Do moich wpisów na temat Ukrainy i innych spraw związanych z sytuacją w Europie otrzymują ciągle komentarze na temat udziału USA w europejskich aferach. Na dzień dzisiejszy możemy stwierdzić jeden niewątpliwy fakt, a mianowicie, że obecność Amerykanów w Europie ocaliła zachodnią jej część od nieuchronnej okupacji sowieckiej. Bezbronność europejskich sybarytów i gotowość poddania się każdemu agresorowi jest zdumiewająca. Najbogatszy zakątek świata mógł i nadal może pozwolić sobie na wynajęcie każdej armii /jeżeli nie chce się mu przelewać własnej krwi/ i uzbroić ją w najnowocześniejszą broń.
Ale zamiast tego woli liczyć na cudzą ochronę, a w przypadku jej braku na układ z agresorem, czego świadkami jesteśmy obecnie.
Niezależnie od oceny działań Amerykanów można z całą pewnością stwierdzić, że gdyby nie ich obecność w Europie to raczej prędzej niż później padłaby ona ofiarą sowieckiej inwazji.
Zaglądając do „Military Balance” z lat siedemdziesiątych, to jest z okresu, w którym Europa zachodnia przeżywała swoje apogeum potencjału militarnego, można bez trudu zauważyć, że przewaga sowiecka w broni ofensywnej / głównie czołgi/ była kolosalna. Nawet bardzo optymistyczne wyliczenie relacji na głównym kierunku natarcia, czyli w północnej Europie wskazywało na stosunek 19 : 7 na korzyść bloku sowieckiego. Jeżeli jednak uwzględni się, że w tych siedmiu tysiącach czołgów NATO było 2 tys. amerykańskich stacjonujących w Niemczech to bez nich ta relacja jest jeszcze gorsza, mając dodatkowo na względzie, że same Sowiety posiadały wówczas 40 tys. czołgów, a z satelitami włącznie 50 tys.
Najważniejsze jednak było to, że Sowiety obawiały się udziału amerykańskiego z racji realnej przewagi i nieporównywalnie większej możliwości mobilizacji materiałowej.
Bez obecności Amerykanów w Europie z całą pewnością sowiecka ofensywa na zachód mogła w szybkim tempie dotrzeć nawet do Gibraltaru. Użycia broni nuklearnej na terenie Europy obawiały się obydwie strony, a przewaga w broni konwencjonalnej po stronie sowieckiej była zdecydowana.
Niektórzy uważają, że bolszewicka okupacja zachodniej Europy byłaby stosowną karą za jej wszystkie bezeceństwa, tylko że wówczas szanse na tak rychłe obalenie wojującego komunizmu byłyby znacznie mniejsze.
Opuszczenie przez Amerykanów Europy po rozpadzie Sowietów stworzyło szanse na rozwiązanie dla nas najgorsze: – powstanie, a właściwie odrodzenie sojuszu rosyjsko niemieckiego. W chwili obecnej przeżywamy czas żniw, zbierania owoców tego sojuszu, Niemcy pozwalają Rosji na odzyskiwanie utraconych pozycji, w zamian uzyskują umocnienie swojego stanu posiadania, do którego zalicza się też i Polska, a raczej „III Rzeczpospolita” twór tak skonstruowany żeby podobnie jak osiemnastowieczna Polska był bezwolnym przedmiotem najrozmaitszych manipulacji.
Na tym tle amerykańskie usiłowania przywrócenia status quo ante wyglądają zgoła naiwnie, Ukrainy nie da się wyrwać z rosyjskiej strefy za pomocą finansowania „majdanu” czy wpychania Polski w awanturę ukraińsko rosyjską.
Można te działania traktować jako relikty dawnej wojny o rozpad Sowietów.
I chodzi tu raczej o zrobienie kłopotów Rosji, która w ten sposób będzie bardziej spolegliwa w stosunku do innych, realnych interesów amerykańskich.
Gdyby chodziło o odzyskanie pozycji w Europie to adresatem amerykańskich działań powinny być Niemcy, a nie Rosja.
Powstanie bloku niemiecko rosyjskiego w opuszczone przez Amerykanów miejsce pozwoliło na odgrywanie przez Niemcy pierwszoplanowej roli politycznej już nie tylko w Europie.
W Mińsku, bowiem skapitulowała Europa, ale nie Niemcy, dla których podbijanie prestiżowego bębenka Putinowi stanowi znakomitą okazję do uzyskania realnej przewagi nie tylko w UE, ale co ważniejsze w sojuszu z Rosją.
Kłopoty gospodarcze Rosji mogą pomóc rozwiązać wyłącznie Niemcy, a nie Stany Zjednoczone czy nawet Chiny.
Rosjanie na podstawie doświadczeń ze wschodniej Syberii wiedzą doskonale, co oznacza zacieśnienie współpracy z Chinami.
Na tym tle rola Stanów Zjednoczonych staje się coraz mniejsza, chyba żeby Putinowi odbiło i wziął się, oczywiście po odniesieniu sukcesu na Ukrainie, za strefę niemiecką, czyli całą wschodnią ścianę UE.
Wówczas to Niemcy byłyby zmuszone do zwrócenia się o pomoc do Ameryki, czyli powróciłby stan z czasów zimnej wojny.
Koncentrowanie się współczesnej polityki amerykańskiej wokół problemu Iranu może tylko świadczyć o skali upadku roli Ameryki w światowym układzie politycznym. Iran, bowiem jest i pozostanie zagadnieniem peryferyjnym w zestawieniu z rosnącą rolą układu wschodnioazjatyckiego z Chinami na czele.
Mniej groźny, ale bardzo niewygodny dla Ameryki jest układ niemiecko rosyjski, który ze względu na niemieckie możliwości wytwórcze i rosyjskie zasoby surowcowe jest w stanie być partnerem w tym trójpodziale świata.
Cechą charakterystycznego tego podziału jest jego czysto materialistyczne oblicze, konkurencja polega na tym, kto więcej wytworzy i kto potrafi zbudować większą siłę gospodarczą i militarną, a w konsekwencji przejąć hegemonię nad światem.
Dla otwarcia perspektyw rozwoju kulturalnego i nowych podstaw budowy stosunków międzynarodowych potrzebny jest inny układ, którego osią byłby świat chrześcijańskiej kultury. Tylko zasady tej kultury stwarzają gwarancje na powstanie harmonijnego współdziałania w skali całej ludzkości.
Zaczątkiem takiego układu może być Europa zjednoczona na innych zasadach aniżeli UE, do niej powinny dołączyć wywodzące się z europejskiego pnia obie Ameryki i Australia.
Nieuchronne bankructwo niemieckiej koncepcji układu europejskiego stworzy warunki na powstanie nowej, zjednoczonej Europy, dla której sprzyjająca atmosfera już się afirmuje na podstawie gorzkich doświadczeń współczesnej rzeczywistości.
Szczególnie mocno zarysowuje się rola Polski wywodząca się z naszych doświadczeń z II wojny światowej i walki z komunizmem ze specjalnym uwzględnieniem ruchu „Solidarności”.
W konfrontacji ze światowymi problemami wszelkie koncepcje rozwiązań polegające na zasadzie, „kto kogo” – są po prostu niepoważne.
Ludzkość stoi w obliczu zagrożenia totalnego i jej ratunek leży wyłącznie w sferze kultury.
Jeden komentarz