Początek wakacji 1939 roku poświęciliśmy głównie ochotniczej służbie pomocniczej w białostockim garnizonie. Prawdę mówiąc służba nie była ciężka, ale za to dość nudna i dlatego korzystając z okazji uzyskaliśmy chwilowe zwolnienie z niej i udaliśmy się: – ja na rodzinny Wołyń, a brat na obóz żeglarski na Wigrach. Jak gdyby przeczuwając że to ostatnia okazja zorganizowałem z kolegą rowerową wycieczkę po najciekawszych miejscach Wołynia ze szczególnym uwzględnieniem Dubna, Krzemieńca, Poczajowa i innych miejscowości charakteryzujących się jakimiś zabytkami historycznymi.
W samym Beresteczku w którym miałem bazę wypadową miałem możność spotykania się z interesującymi ludźmi, szczególnie ze starszego pokolenia moich rodziców od których można było się dowiedzieć różnych ciekawych rzeczy.
Wszystkie sprawy jednak schodziły na dalszy plan w świetle nastrojów wywołanych grozą wybuchu wojny.
Pod tym względem „vox populi” miał jednoznaczne stanowisko: – Hitler jest bandytą zmierzającym do wywołania wojny bez względu na skutki.
Głos polityków, lub przynajmniej ludzi „dobrze zorientowanych w sytuacji” był odmienny: – Hitler świadomie udaje wariata żeby przestraszyć świat, co mu zresztą w Monachium znakomicie się udało, ale ta gra się skończyła, Polska swoim zdecydowanym stanowiskiem zmusiła go do głębszego przemyślenia wszystkich zagrożeń. Z całą pewnością nie pójdzie na wojnę na dwa fronty, musi tylko mieć tego pełną świadomość. Jako żołnierz I wojny światowej wie o tym i to wielokrotnie powtarzał.
Że była to opinia warszawskich kół rządowych mogłem się przekonać po dość arbitralnej wypowiedzi Pana Voise, który przebywał w Beresteczku u swych legionowych przyjaciół na wakacjach. Nie był on wielkim dygnitarzem, ale ze względu na piastowane stanowisko szefa departamentu i przyjacielskie stosunki z premierem, przekazywał po prostu stanowisko swoich przełożonych.
Było to rozumowanie dość logiczne z tą tylko poprawką że Hitler oceniał rzeczywistość według swoich życzeń, a nie realiów.
My młodzi instynktownie wyczuwaliśmy że wojna jest nieuchronna, ale też nie baliśmy się jej oczekując że będzie wielką przygodą należną naszemu pokoleniu podobnie jak poprzednia pokoleniu naszych ojców. I że oczywiście będzie równie zwycięska i pełna chwały.
Nastawienie na polityczną demonstrację, a nie na wojnę na śmierć i życie odbiło się na charakterze przygotowań do wojny, chodziło o wygranie wojny nerwów na którą skazał Polskę Hitler za wyraźnym dopuszczeniem przez zachodnich aliantów.
Traktat Ribbentrop – Mołotow został ze strony polskiej potraktowany jako element tej wojny. Do dziś nie wiemy czy ktokolwiek z polskiej strony był poinformowany o tajnym protokóle tego traktatu, bowiem oficjalnie Brytyjczycy ze strachu że Polska może przyjąć niemieckie warunki / nota bene formalnie wyjątkowo łagodne/ nie podzielili się tą informacją.
Wiem jednak z całą pewnością że bawiący w Młynowie na Wołyniu 13 września Raczkiewicz powiedział Chodkiewiczowi że należy spodziewać się wkroczenia bolszewików.
Równocześnie żeby podtrzymać polski opór został w trybie nagłym zaproszony Beck do Londynu i 25 sierpnia o godzinie 11 podpisał pakt o wzajemnej pomocy na wypadek wojny.
Beck zbyt pochopnie zgodził się na podpisanie paktu uznając że jest to dostateczne ostrzeżenie dla Hitlera, a wymagane były przynajmniej dwa warunki:
– usunięcie tajnego zapisu o wyłącznym obowiązywaniu paktu w stosunku do Niemiec,
– bezwzględne zażądanie złożenia wspólnej wizyty ambasadorów Polski, Wielkiej Brytanii i Francji z ewentualnym poparciem innych krajów, a szczególnie Stanów Zjednoczonych u Hitlera z zawiadomieniem że napaść na którykolwiek z tych krajów, a także Belgii i Holandii oznacza wojnę ze wszystkimi tymi krajami równocześnie.
