Fałszywe kryterium PKB
13/09/2011
498 Wyświetlenia
0 Komentarze
12 minut czytania
Jednym z błędów popełnianych w analizach ekonomicznych jest absolutyzacja kryterium Produktu Krajowego Brutto (PKB). Jest to wielce zwodnicza miara kondycji gospodarki.
Nie jestem ekonomistą i nie mam specjalnego pociągu ani nabożeństwa do tej dziedziny, a nawet traktuję ja z nieufnością. Dostrzegam w niej dwie odrębne dyscypliny. Jedna to mikroekonomia, która zajmuje się zjawiskami na poziomie przedsiębiorstw i opisuje je w sposób na tyle ścisły, że daje sprawdzalne zalecenia dla prowadzenia biznesu. Ta część ekonomii zasługuje – zawsze warunkowo – na wiarę. Druga część jednak – makroekonomia – która zajmuje się zjawiskami na poziomie całych gospodarek, państw itp. nosi znamiona hochsztaplerstwa. Tyle w niej teorii, ilu ekspertów i każda podobno dobra. Ci sami profesorowie i adiunkci, którzy wykładali jedną doktrynę za komuny, stali się apostołami doktryny zupełnie przeciwnej po zmianie ustroju (np. Balcerowicz). Za każdym razem mieli rację? Postanowiłem włączyć się do niektórych dyskusji i dywagacji nt. gospodarki. Chciałbym zacząć prowokująco od tematu, który zasygnalizowałem w tytule, a który od wielu lat nie przestaje mnie zadziwiać i nurtować.
PKB jest od dawna uznanym i najważniejszym urzędowym wskaźnikiem do szacowania materialnego dobrobytu społeczeństw. Używa się go w statystykach międzynarodowych i ONZ, często też do porównań, straszenia i zawstydzeń. Mówiąc najkrócej, jest to suma wszystkich transakcji zarejestrowanych w danej gospodarce. Problem w tym jednak, że PKB wskazuje tylko tę aktywność gospodarczą, która spełnia dwa bardzo ważne warunki formalne: da się wyrazić w pieniądzach i oficjalnie zarejestrować w statystykach. Za pomocą PKB nie można jednak ocenić ani rzeczywistego dobrobytu ani pomyślności społeczeństwa. Jeśli np. zdarzy się klęska żywiołowa, taka jak wielka powódź lub trzęsienie ziemi, to jego konsekwencją jest wzrost PKB, gdyż aktywność gospodarcza natychmiast rośnie, aby naprawić powstałe szkody: wypłaca się odszkodowania, udziela nowych kredytów, przystępuje do uprzątania placów nowych budów, itp. Jeśli jakieś społeczeństwo zostaje dotknięte epidemią lub lawinowo wzrasta w nim liczba wypadków drogowych, to PKB w sektorze zdrowia zwiększa się wskutek budowy nowych szpitali, zakładania stacji krwiodawstwa, zwiększenia kursów karetek pogotowia, zatrudnienia nowych pracowników w służbie zdrowia, większej liczby operacji chirurgicznych, sprzedaży protez, a nawet większych obrotów firm pogrzebowych. Jeśli wzrasta zagrożenie przestępczością, rośnie także PKB: zwiększa się zatrudnienie w policji, powstają nowe firmy ochroniarskie, kupuje się więcej systemów alarmowych i fotokomórek, zakłada więcej krat w oknach i blokad w samochodach, tresuje więcej psów obronnych, buduje więcej więzień itp.
Można tym tropem iść dalej. Np. koszty ponoszone przez społeczeństwo z tytułu chorób nowotworowych szacuje się w USA na około 110 mld $ rocznie, co stanowi tam 1,7% PKB. Koszty bezpośrednio wynikające z nadużywania narkotyków szacuje się na ponad 200 mld $ co stanowi 3,1% PKB. Koszty z tytułu popełnionych przestępstw (bez prewencji!) ocenia się na 163 mld $, czyli 2,6% PKB. Już te trzy dziedziny dają łącznie 473 mld $, co stanowi 7,4% udziału w PKB i udział ten nadal rośnie. Można by dojść do wniosku, że dla dalszego wzrostu PKB korzystnym jest wzrost zachorowań na raka plus wzrost narkomanii, plus wzrost przestępczości! Są to przykłady skrajne, ale logicznie pokazują one, że ślepy pomiar PKB nie świadczy o dobrobycie i pomyślności społeczeństw, lecz jest jedynie miernikiem aktywności, obojętnie – dobrej czy złej. Mimo to każdej gospodarce przyświeca dziś tylko jeden cel – wzrost PKB: jemu są podporządkowane wszystkie plany rozwoju, jest bezkrytycznie uznawany przez wszystkich ekonomistów i prawie przez wszystkie orientacje polityczne. Moim laickim zdaniem jest to błąd!
