W niedzielnej debacie prezydenckiej Andrzej Duda pytał Bronisława Komorowskiego o słowa tegoż, że naród ofiar ma oswajać się z myślą, że jest narodem sprawców. Dokładny cytat podać trudno, jako że wersje różnią się od szczekaczki do szczekaczki. W Rzepie brzmi to tak:
„Naród ofiar musiał uznać niełatwą prawdę, że bywał także sprawcą”[1].
Wypowiedź ta moim zdaniem spełnia znamiona przestępstwa określonego w art. 133 kodeksu karnego:
Art. 133. Kto publicznie znieważa Naród lub Rzeczpospolitą Polską,
podlega karze pozbawienia wolności do lat 3.
Wypowiedź Komorowskiego wymaga moim zdaniem nie pytań w debacie, nie zarzutów i pretensji, a postępowania karnego i procedury usunięcia sprawcy z najwyższego urzędu w państwie. Ze zrozumiałych względów do dziś nie jest to możliwe.
Nadto, oczywiste dla mnie jest i to, że domniemane przestępstwo Komorowskiego nie jest jego odosobnionym wybrykiem. W mojej ocenie, w historii Polski ostatnich dziesiątków lat trudno o szefa państwa bardziej zależnego od państw obcych; domniemany sprawca i w tym wypadku zapewne realizował polecenie lub zapotrzebowanie z zewnątrz – i bynajmniej nie chodzi o Izrael. Za coś takiego, za zdradę, zgodnie z kodeksem karnym są kolejne zarzuty i kolejne lata więzienia. Tyle że dowód zdrady wymagałby sprawnego kontrwywiadu. To marzenie ściętej głowy; gdyby w Polsce był sprawny kontrwywiad, pan ten raczej nie objąłby stanowiska. Podczas gdy dowód samego tylko publicznego znieważenia Narodu Polskiego mają państwo przed oczami.
Za terytorium logicznie odpowiada to państwo, ten rząd, który je kontroluje. Jeżeli nawet na danym terytorium okupowanym dochodzi do przestępstw, to prócz odpowiedzialności karnej bezpośrednich sprawców odpowiada za nie państwo, które okupuje dane terytorium. Dotyczy to również sytuacji, gdy takie państwo jedynie biernie godzi się z rozwojem wypadków. Ma to dla nas znaczenie kluczowe, gdyż warunkiem niemieckich zbrodni wojennych w okupowanej Polsce było usunięcie z okupowanych terytoriów polskich struktur państwa polskiego i zastąpienie ich przez okupanta strukturami własnymi. Byłaby Polska, nie byłoby zbrodni; były zbrodnie, bo i nie było Polski. I „rzeź wołyńska”, i Jedwabne to w sensie prawa międzynarodowego zbrodnie wojenne niemieckie, niezależnie kto ich dokonał indywidualnie (indywidualnych sprawców obejmuje prawo karne, jak w wypadku procesu z 1949 r.) Nie ma czegoś takiego, jak „odpowiedzialność narodów”. Więcej: http://naszeblogi.pl/41094-kto-przeprasza-za-jedwabne
W sprawie niemieckiej zbrodni wojennej w Jedwabnem prokuratura IPN w 2003 r. wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa[2]. Do postanowienia tego można mieć wiele zastrzeżeń, ale zawarty w nim opis faktów z 1941 r. jest dość szczegółowy. Śledztwo IPN umorzył z powodu „niewykrycia sprawców” – co sądzę jest błędem redakcyjnym, skoro z treści wynika, że idzie o niewykrycie sprawców innych niż ci, których skazano w 1949 r. Z 22 osób oskarżonych wówczas o pomocnictwo w tej niemieckiej zbrodni wojennej skazano 10 (i część z nich stracono).
Dziesięć.
Czyli nie „naród ofiar” czy „naród sprawców”.
