Lokalnej, skierniewickiej rozgłośni radiowej RSC nie słucham. Kiedyś próbowałem, ale nie dało się – mimo najszczerszych chęci. To radio dla pustaków, przeżuwaczy reklam i płaszczaków nie dbających o aktualizację antybełkotowego firewalla we własnej głowie. Ta stacja od lat umacnia sobie w społeczeństwie opinię czegoś w rodzaju przytułku dla wałkoniów, którym władza z jakichś względów jest zmuszona zapewnić wikt i opierunek. Aż dziw bierze, że taki dziwoląg podatnicy wciąż utrzymują. Ale rozwijanie tematu finansowania mediów pozostawię innym. Ja dziś postanowiłem napisać o wywiadzie dyrektorki skierniewickiego MOPR-u, który jakiś czas temu został wystrzelony w przestrzeń publiczną właśnie przez radio RSC.
Wiekopomne wystąpienie pani Janiny Wawrzyniak na falach marnotrawionych przez ową rozgłośnię, jak nic uszłoby mojej uwadze, gdyby nie pełen emocji telefon od „życzliwego”. No i gdyby nie powtórki na antenie.
– Prędko zajrzyj na RSC – domagał się znajomy głosik – Wawrzyniakowa się tam doszczętnie kompromituje…
Początkowo byłem przekonany, że RSC to nazwa jakiegoś egzotycznego drzewa o wybujałych konarach, zanim przypomniałem sobie, że chodzi o radio. Kiedy w końcu odszukałem na wyświetlaczu mego radioodbiornika długość fali tej kataryny, niestety skończył się szoł najbardziej rozreklamowanej opiekunki rodzin w Skierniewicach”. „Szczęście”, że załapałem się na dość staranną zapowiedź powtórki. Postanowiłem tego wydarzenia nie przegapiać.
Doczekałem się, wysłuchałem a potem zadałem sobie pytanie: czy było warto?
Z pewnością nie. Nie było to przyjemne doświadczenie dla mojej wrażliwości, zwłaszcza w mojej sytuacji. Nie dowiedziałem się niczego czego już wcześniej bym nie wiedział o działalności MOPR-u, lub o osobowości występujących. Dlaczego więc o tym piszę?
Bo zostałem poruszony. Otóż, genderowy bełkot dyrektorki skierniewickiego MOPR-u uświadomił mi, że skoro tej pani pozwala się już wygadywać publicznie takie herezje, to musi się dziać coś groźnego w naszym otoczeniu. Że w naszych sumieniach, naszym świecie zachodzą zmiany nieodwracalne… Nie tylko w mediach. Potężny ładunek złych treści i emocji promieniował z narracji pani Wawrzyniak przez całą audycję i niestety zarażał. Jego siła rażenia niestety została zwielokrotniona medialnym wzmacniaczem, a potulny pan redaktor prowadzący stał się mimowolnie jej wspólnikiem i zarazem pierwszą ofiarą trucizny. Nie wiem czy zaproszona do studia kobieta ma świadomość jak bardzo zatruta jest jej dusza? Jak szkodliwych społecznie pomysłów stała się nosicielką i propagatorką? Wątpię by wielu słuchaczy radia RSC było odpowiednio uformowanych aby bez uszczerbku dla równowagi psychicznej móc doświadczać działania tak skoncentrowanego ładunku zła? Przypuszczam, że znakomita większość ludzi nawet nie zarejestrowała ostrzegawczych sygnałów ze strony swych sumień. O rozumie nie wspominając. Takie czasy…
Tym nie mniej trucizna zaistniała realnie i musiała dodatkowo podtruć bezbronne dusze wystawione na jej oddziaływanie. Ktoś musi o tym głośno powiedzieć. Dla naszych fundamentów moralnych to było jak dla fizjologii komórki promieniowanie X, którego bez licznika Geigera-Müllera nie jest się w stanie wykryć przed zainkasowaniem dawki śmiertelnej. Kiedy sobie to uświadomiłem poczułem głębokie współczucie dla ponad 60-ciu podwładnych tej pani, oraz rzeszy ich podopiecznych, którym MOPR oferuje węgiel i konserwy zamiast miłości bliźniego.
