Tymczasem "Unia Europejska chyli się ku upadkowi powoli, za przyzwoleniem krótkowzrocznych elit" – twierdzi prof. Wojciech Roszkowski. – Mamy do czynienia z wielowymiarowym kryzysem UE. (…) Jest to kryzys demograficzny, kryzys tożsamości i kryzys solidarności europejskiej".
Jak to wygląda w praktyce, opisuje niemiecki portal welt.de, informując o tym, że ze strony brytyjskich konserwatystów rośnie nacisk na szefa rządu Davida Camerona, by ten zarządził referendum, w którym naród wypowiedziałby się o ewentualnym wyjściu z Unii.
"Bruksela stała się uciążliwym jarzmem i paskudzi brytyjską niepodległość – napisał wpływowy torysowski przedstawiciel Mark Pritchard w artykule dla gazety 'Daily Telegraph’. – Wielu Brytyjczyków odczuwa UE jako mocarstwo okupacyjne, które ogranicza wolność, podnosi podatki i osłabia tutejszą kulturę. Dlatego mieszkańcy wyspy powinni w głosowaniu powszechnym zadecydować o tym, czy ich kraj nie powinien zrezygnować z członkostwa".
Nie jest więc już pewne wsparcie konserwatywnych deputowanych dla polityki europejskiej. Torysi nie będą w dalszym ciągu wystawiać czeku in blanco dla robotników w Lizbonie, podczas gdy w Londynie i Leicester stoją ludzie w długich kolejkach przed urzędami pracy – referuje welt.de.
W ubiegłym tygodniu spotkało się 120 przedstawicieli parlamentarnych, niepełniących funkcji w rządzie, by obradować nad przyszłością Wielkiej Brytanii w Unii Europejskiej. Są oni coraz bardziej rozgoryczeni z tego powodu, iż premier Cameron nie wydaje żadnych zarządzeń o ponownym przekazaniu kompetencji z Brukseli do Londynu.