Rozmowy przedstawicieli UE z udziałem Ukrainy i Rosji w sprawie rebelii donieckiej ciągną się od roku i niezależnie od miejsca czy to w Genewie, Normandii, Mińsku czy Berlinie, efekt jest zawsze ten sam: – zapadają jakieś ustalenia, które nie mają najmniejszego wpływu na bieg wypadków. W związku z tym zwołuje się następne spotkanie z takim samym skutkiem, co jest powodem do narzekania, że w UE panuje duch „Monachium” i agresor może działać bezkarnie podobnie jak i Hitler do czasu wybuchu wojny, a i po jej rozpoczęciu też jeszcze przez dłuższy czas ze względu na śmierdzące tchórzostwo zachodnich aliantów.
Na podstawie obserwacji faktów, a nie ustaleń konferencyjnych i różnych enuncjacji, można wysnuć wniosek, że mamy do czynienia z innym zjawiskiem.
Przede wszystkim ustalając „dramatis personae” trzeba stwierdzić, że aktorami pierwszoplanowymi są wyłącznie Niemcy i Rosja, reszta to statyści, lub sceniczni lokaje. Przy czym w tym duecie to Niemcy są prowadzący, świadczą o tym stosunki bilateralne między tymi państwami, które układają się według scenariusza niemieckiego napisanego jeszcze w poprzednich wiekach, a wyznaczającego Rosji rolę przedmiotu eksploatacji przez niemiecką gospodarkę.
Istniała od wieków przewaga Niemiec w dziedzinie rozwoju technologii, ale chyba jeszcze nigdy nie była tak wielka jak w obecnie, a to na skutek przewagi zarówno jakościowej jak i ilościowej ze względu na dyspozycyjne środki działania.
Obserwacja niemieckich reakcji na rosyjską aneksję Krymu i następnie rebelię na wschodzie Ukrainy wskazuje wyraźnie, że całe to przedsięwzięcie ma niemieckie przyzwolenie.
Niemcy skutecznie nie pozwoliły na zajęcie solidarnego stanowiska UE i krajów członkowskich w sprawie oczywistej agresji, a szczególnie uniemożliwiły zastosowanie radykalnych sankcji wobec Rosji.
Jeżeli zatem rosyjska akcja na wschodzie Ukrainy ma niemieckie przyzwolenie to przede wszystkim trzeba szukać przyczyn takiego zachowania Niemiec, które przecież nie zrobiły tego dla pięknych oczu Putina.
Z zaistniałych faktów można wysnuć wniosek, że wszystko, co dzieje się na obszarze między Rosją a Niemcami jest realizacją ustalonego podziału obszaru władania,
I jeżeli Rosjanom wolno na swoim obszarze dzielić i rządzić według swojej woli, to Niemcy ze swojej strony mogą to samo robić w swojej strefie.
Z naszej historii wiemy, że takie porozumienia między nimi istniały ze skutkami paktu Ribbentrop – Mołotow włącznie.
Można stąd domniemywać z dużą dozą prawdopodobieństwa, że Polska znajdująca się w niemieckiej strefie władania nie będzie przedmiotem ataku ze strony Rosji, a to ze względu na obawę przed ewentualną reakcją Niemiec, może natomiast ulec dalszemu zacieśnianiu niemieckiej pętli.
W tej chwili znajdujemy się bowiem w sytuacji systematycznego i bezoporowego przekształcania Polski w niemieckie generalne gubernatorstwo. Gdyby w tym procesie nastąpiły jakieś utrudnienia, tak jak to miało miejsce w XVIII wieku to niewykluczone, że Niemcy mogłyby sięgnąć po bardziej radykalne środki.
Przez przypadek sprawa ukraińska dała Polsce możliwość zadziałania w naszej sprawie przez rozpoczęcie akcji de nomine – ratowania jedności europejskiej – hasłem powszechnie szermowanym przez twórców UE z Niemcami na czele.
Jednym z elementów tej akcji jest podniesiona przez Tuska sprawa jednolitej reprezentacji UE w kontraktach gazowych z Rosją. Wówczas premier warszawski ofuknięty przez kanclerkę Merkel natychmiast ucichł, ale przecież sama pani kanclerka wskazała drogę „broniąc” praw prywatnych firm do zawierania umów.
Idąc tą drogą można zastosować i taką metodę, że firma, która uzyska najlepsze warunki ma prawo zaopatrywania wszystkich członków UE bez ograniczeń.
Również towary eksportowane z obszaru UE otrzymujące certyfikat unijny nie mogą być różnicowane według kraju pochodzenia.
Są to jedynie tylko fragmenty całości programu tworzenia jedności europejskiej, której fundamentem jest przede wszystkim wspólny rynek traktujący wszystkich uczestników na zasadach równorzędności.
Zrealizowanie tego programu, wpisanego zresztą w traktat lizboński, a nawet wejście na drogę jego realizacji, pozbawi natychmiast Niemiec roli hegemona europejskiego i odbierze możliwości rozgrywania UE dla swoich partykularnych interesów.
Niemcy jak zwykle nie uczą się na błędach historii, po tylu różnych klęskach ciągle dążą do budowania niemieckiego imperium nie zdając sobie sprawy, że jest to droga prowadząca wprost do totalnego upadku Europy z Niemcami na czele.
I to jest przyczyna, dla której jedynym wyjściem z pułapki jest podjęcie się przez Polskę roli inicjatora tworzenia nowego układu europejskiego, w którym będzie miejsce również i dla krajów wschodniej Europy.
Na marginesie tych wniosków można jedynie stwierdzić, że Polska może pomagać Ukrainie, ale przede wszystkim Ukraina sama powinna na serio zająć się swoimi kłopotami. Jak na razie nie widać ze strony rządu ukraińskiego stopnia zaangażowania stosownego do stanu zagrożenia państwa.
Nie jest wykluczone, że Poroszenko stale rozmawiający z Rosją ustali jakieś modus vivendi na wschodzie Ukrainy w porozumieniu z Putinem, a wtedy polskie zapały do wojny z Rosją, na które namawiają nas, co poniektórzy, postawią nas w sytuacji najgorszej z możliwych, czyli stanu wrogości ze wszystkimi na wschodzie i zachodzie.