Echa tej samej mantry słyszy się coraz częściej na ulicy, w sklepie, szkole, w sądzie (w sądzie sam słyszałem) a nawet na komisjach Rady Miejskiej. Muszą one wyrządzać niepowetowane szkody w świadomości społecznej. I wyrządzają niestety. Ale żeby to dostrzec musimy przyjrzeć się szczegółom inkryminowanego wystąpienia i dokładnie je (jak mawiają małolaty) „rozkminić”.
Najbardziej bolało mnie we wspomnianej audycji kiedy pani Wawrzyniak używała słowa „matka”.
A to dlatego, że zawsze było ono osadzone w negatywnie profilowanym kontekście. Zawsze zespawane ze źle kojarzącymi się przymiotnikami typu: ”patologiczna”, „agresywna”, „ mająca 4 promile alkoholu we krwi”, lub rzeczownikami typu: „bieda”, „przemoc DOMOWA”, „brak odpowiedzialności” i tzw „zaradności życiowej”. Nigdy nie słyszałem, żeby pani Wawrzyniakowa kojarzyła słowo MATKA z czymkolwiek pozytywnym, wzniosłym i dobrym, z czymś głęboko ludzkim na przykład: z macierzyńską miłością, cierpieniem, czułością, duchowym wzrastaniem, godnością, radością, ludzką troską, szlachetnym poświęceniem, wytrwałością… To wiele mówi o wnętrzu osoby nadużywającej zbitek słownych genderowej proweniencji, o jej doświadczeniu życiowym i widzeniu świata, jej wewnętrznym uporządkowaniu i sposobie postrzegania bliźniego. To wiele wyjaśnia, zwłaszcza dla skierniewickich rodzin w których życie spodobało się tej pani zainterweniować.
Jeszcze ciekawiej zrobiło się kiedy dyrektor Wawrzyniak wypowiedziała słowo „dziecko”. Oczywiście o dzieciach ta pani mówi brutalnie, przeważnie w kontekście przemocy i wyszarpywania ich z rodziny. Na tę okoliczność wykreowała słuchaczom niezwykle sugestywny obrazek-przypowieść, sugerując że jest standardem w Skierniewicach, przedstawiający funkcjonariuszy MOPR dobijających się do kolejnego prywatnego mieszkania. Nachodźcy ci słysząc zza drzwi objawy paniki domowników i nasilający się płacz dzieci, wyobrażają sobie (usiłuje nas o tym przekonać narratorka), że po drugiej stronie dochodzi do potwornej zbrodni na bezbronnych małoletnich. Nieomal rzezi niewiniątek dokonywanej przez rodziców.
Z tym że słowo „rodzic” jest przez panią Dyrektor Ośrodka Pomocy Rodzinie akcentowane emocjonalnie identycznie jak słowo „zwyrodnialec”, „szaleniec”, lub „ojciec”. Cóż za bezalternatywna wyobraźnia! Jakaż pedagogicznie artystyczna projekcja! Na zakończenie której pani dyrektor MOPR-u z prawie naturalną troską wyrzuca z siebie retoryczne pytanie: no i co my możemy zrobić w takiej sytuacji? Puentując natychmiast: kiedy prawo nakazuje nam wszystkie takie przypadki sprawdzać?
No rzeczywiście, co może zrobić miłosierny Samarytanin kiedy dzikusy nie chcą go wpuścić po dobroci do swego domu? Przecież jak natychmiast nie wyważy drzwi, nie wtargnie do środka i nie spałuje „zwyroli” zanim „zarżną dziecko” to mu później prokurator postawi zarzut zaniechania! Jeśli nie współudziału w zbrodni?
I pan potulny redaktor to kupił, autorytatywnie jak na przedstawiciela reżymowych mediów przystało, ale jednocześnie z ufnością sześciolatka! Tudzież z pospiechem jakby w obawie, że za chwilę może się wydać, iż to właśnie z powodu obecności funkcjonariuszy MOPR-u, sterroryzowani bohaterowie przypowieści opowiedzianej przez Janinę Wawrzyniak, robią w portki. A ich dzieci bezbłędnie odczytują atmosferę grozy, dając temu wyraz najnaturalniejszym sposobem na świecie, płaczem. Większość słuchaczy zapewne poszła za przykładem i sugestią pana redaktora.