Beck na podstawie wszystkich dotychczasowych zachowań naszych „sojuszników” miał nie tylko prawo, ale i obowiązek sprawdzenia ich kart.
Wiedząc, a nawet tylko podejrzewając że głównym ich celem jest odwrócenie kierunku ataku, miał ich w garści, każde napomknięcie że brak postawienia sprawy w sposób zdecydowany i nieodwracalny może zmusić Polskę do negocjacji z Niemcami wprawiłoby natychmiast w panikę rozmówców i zmusiło do przyjęcia polskich warunków.
Beck jednak po kawaleryjsku, a raczej „konnoartyleryjsku” nie dopuszczał do takiego „niehonorowego” zachowania, jakby nie zdawał sobie sprawy że ma do czynienia nie z dżentelmenami, ale zwykłymi tchórzliwymi oszustami.
O skuteczności zdecydowanego stanowiska mogli przekonać tego samego dnia: – O to stała się rzecz niesłychana w dziejach wojen – atak na Polskę wyznaczony na 26 sierpnia o godzinie 4 –ej został o godzinie 17 –ej 25 sierpnia osobiście przez Hitlera odwołany. Groziło to totalną katastrofą, wojsko było już w marszu na pozycje wyjściowe, rozkaz mógł nie dotrzeć do wszystkich jednostek na czas i konsekwencje były nieobliczalne. Zresztą stało się to w przypadku ataku na tunel jabłonkowski, pozostałe jednostki zawdzięczając doskonałej łączności i dyscyplinie udało się powstrzymać.
Podjęcie tak dramatycznej i kompromitującej osobiście dla Hitlera decyzji musiało nastąpić pod wpływem porażającej dlań informacji o podpisaniu paktu londyńskiego, był bowiem do tej chwili przekonany że zachodni alianci pozostawią Polskę osamotnioną.
Niestety następne dni przywróciły mu pewność poprzedniego stanowiska.
Anglicy bowiem mając już pewność polskiego oporu postanowili wykorzystać sytuację i dopomóc Hitlerowi w podjęciu decyzji o wojnie.
Kierowała nimi ciągle obawa że Hitler rezygnując z ataku na Polskę będzie starał się z nią jakoś dogadać się, jak choćby szantażując tajnym protokółem ze Stalinem, a tym samym otworzyć pole do ataku na zachód.
Rozpoczęli zatem najohydniejszą grę z zachęcaniem Hitlera do wojny, poszukując rzekomych negocjacji i nakazując Polsce powstrzymania obwołanej mobilizacji.
Skutek zabiegów brytyjskich był taki że Ribbentrop mógł poinformować Hitlera iż Brytyjczycy nie zaangażują się w polską wojnę.
Jak opisywał to tłumacz Hitlera – Schmidt, w dniu 3 września Hitler wypomniał to Ribbentropowi, a Goering wypowiedział się że „niech Bóg nas ma w opiece jeżeli my tę wojnę przegramy”.
Z przebiegu wszystkich przedwojennych zdarzeń mamy do czynienia z tragifarsą omyłek, omylili się wszyscy, nawet Stalin, którego plan miał się zrealizować w postaci „wejścia do wojny jako ostatni wykorzystując wykrwawienie Europy”.
A wszystko to na skutek błędnej oceny rzeczywistości i najpodlejszej tchórzliwej gry wobec bandytów.
Coś nam to wszystko przypomina, szczególnie wobec wizyty polskiego prezydenta w Estonii, przecież gdyby w ślad za paktem z 25 sierpnia poszła wzmiankowana wizyta 26 sierpnia to nie byłoby 1 września ataku na Polskę tylko poszukiwanie innego rodzaju rozwiązań, a to już zupełnie inna historia.
Warto jest mieć na uwadze doświadczenia z ówczesnej historii tak mało dotąd wykorzystywane.
2 komentarz