Lawirantka czy lafirynda?
16/01/2015
1184 Wyświetlenia
0 Komentarze
3 minut czytania
Dziś w nocnej debacie w Sejmie poseł Przemysław Wipler z trybuny sejmowej nazwał rządzącą premierzycę Kopacz lawirantką. Posłowie zaczęli buczeć i krzyczeć, że Wipler to pijak. A potem kilku posłów złożyło wnioski formalne by posła Wiplera usunąć z debaty za domniemane chamstwo. No bo pijak to cham. I złodziej.
O co chodzi? Dlaczego nazwanie kogoś „lawirantką” miałoby być przejawem chamstwa? Nie zrozumiałem tej części debaty. Ale na szczęście mam czujną i inteligentną żonę, która wyłapała istotę rzeczy i mi na to zwróciła uwagę. Otóż najprawdopodobniej większość posłów polskiego Sejmu po prostu nie zna słowa „lawirantka” i skojarzyło im się to ze słowem „lafirynda”. Bo podobnie brzmią. Pomyśleli, że poseł Wipler nazwał premierzycę Kopacz lafiryndą. Bo to prostaki i tylko prostackie słowa znają. To tak jak w słynnym określeniu: „nie znam się na tym, bo jestem lajkonikiem w tej dziedzinie”.
Gdyby rzeczywiście Wipler nazwał premierzycę lafiryndą to byłby to przejaw chamstwa. To jest zrozumiałe. Ale ponieważ jej tak nie nazwał to chamami okazali się ci buczący posłowie i ich przedstawiciele krzyczący, że Wipler to pijak i żądający usunięcia go z parlamentarnego dyskursu.
Popatrzmy na definicje tych słów:
Lafirynda: Dziewczyna próżna, która uważa się za kogoś wyjątkowego. W rzeczywistości jest głupią, puszczalską szmatą, która spędza przed lustrem ponad połowę swojego życia. Lafirynda uwielbia nowe ciuchy i używa ton kosmetyków. Krótko mówiąc: słodka idiotka. Lafirynda to prostytutka lub kobieta mająca przygodne kontakty seksualne z mężczyznami.
Lawirantka: Osoba sprytnie postępująca w kłopotliwych sytuacjach, unikająca narażania się komukolwiek; drobna oszustka. Słowo „lawirant” określa osobę sprytną, często bez skrupułów, unikającą odpowiedzialności, zaangażowaną często w „szemrane” interesy lub intrygi polityczne, komercyjne, etc.
Premierzyca Kopacz lafiryndą nie jest – a przynajmniej nic nie wskazuje na to by taką była. Ale śmiało można ją nazwać lawirantką. No bo przecież w intrygach politycznych uczestniczy – a nawet je inicjuje. A nawet jeśli nie, jeśli to ktoś inny kieruje tymi politycznymi intrygami, które przeprowadza obecny polski rząd, to przecież nie jest chamstwem uznanie jej za taką prowodyrkę, a zatem za intrygantkę czy lawirantkę, nieprawdaż?
Poseł Wipler zachował się bardzo kulturalnie i dyplomatycznie. Wykazał się parlamentarnym umiarem. A przy okazji ujawnił prostactwo posłów koalicji i opozycji. To są ewidentnie głupki, które mało co kojarzą i rozumieją. Jak mają czas przeczytać wytyczne kierownictwa, to się zachowują przyzwoicie, ale w sytuacjach spontanicznych prostactwo i nieuctwo z nich jawnie wychodzi.
A ja nie muszę być kulturalny, bo nie przemawiam z parlamentarnej mównicy. Jestem zwykłym blogerem, który może być szczery. Zgadzam się z tym, że premierzycy Kopacz nie można porównywać do lady Thatcher. To inny poziom polityki. Taczerowa była lawirantką, czyli dyplomatką, a Kopaczowa jest zwykłą polityczną lafiryndą, tak jak ją traktują jej posłowie!
Grzegorz GPS Świderski