Wygranie wyborów prezydenckich przez Andrzeja Dudę może otworzyć drogę do zwycięskiego odzyskania niepodległości pod warunkiem, że w jesiennych wyborach parlamentarnych zwycięży obóz wolnej Polski i to w rozmiarach umożliwiających dokonanie zmian konstytucyjnych. Wydawałoby się, że ta droga jest w zasięgu ręki, ale doświadczenie z przeszło ćwierćwiecza poucza, że już niejednokrotnie byliśmy blisko zwycięstwa i zawsze wymykało się z rąk, niestety najczęściej za sprawą zwykłej zdrady, lub nieprzemyślanych działań na własną szkodę.
Przy pierwszej okazji, jaką był rząd Olszewskiego nastąpiło jakby na zamówienie wypuszczenie zgrai hien, które rozszarpały i tak balansujący na krawędzi ten rząd.
Tym aktem było ogłoszenie lustracji, co spowodowało natychmiastowe zjednoczenie całego obozu spadkobierców PRL.
Przy drugiej okazji, jaką było zwycięstwo wyborcze AWS włączono hamulce już w trakcie kampanii ograniczając rozmiary zwycięstwa, a następnie oddano faktyczną władzę w ręce „sojusznika” UW wystawiając figuranta Buzka na premiera.
Na skutek zaniechania zrealizowania zatwierdzonego i obowiązującego AWS programu te rządy zakończyły się nie tylko klęską wyborczą, ale wprost kompromitacją kierownictwa AWS.
Połowiczne zwycięstwo wyborcze PiS’u w 2005 roku zostało na samym wstępie skazane na porażkę przez najgorszą z możliwych obsadę urzędu premiera.
Próba ratowania sytuacji przez Jarosława Kaczyńskiego okazała się spóźniona, a rozpisanie przedterminowych wyborów pociągnięciem samobójczym.
Powtarzanie za każdym razem tych samych błędów wskazuje raczej na działanie celowe zmierzające do obalenia każdej próby naruszenia ustalonego układu władzy.
Co się stanie tym razem?
Trudno przewidzieć, byłoby znacznie łatwiej gdyby kampania prezydencka była ostrzejsza i niegodziwości rządzącej od przeszło ćwierćwiecza kliki mocniej uwypuklone.
Pierwsza tura wyborów prezydenckich poza optymistycznym akcentem przewagi sił opozycyjnych / suma głosów Dudy i Kukiza/ nie przyniosła jednak oczekiwanego przełomu w postawie Polaków. Świadczy o tym niska frekwencja wyborcza nie przekraczająca 49 % elektoratu. Nota bene nie wiadomo czy rzeczywista frekwencja nie była jeszcze niższa przy możliwości zastosowania stałej dotychczasowej praktyki „dopisywania” głosów.
Jak widać z tego ciągle jeszcze nie wyszliśmy ze stanu przewagi bojkotujących wybory, co wywołane jest głównie nastawieniem odziedziczonym jeszcze po PRL, że wybory nie są w stanie zmienić niczego.
Jak pamiętamy w owym czasie wszelkie zmiany przychodziły w zupełnie innym trybie aniżeli wybory, były zawsze poprzedzone powszechnym wybuchem społecznym.
Niewykluczone, że i tym razem tylko na tej drodze będzie można obalić istniejący system.
Obecne wybory prezydenckie są niczym innym jak odbiciem rzeczywistej walki o zmiany w Polsce, przyznajmy jednak szczerze, że jest to dość słabe echo.
W kampanii nie postawiono podstawowych problemów Polski jak choćby:
– braku suwerenności państwa,
-wyludnienia Polski,
-regresu gospodarki,
-obcej penetracji,
A wszystko to w rezultacie bezideowego kształtu państwa stanowiącego dziedzictwo PRL, a tym samym posiadającego charakter również nielegalny.
Najgorszy jest jednak fakt całkowitej zależności władz tego państwa od sił zewnętrznych ukrywających się częściowo za parawanem organizacji międzynarodowych, ale w ostatnich czasach coraz częściej występujących zupełnie otwarcie.
Najbardziej rzuca się w oczy dominacja niemiecka, ale towarzyszą jej i inne siły państwowe i ponadpaństwowe.
Zmiana radykalna tej sytuacji wymaga znacznie większego nakładu sił aniżeli zwycięstwo w wyborach prezydenckich, szczególnie niepokojący jest fakt niskiej frekwencji wyborczej w II turze niewiele przekraczającej 50%. Do rzeczywistego zwycięstwa w wyborach parlamentarnych potrzebny będzie udział 75% elektoratu, co wymaga ruszenia ze stanu bierności niemal połowy ludności Polski.
Walka z tym stanem nie jest łatwa i wybory prezydenckie mogą być jedynie pierwszym stopniem do zwycięstwa.
Nie miejmy jednak złudzeń, ani z mocy tego bardzo kontrowersyjnego urzędu, zapewne tak celowo ustawionego w obecnej konstytucji, ani z dotychczas ujawnionej postawy zwycięskiego kandydata do prezydentury, nie tylko zresztą jego, nie wynika możliwość dokonania rewolucyjnych zmian.
Jest wszakże nadzieja na stworzenie ośrodka walki o odzyskanie niepodległości i diametralną zmianę obecnej polityki prowadzącej wprost do totalnej klęski.
Można zresztą tę politykę w Polsce potraktować jako część samobójczej polityki prowadzonej w całej współczesnej Europie.
W tym świetle wybory prezydenckie w Polsce mogą być traktowane jako pomyślny wstęp do walki o odzyskanie naszej niepodległości.
Jeden komentarz