tego się obawiaja różne Tuski, Lisy i Balcerowicze – tworzą legendy o wiśni, który bohaterem narodowym jest i naród MUSI w to wierzyć, bo przecież jest uznaną także (wprawdzie wiśnią) przez międzynarodowe ośrodki wyłaniania bohaterów i autorytetów.
Jest wiele głosów, by dla dobra Polski nie odzierać bohatera z purpury, by przemilczeć. Było to możliwe w Austrii, kiedy prezydent państwa dwóch kadencji (przedtem nawet sekretarz generalny ONZ) – Kurt Waldheim – okazał się być byłym esesmanem – Zapadła cisza i ów delikwent był cichy zarówno na forum krajowym, jak i miedzynarodowym. W przypadku naszego antybohatera jest inaczej – wyobraża on sobie, że rzeczywiście odegrał najważniejsza w historii Polski (ba w historii świata) rolę i w związku z tym należa mu się dozgonne splendory, jego ego rozrosło sie do niebotycznych rozmiarów i wariant austiacki nie wchodzi w gre. Optowałbym raczej za sposobem wyznaczonym przez Dołęgę-Mostowicza – postępowanie prokuratorskie – poprzedzone wzięciem delikwenta pod rekawki przez dwóch funkcjonariuszy policji…