Pod koniec października powinien zapaść wyrok w procesie byłego zarządu agencji finansowej „Grosik”, oskarżonego o przywłaszczenie co najmniej 1,72 mln zł z nieistniejącej już spółki. Poszkodowanych jest ponad 8 tys. osób i firm.
W poniedziałek, 5 września, sąd uwzględnił wniosek obrony o przesłuchanie jeszcze jednego świadka i zapowiedział, że na kolejnej rozprawie, pod koniec października, przewód sądowy zostanie zamknięty i odbędą się mowy końcowe. Białostocki sąd okręgowy, przed którym toczy się proces, przesłuchał świadka. Działał on w jednej firmie z osobami, które wraz oskarżonymi członkami zarządu Grosika, wcześniej działały we wspólnym biznesie pośrednictwa finansowego.
Świadek mówił, że w obu tych spółkach sposoby działania były podobne, np. dążenie do podpisywania umów, które – jak to ujął świadek – "krępowały" obie strony. Mówił też o kłamstwach oraz tworzeniu licznych pism i dokumentów, które – jak zeznał – prawdopodobnie miały na celu wprowadzenie chaosu i utrudniały innych członkom zarządu orientację w sytuacji finansowej spółki. Działalność tej drugiej spółki także bada prokuratura. Śledztwo trwa od półtora roku (zostało przedłużone do początku stycznia 2012 roku), ale dotąd nikomu nie postawiono zarzutów.
Nieistniejący już "Grosik" był typowym pośrednikiem finansowym pobierającym niskie prowizje za usługi. Właśnie niskie prowizje ściągały co miesiąc do grosika tysiące osób chcących niewielkim kosztem zapłacić za prąd, gaz, telefon, mieszkanie i inne rachunki. Śledczy wyliczyli, że od grudnia 2004 do września 2005 roku agencja działała na szkodę co najmniej 8336 osób fizycznych i szeregu firm, których zlecenia przelewów pieniędzy przyjęła, ale nie zrealizowała. Pokrzywdzeni przez „Grosik” stracili od kilkudziesięciu do nawet kilku tysięcy złotych – nie licząc odsetek. To jedynie osoby pokrzywdzone znajdujące się na listach prokuratora. Jaka jest faktyczna skala zjawiska, nie zostało to oszacowane.
Według aktu oskarżenia, członkowie zarządu spółki Mariusz B. i Magdalena T., działając wspólnie i w porozumieniu, by osiągnąć korzyść majątkową, przywłaszczyli nie tylko pieniądze klientów, ale także prowizję od utargów należną franczyzobiorcom. Ta straty została wyliczona na nie mniej niż 70 tys. zł. Oboje nie przyznają się do zarzutu przywłaszczenia pieniędzy. Ich linia obrony opiera się na próbie udowodnienia, że spółka znalazła się w tarapatach finansowych za sprawą działań ich byłych wspólników, którzy założyli konkurencyjną działalność.
Sprawa "Grosika" była jednym z najdłużej prowadzonych śledztw białostockiej prokuratury. Trwało kilka lat. Trudność w wyjaśnieniu polegała głównie na tym, że pokrzywdzonych było bardzo wielu. Pomogło to, że duża część pokrzywdzonych sama zgłosiła się na policję. Konieczne też było wykonanie ekspertyz finansowych.
Źródło: PAP
Wiadomości z banków i o bankach, dla klientów i pracowników, entuzjastów i sceptyków. Ubezpieczenia od A do Z. Gospodarka, finanse i giełda.