Rezultatem zaufania do PKB są błędne wnioski wyciągane ze zwykłych ludzkich zachowań. Dwie matki, które pozostają w domu i wychowują dzieci, dla PKB nie istnieją, ale gdy jedna pójdzie do biura i wynajmie tę drugą do opieki nad swym dzieckiem – obie pojawią się jako wzrost gospodarczy! Drobny rolnik, który uprawia wiele roślin na własne potrzeby jest z punktu widzenia PKB pozycją bezwartościową: nie ma go na rynku. Dopiero, gdy skoncentruje się tylko na jednej, produkowanej na sprzedaż, pojawia się jako udział w PKB.
Co jednak najważniejsze i najbardziej zaciemniające obraz przekazywany przez PKB to to, że wartość produkcji może pojawić się w statystyce PKB więcej niż jeden raz w zależności od tego, ile razy przejdzie ona przez ręce różnorakich pośredników. Im więcej jest takich pośredników i im gęściejsza ich sieć, tym bardziej, bo wielokrotnie przyrasta PKB w oparciu o to samo dobro. Ten sam dom lub samochód sprzedany w ciągu roku 2-3 razy, pojawi się w statystyce PKB jako 2-3 domy albo auta i sztucznie powiększy pozorną liczbę domów/samochodów nabytych tego roku na rynku. Domów nie przybyło, samochodów też nie, a PKB wzrósł! Właśnie to jest największym zafałszowaniem obrazu gospodarki, jaki daje kryterium PKB. Wskaźnik ten mierzy jedynie te działania w oficjalnej gospodarce, które powiększają i multiplikują operacje pieniężne. Wynika stąd, że wzrost gospodarczy osiąga się poprzez niszczenie gospodarki tradycyjnej, której istotą jest praca (wytwórczość) i fizyczny towar, i zastępowanie jej gospodarką rynkową, której istotą jest pieniądz, handel i spekulacja. Oznacza to w praktyce niszczenie wielu małych gospodarstw rodzinnych oraz zrywanie więzi lokalnych.
Amerykański dysydent Lyndon Larouche, przeciwnik gospodarki spekulacyjnej, jako pierwszy określił PKB jako „Grossly Deceptive Product”, co też daje skrót GDP ale oznacza „Produkt Wielce Zwodniczy”. Nieżyjący już żydowski dysydent brytyjsko-francuski James Goldsmith w książce pt. Pułapka, notabene ostrzegającej Polskę przed wejściem do UE (wyd. Tygodnik Solidarność, str. 7) wysunął takie oskarżenie: „Mierzymy sukcesy własne i innych narodów na podstawie PKB. Dlatego dochodzimy do fałszywych wniosków i popełniamy błędy o tragicznych następstwach. Jesteśmy przekonani, że naszym moralnym obowiązkiem jest rozpowszechnianie modelu gospodarki i społeczeństwa, które zapewniają jak najszybszy wzrost PKB. Ignoruje się jednak fakt, że wzrost ten można osiągnąć jedynie kosztem społecznej stabilności. W taki właśnie sposób Zachód zdestabilizował świat. Nabraliśmy przekonania, że istnieje tylko jeden właściwy ekonomiczny i społeczny model – nasz, zachodni. Usiłując narzucić go światu eksportowaliśmy prawie do każdego zakątka globu nasze choroby: przestępczość, narkotyki, alkoholizm, rozbicie rodziny, zamieszki w miejskich dzielnicach nędzy, przyspieszoną degradację środowiska i wiele innych, których codziennie doświadczamy. Tak bardzo przyzwyczailiśmy się do nich, że próbujemy usprawiedliwić ich istnienie sugerując, że są niczym innym jak tylko normalnymi zjawiskami, nieuchronnie związanymi ze zdrowym rozwojem gospodarczym i postępem. Mało tego, ponieważ nie rozumiemy przyczyn naszych problemów, nie jesteśmy w stanie ich rozwiązać. Zajmujemy się wyłącznie objawami.”
W rozumowaniu przeciw PKB posługuję się prostą logiką. Nie upieram się, że to ja mam rację i nie twierdzę, że wszystko co logiczne musi być zaraz prawdziwe. Chętnie przyjmę argumenty tych, którzy na ekonomii znają się lepiej ode mnie, o co wcale nietrudno. Lecz jeśli miałoby się okazać, że okiem laika można dostrzec, iż tak kluczowe kryterium jest fałszywe, to ile warta jest dziedzina, która się nim powszechnie i stale posługuje twierdząc o sobie, że jest nauką?
Bogusław Jeznach