Nie ukrywam że Mały Rocznik Statystyczny GUS należy do moich ulubionych lektur i od wielu lat zamieszczam na jego temat uwagi. Przyznam się że w tym roku zaspałem, bowiem pamiętając o dacie wydania zeszłorocznego, dopiero 21 lipca zajrzałem do Internetu pod jego adres, Tymczasem okazało się że jednak GUS chociaż po wielu latach i z nieznacznym przyśpieszeniem jednak zdobył się na wcześniejszą publikację bo już 9 lipca. Jak tak dalej pójdzie to za parę lat może doścignie daty przedwojennych publikacji które miały miejsce w czerwcu.
Niestety już pierwsze wejrzenie przyniosło rozczarowanie, gdyż ulubiona moja pozycja „przegląd międzynarodowy” została najwyraźniej zubożona w porównaniu z ubiegłoroczną edycją. Brakuje bardzo ciekawego zestawienia porównawczego krajów zarówno w skali światowej jak szczególnie unijno europejskiej.
Mamy tylko przedstawienie niektórych, nie wiem jak dobieranych, danych na temat naszego udziału w skali światowej, europejskiej i unijnej. Przy czym każde z tych zestawień przedstawia inne przekroje, tak że o porównywaniu trudno mówić.
Z pierwszego wejrzenia zwróciłem tylko uwagę na zestawienie dochodów narodowych liczonych w kontrowersyjnej postaci PKB. Miejmy jednak nadzieję że są one jako tako porównywalne.
Wynika z nich że wprawdzie tylko za rok 2013 / jakby nie było danych za rok2014/ osiągnęliśmy 17.900 euro PKB na jednego mieszkańca, co wprawdzie w porównaniu do średniej „eurolandu” przekraczającej 28 tys. ero nie wygląda zbyt imponująco, ale przecież świadczy o niebywałym postępie, bo jeszcze nie dawno mieliśmy zaledwie jedną trzecią dochodu tej krainy wszelkiej szczęśliwości.
Zakłopotanie budzi fakt w jaki sposób zostało wyliczone owe prawie 18 tys. euro dochodu przypadającego na każdego Polaka.
W roku 2013 nasze PKB wynosiło okrągło 1,6 biliona zł. co przy ówczesnym kursie euro dawało niewiele ponad 9 tys. euro na jednego „statystycznego” mieszkańca Polski, podniesienie prawie dwukrotne tej kwoty przy „waloryzacji” dochodów świadczyłoby że jesteśmy niemal o połowę tańsi od przeciętnej unijnej.
Taka informacja jest w sposób oczywisty zaczerpnięta z arsenału propagandy PRL kiedy wmawiano nam że mamy stopę życiową wyższą niż na zachodzie. Tylko że wówczas ta informacja była strzeżona przez cenzurę, „zagłuszaczki, a nade wszystko przez ograniczenia podróży na zachód.
Mimo to jednak niemal każdy w Polsce wiedział że jest to bujda i ze żyje się nam znacznie gorzej niż na zachodzie, chociaż na pocieszenie wiedzieliśmy że lepiej niż w samym Związku Sowieckim, prawdziwym „raju klasy robotniczo chłopskiej”.
Dzisiaj tworzenie takiej legendy jest zwykłą kompromitacją, nie pierwszą i nie ostatnią, niestety, obecnej władzy w Polsce.
Dla zamknięcia tematu można jeszcze przytoczyć że według GUS’u z owych 17,9 tys. euro przypadających na każdego z nas -60 % przypada na dochód „prywatny”, czyli na okrągło po 10 tys. euro, a zatem przeszło 40 tys. zł.
Tymczasem korzystając z informacji zawartych w źródłach oficjalnej statystyki wiemy że dochód osobisty Polaka to nieco ponad tysiąc zł miesięcznie, a nie jakby wynikało z podanego wyliczenia zawartego w MR 2015 przeszło trzy tysiące złotych.
Właściwie na tym można zakończyć ocenę wartości tej publikacji, ale nie mogę sobie odmówić przyjemności podzielenia się informacją że oto staliśmy się krajem przodującym pod względem motoryzacji. Liczba zarejestrowanych samochodów osobowych w Polsce jest niemal równa z przodującymi krajami UE. Nie wspomniano tylko o jednym że w Polsce na niemal 800 tys. starych samochodów przywożonych z zachodu, przeważnie ze złomowisk, sprzedaje się prywatnym posiadaczom zaledwie sto kilkadziesiąt tysięcy samochodów nowych. Tyle samo ile w zbankrutowanej Grecji, z tą tylko drobną różnicą że Greków jest blisko pięć razy mniej niż Polaków.
To zestawienie też jest chyba z arsenału propagandy PRL kiedy, jak pamiętam opowiadano o nędzy i prześladowaniach Murzynów w RPA, tylko nie podano że owe 10 mln. Murzynów w RPA miało wówczas więcej samochodów osobowych niż przeszło 30 mln obywateli PRL.
Zamiast takich bzdurnych informacji lepiej byłoby podać jaki jest rzeczywisty poziom zarobków i emerytur w zestawieniu z kosztami utrzymania w krajach chociażby UE.
Przy okazji wracam po raz nie wiem który do najbardziej bolesnych spraw życia codziennego w Polsce:
-pracy i mieszkań.
Dowiadujemy się że w Polsce wskaźnik aktywności zawodowej wynosi 60 % i jest znacznie niższy aniżeli w krajach które nie muszą z racji stanu zagospodarowania i zasobności aż tak się angażować w pracy.
Tylko że ten wskaźnik zawiera w sobie element bardzo wątpliwy, a mianowicie 12 % zaangażowania w rolnictwie, co możemy śmiało określić jako fikcję służącą dla podniesienia waloru ogólnego wskaźnika. Praktycznie zatem nie osiągamy nawet owych 60 %, i to dzieje się w kraju który posiada ciągle ogromne zaległości cywilizacyjne, w którym trzeba budować mieszkania, drogi, infrastrukturę miejską i wiejską, a także obiekty usług publicznych.
Samych mieszkań buduje się zaledwie po sto kilkadziesiąt tysięcy rocznie przez co zaległość odziedziczona jeszcze po PRL nie tylko że nie zmniejszyła się, ale może i wzrosła, tym bardziej że buduje się mieszkania „tylko dla bogaczy” po przeszło 100 m2 i po cenach za 1 m2 kilkakrotnie przekraczających średnie zarobki miesięczne , szczególnie tych którzy tych mieszkań najbardziej potrzebują czyli młodych małżeństw.
Na temat publikacji GUS można pisać wiele, jak dotychczas zresztą bez skutku, ale jak na średnią statystyczną wytrzymałości nerwowej to tych fragmentów chyba na razie wystarczy.