W trakcie śledztwa w Jedwabnem, na miejscu zbrodni odkryto łuski amunicji niemieckiej. Są historycy i publicyści (najbardziej znanym jest R.A.Ziemkiewicz) którzy uważają, jeśli dobrze ich rozumiem, że odkrycie łusek przekreśla całkowicie ustalenia tak IPN z roku 2003, jak i te z lat 40-tych, gdyż Polacy pod okupacją niemiecką oczywiście nie posiadali broni palnej. Moim zdaniem odkrycie łusek nie przekreśla tych ustaleń całkowicie, a tylko w pewnym zakresie; zmienia prawdopodobny przebieg wydarzeń – ale tylko trochę. Sądzę że prawdopodobnie najpierw Niemcy rozstrzelali niewielką grupę ofiar, a potem – i tu pomagali im zmuszeni do tego pod lufami automatów polscy pomocnicy w liczbie kilku-kilkunastu – spalili żywcem grupę większą. Na pewno nie 300. Nie wiem czy ktoś z państwa był kiedyś na wsi w Polsce. Ja byłem. Zapewniam, że w Polsce ani dziś, ani po roku 1945, a tym bardziej przedtem nie buduje się i nie budowało stodół, w których zmieści się 300 osób. To trochę wersja złagodzona względem wcześniejszych, gdzie była mowa o 3000 ofiar, albo i 5000… Jedwabne to niewielkie miasteczko i w 1941 r. nie liczyło więcej niż 1000-1500 mieszkańców. Podana przez prokuraturę liczba ofiar (340) moim zdaniem ośmiesza śledztwo IPN bardziej niż łuski. Z prawnego punktu widzenia liczba nie ma znaczenia, dobrze jednak ukazuje i intencje, i kompetencje, i mentalność śledczych – zwłaszcza ich stosunek do własnej godności i powagi.
Jak wiadomo, w tej sprawie nigdy nie było ekshumacji. Przerwano ją pod zmyślonymi pretekstami i z powodów politycznych, by ukryć rzeczywistą skalę zbrodni. Ekshumacja ma znaczenie nie tylko dla ustalenia przyczyny zgonu ofiar, ale i liczby ofiar – a tak czy owak jest konieczne zwłaszcza przez odkrycie łusek na miejscu zbrodni.
Proszę zastanowić się, czy śledztwo w latach 1947-1949 mogło pominąć kogoś ze sprawców, skoro podejrzanych aresztowano i torturowano? W tym małym miasteczku wszyscy się znali. Część podejrzanych oskarżała sama siebie chcąc uniknąć tortur. A mimo to, koniec końców UB oskarżył ich 22, z czego 12 uniewinnił sąd. Zostaje 10 i nie widzę powodu, by tych ludzi mogło być więcej (z wyjątkiem tych co zmarli, wyjechali za granicę itp.) Wyobrażam sobie jeden wyjątek: tych morderców, którzy przewerbowali się do NKWD/UB. „Nazwisko Bolesława Olszewskiego jako sprawcy pojawiło się w innych materiałach dowodowych sprawy. W akcie oskarżenia nie zawnioskowano Olszewskiego jako osoby podlegającej wezwaniu (!) na rozprawę” (op. cit., s. 14-15). Jednego ze sprawców, stacjonującego tam niemieckiego żandarma, folksdojcza narodowości polskiej nie pociągnięto do odpowiedzialności i bodaj nawet nie przesłuchano; przeciwnie – został współpracownikiem Urzędu Bezpieczeństwa (niejaki Jerzy Tarnacki, str. 38). Gdybym miał być złośliwy to przypuszczałbym, że tych kilku-kilkunastu sprawców przeszło na stronę Sowietów i oskarżyło przypadkowych ludzi i świadków. To pasowałoby do „ducha epoki” i realiów stalinizmu. Ale na to dowodów jednak nie ma. Bez rzetelnego śledztwa nigdy się nie dowiemy. Do czasu rzetelnego śledztwa nie mamy wyjścia i musimy zakładać, że winni byli ci, co zostali skazani: 10 winnych, 12 uniewinnionych. Zresztą to, że sąd w ogóle kogoś uniewinnił pozwala przypuszczać, że może jednak sprawdzał dowody; w Polsce współczesnej już się tego nie robi i tych 12 wtedy uniewinnionych dzisiaj szans nie miałoby żadnych. W każdym razie sprawców (nie wiemy czy tych co trzeba) skazano dziesiątki lat temu, a innych oskarżonych nie było. Sprawa zamknięta. 65 lat temu – w 1949 r.
