Skoro Święta, to i tematyka komentarza winna być jakoś adekwatna i wzniosła, dotyczyć świątecznego sacrum, ale oczywiście nie może też być pozbawiona związku z naszym profanum. A skoro wzniosła, to wznieśmy się nieco wyżej niż te kilka tysięcy metrów, na których ponoć na pokładzie samolotu do Madrytu zaczęła się chryja kilometrówkowa. Wszystko zaczęło się jednak znacznie wyżej, a potem to już wiadomo, przebiegało zgodnie ze scenariuszem znanego powiedzenia o tym, że przykład idzie z góry. Niewzruszeni ateiści i agnostycy skorzy są by użyć bardziej ich zdaniem pasującego do okoliczności świątecznych porównania i wspomnieć coś o rybie (może i karpiu), która się psuje od głowy.
W ten świąteczny czas kierując się nakazem miłości bliźniego nie będziemy podgrzewać polemiki wokół tej hipotezy, to po pierwsze, a po wtóre, co nam do spraw niebiańskich skoro własnych ziemskich nie potrafimy pozałatwiać, jak należy. Porzućmy, więc rybie asocjacje i oddajmy się rozmyślaniom świątecznym, dlaczego idący z góry przykład dotyczący właśnie tej miłości, miłosierdzia, pokoju, radości, dobrej nadziei, tak rzadko znajduje ucieleśnienie na ziemskim padole?
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję