Często słyszymy, że katolicy muszą być bardziej tolerancyjni, że państwo powinno być neutralne światopoglądowe, że trzeba szanować wolność artystyczną. Czy rzeczywiście?
Na okładce najnowszego Newsweeka znajdziemy Janusza Palikota stylizowanego na Jezusa Chrystusa przybitego do krzyża. Było już darcie Biblii z okrzykiem "żryjcie to gówno" i zatrudnienie gościa, który to zrobił w TVP, był krzyż z puszek do piwa, był facet przebrany za motyla podczas Bożego Ciała…
Przy okazji każdego takiego incydentu w mediach pojawiały się argumenty, że katolicy muszą być bardziej tolerancyjni, że państwo powinno być pluralistyczne i neutralne światopoglądowe, że trzeba uszanować wolność artystyczną. Przytoczę tylko kilka wypowiedzi odnoszących się do sprawy Nergala. Zbigniew Hołdys oburzał się „Odmawiacie prawa człowiekowi do posiadania poglądów. On ma pogląd. Nie jest twoją rolą oceniać, czy to jest pogląd słuszny, czy nie.” Katarzyna Wiśniewska zwracała uwagę na to, że „w naszym kraju mieszkają też ludzie, których tożsamość nie jest katolicka, ale nie przestaje być przez to polska.” A Magdalena Środa zauważyła nawet: „Bardziej niebezpieczne niż Nergal wydaje mi się głoszenie misji w oparciu o wartości chrześcijańskie. TVP powinna być otwarta na rozmaite poglądy.” Wielu katolików słysząc taką argumentację grzecznie pochyla głowę i mówi sobie: tak nie podobają się nam takie zachowania jak Nergala czy teraz „Newsweeka”, ale przecież nie możemy mierzyć wszystkich swoich miarą, narzucać swoich wartości. Takie opinie świadczą jednak o głębokim niezrozumieniuczym tak naprawdę jest „tolerancja” i „neutralność światopoglądowa”, której oczekuje „lewica”.
Aby przekonać się o co chodzi z tą "tolerancją" i "neutralnością światopoglądową" spójrzmy na to jak zachowują się najwięksi jej piewcy. Gdy ksiądz Marek Gancarczyk nazwał aborcję zabójstwem grzmiano, że to język nienawiści i skierowano przeciwko niemu sprawę do sądu, gdy minister Elżbieta Radziszewska powiedziała, że szkoła katolicka może odmówić zatrudnienia homoseksualistę padały oskarżenia o średniowiecze, brak cywilazji, brak moralności i brak etyki. Gdy na Uniwersytetach (UKSW, UW, Uniwersytet Medyczny w Poznaniu) miały się odbyć „niepoprawne politycznie” spotkania poświęcone homoseksualizmowi, to pod wpływem „Gazety Wyborczej” i lobby gejowskiego spotkania te zostały odwołane. Podobne przypadki mógłbym mnożyć. Wyzwiska (oskarżania o język nienawiści, homofobię, fanatyzm, średniowiecze, obłęd i wiele innych), obśmiewanie („Równie dobrze mogłoby być 50 mln, jak się podpisze trochę staruszek po pięć razy” tak Agnieszka Graff skomentowała zebranie 600 tysięcy podpisów przeciwko aborcji, a to kropla w morzu podobnych wypowiedzi), próby kneblowania katolików na drodze sądowej (procesy przeciwko „Gościowi Niedzielnemu”, Joannie Najfeld, organizatorom wystawy „Wybierz Życie”, Tomaszowi Terlikowskiemu i Andrzejowi Krauzemu) i ograniczenia im dostępu do przestrzeni publicznej, to stały sposób postępowania środowisk lewicowych.
Lewica domaga się byśmy tolerowali nawet najbardziej agresywne zachowania wobec nas, na profanowanie rzeczy dla nas świętych, jednocześnie oczekując, że nie będziemy prezentować własnych przekonań publicznie i próbując nas kneblować, w momencie gdy się jej nie podporządkowujemy. Nie dajmy się nabierać na taką tolerancję.
Analogicznie nie dajmy sobie wmawiać, że państwo musi być „neutralne światopoglądowo”. Coś takiego jak neutralność światopoglądowa nie istnieje. Każde prawo, każda postawa opiera się na jakiejś moralności. Zgoda na obecność obrażającego chrześcijan Nergala w telewizji nie świadczy wcale o naszej neutralności, ale o przesunięciu w „lewo”.
Co więcej z tego, że w debacie publicznej uprawnione jest prezentowanie wielu odmiennych poglądów, nie wynika, że wolno nam wszystko robić czy mówić. Pewną granicą powinno być tu poszanowanie drugiego człowieka, jego życia, prawa, godności. Sfera wiary jest tak intymną kwestią, tak ważną dla wielu osób, że jej szarganie powinno spotykać się z publicznym ostracyzmem, niezaleznie czy będzie to dotyczyć chrześcijaństwa, islamu, judaizmu czy innej religii. Jest to wyraz swoistej barbaryzacji i na taką postawę z całą pewnością nie można być otwartym, jakby chciała profesor Środa.
Nie chodzi mi o to byśmy z Kościoła robili oblężoną twierdzę, którą trzeba bronić przed złą lewicą, a z chrześcijan prześladowanych męczenników, ale byśmy uświadomili sobie jak bardzo puste są hasła odwołujące się do neutralności światopoglądowej i tolerancji, nabrali przekonania, że mamy całkowicie naturalne prawo zarówno do prezentowania wartości, w które wierzymy jak i bronienia się, gdy nas obrażają oraz nie godzili się na zachowania łamiące wszelkie zasady współżycia społecznego.