Prędzej czy później konieczna będzie ekshumacja – z całym szacunkiem dla wyznania i obyczajów ofiar, aparat śledczy państwa ma jednak pewne obowiązki związane z ustaleniem faktów, tym bardziej że zbrodnia ludobójstwa i zbrodnie wojenne nie podlegają przedawnieniu. Po drugie, konieczna jest bardzo wnikliwa ocena akt śledztwa i akt sądowych z 1947-1949 r., również być może w celu rozszerzenia listy oskarżonych; w tym sprawdzenia przypuszczeń co do współudziału późniejszych ubeków/konfidentów (Tarnackiego, Olszewskiego itd.) Po tylu latach śledztwo zapewne da już niewiele, a zwłaszcza nie da się już nikogo skazać; ale w sensie prawnym jest mimo to konieczne. Polska podpisała międzynarodową „Konwencję o niestosowaniu przedawnienia wobec zbrodni wojennych i zbrodni przeciw ludzkości” Zgromadzenia Ogólnego ONZ z 26 listopada 1968 r. Poza tym postulowane tu śledztwo ma jak najbardziej znaczenie praktyczne, bo pozwala zebrać w jeden dokument dostępną wiedzę, co się udało ustalić, co nie i dlaczego itd. Jestem wielkim zwolennikiem normalnych narzędzi prawnych i rzetelnego warsztatu historyka, bo jest to czysta merytoryka. Jest tak oczywiste że się o tym zapomina, ale postępowanie karne ma podstawową funkcję oddzielenia winnych od niewinnych. Nie inaczej było z postępowaniami w sprawie Jedwabnego, nawet stalinowskim.
Te posunięcia są konieczne i właśnie teraz widać, dlaczego – bo ich brak pozwala różnym bydlakom przerabiać historię na kopyto potrzeb współczesnych przestępstw i odwołań do doktryny odpowiedzialności zbiorowej i plemiennej, zdziczenia ludów stepowych, co ich tu przysłały.
Wyżej cytowałem postanowienie prokuratury IPN w sprawie Jedwabnego z 30 czerwca 2003 r.
Dokumentu tego nie ma już na portalu IPN.
Instytutem Pamięci Narodowej, od zamordowania Janusza Kurtyki w 2010 r., zarządzają agenci Platformy Obywatelskiej i Bronisława Komorowskiego. To IPN Komorowskiego zablokował prace ekshumacyjne na Łączce, tym razem dotyczące żołnierzy Wojska Polskiego, Żołnierzy Niezłomnych. Trudno nie kojarzyć tych faktów.
Postanowienie IPN w sprawie Jedwabnego jest wciąż dostępne w internecie, nawet bez trudu, ale pod jednym tylko adresem. Radzę dokument ten zapisać na dysk własnego komputera. Sądzę bowiem, że jak w wypadku wyliczeń tzw. minimum biologicznego w Polsce w opracowaniach Instytutu Pracy i Spraw Socjalnych, które zmieniały się „wstecz” z niezrozumiałych powodów, tak i w sprawie Jedwabnego okupujące dziś Polskę kondominium zabiera się właśnie, jak u Orwella, do pisania kolejnych wersji historii. Potrzeby współczesnych przestępstw wymagają też zabicia pamięci, w tym zacierania śladów.
Mariusz Cysewski
Kontakt: tel. 511 060 559
ppraworzadnosc@gmail.com
https://www.facebook.com/groups/517163485099279
https://sites.google.com/site/wolnyczyn
http://www.youtube.com/user/WolnyCzyn
http://mariuszcysewski.blogspot.com
http://www.facebook.com/cysewski1
Fizyka lotu według Bronisława Komorowskiego.
Z lewej: rok 2001, World Trade Center. Samolot tnie stalowe dźwigary jak masło.
Z prawej: rok 2010, Smoleńsk. Drzewa jak palniki acetylenowe tną samolot.
W matriksie ""3 RP""... https://sites.google.com/site/wolnyczyn/
Jeden komentarz