A potem resztki prawie wyklutego już dysonansu poznawczego, pan redaktor „potulny” sprytnie przekierował w utartą koleinę dyskredytowania tzw „ODBIERANIA DZIECI RODZICOM Z POWODU BIEDY”. Odbieranie dzieci rodzicom z powodu biedy stało się „be” na salonach całej Polski ostatnio. Nie, nie, nie! Z powodu biedy nie! Już nie wypada, nielizja! Po orwelowsku. Cóż za pomysł w ogóle żeby odbierać z powodu biedy? Żeby tak dzieci z powodu biedy? Oczywiście pani dyrektor skierniewickiego MOPR-u podchwyciła narrację tego etapu w lot. Ona też nie, nie, nie! Ona już nigdy, ona po co?! Kto to widział w ogóle i w szczególe, żeby dzieci z powodu biedy odbierać? A fe! Jak bieda to trzeba więcej węgla i puszek. Owszem zdarza jej się odbierać ludziom dzieci… Ale żeby z powodu biedy? Nigdy!
Na zakończenie twórcy audycji uznali za stosowne poutyskiwać na biurokrację. Wszyscy narzekają dziś na biurokrację więc nie można się dziwić że biurokraci też czują się w obowiązku przyłączenia się do ogólnego chóru. To wygląda dobrze, to pozwala zarobić parę punktów na słupku popularności u sterroryzowanych przez biurokrację słuchaczy.
Tyle, że dla pani Wawrzyniak biurokracja to stosy znienawidzonych i ograniczających jej samodzierżawie papierów, które zmuszona jest codziennie przerzucać na swoim biurku, które musi wnikliwie czytać. To podstawy prawne Państwa Prawa, które zobowiązana jest znać i przestrzegać, to czynności i dowody, które trzeba utrwalać i archiwizować. A fe! Ach te faktury za setki ton węgla przerzuconych i tysiące kilogramów produktów żywnościowych z których trzeba się rozliczyć. To poświadczenia którymi trzeba udowadniać, że węgiel trafił w ręce uprawnionych, a nie na przykład przestępców. Na co to komu? Dla niej walka z biurokracją powinna się skończyć uwolnieniem jej od obowiązków dokumentowania legalności swoich postępków.
Dla mnie i dla większości prostych obywateli ograniczenie biurokracji powinno polegać na likwidacji całego tego kupczenia węglem i konserwami przez urzędników pod pretekstem pomocy potrzebującym. W ogóle na likwidacji takich tworów jak MOPR-y! Całej tej przemocy instytucjonalnej wobec rodzin, w której się wyspecjalizowały. Nie ma innej drogi. A uwolnionych od biurokracji funkcjonariuszy powinno się jak najprędzej wysłać tam gdzie naprawdę będą przydatni społeczeństwu, do służb segregujących odpady, sprzątających nasze ulice i place, do szpitali gdzie chronicznie brakuje salowych, konserwatorów i sprzątaczek…
*
Na zakończenie pani dyrektor skierniewickiego MOPR-u pożaliła się że nikt jej nie chce wpuścić do domu…
Rzeczywiście, nie znam nikogo kto by dobrowolnie zechciał gościć panią Wawrzyniak w swoim domu. Jeśli ona też nikogo takiego nie zna to się nie dziwię, że popada w rozpacz i kompleksy, z których potem wypączkowują kwanty złej energii napędzające kolejne i kolejne niegodziwości. Czy ktokolwiek może jakoś przerwać tę perfidną pętlę? Nie wiem. To znaczy wiem, że można, ale nie wiem jak. W końcu jestem tylko człowiekiem, do tego głęboko pokaleczonym emocjonalnie i duchowo i to właśnie przez tę panią i jej pachołków. Chyba już tylko modlitwą za uzdrowienie jej duszy można coś zdziałać? Jestem ciekaw ilu Skierniewiczan po wysłuchaniu wspomnianej audycji zmówiło szczerą modlitwę za nawrócenie tej nieszczęsnej kobiety? Ja próbowałem, ale nie potrafię tak z głębi serca. Jeszcze nie…
Za dużo świeżych ran. Może kiedy moja rodzina będzie już bezpieczna, wypracuję w sobie dość siły?
Proszę, jeśli potraficie modlić się szczerze w takiej intencji drodzy czytelnicy, uczyńcie to teraz za mnie.
Jestem ojcem. Bronię rodziny przed pedofilią instytucjonalną