fot. źródło PAP Oglądam jeszcze raz przemówienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji i po raz kolejny uświadamiam sobie, jak wielką wagę miała jego gruzińska inicjatywa. Słowa wypowiedziane tam musiały odbić się w umysłach polityków wschodu i zachodu. Co więcej – jestem przekonany, że w obu tych kierunkach wywołały prawdziwy popłoch. Przedsięwzięcie Kaczyńskiego było bez precedensu. Nie chodzi tylko o kwestie wizerunkowe, o to, że prezydent jednego kraju jedzie do stolicy innego kraju podczas wojny. Chodzi o coś znacznie większego. Być może przesiąkniętej egoizmem, partykularnym interesem i kalkulacją Europie Zachodniej "wybryk" Kaczyńskiego mógłby się wydawać śmieszny i mało znaczący. Być może można było przejść nad nim do porządku dziennego, jednak nie można było tak zrobić w przypadku wizyty pięciu prezydentów ! […]
fot. źródło PAP
Oglądam jeszcze raz przemówienie prezydenta Lecha Kaczyńskiego w Gruzji i po raz kolejny uświadamiam sobie, jak wielką wagę miała jego gruzińska inicjatywa. Słowa wypowiedziane tam musiały odbić się w umysłach polityków wschodu i zachodu. Co więcej – jestem przekonany, że w obu tych kierunkach wywołały prawdziwy popłoch.
Przedsięwzięcie Kaczyńskiego było bez precedensu. Nie chodzi tylko o kwestie wizerunkowe, o to, że prezydent jednego kraju jedzie do stolicy innego kraju podczas wojny. Chodzi o coś znacznie większego.
Być może przesiąkniętej egoizmem, partykularnym interesem i kalkulacją Europie Zachodniej "wybryk" Kaczyńskiego mógłby się wydawać śmieszny i mało znaczący. Być może można było przejść nad nim do porządku dziennego, jednak nie można było tak zrobić w przypadku wizyty pięciu prezydentów ! Na oczach świata, w tym krótkim czasie, zawiązał się de facto Sojusz. Sojusz, którego nikt się nie spodziewał. Sojusz krajów uznawanych za strefy wpływów, za wasali. Nagle okazało się, że państwa te nie dość, że mają własne zdanie, to jeszcze potrafią czynnie kreować politykę, wchodzić w układy między wielkimi graczamii, być belką w oku Francuzów i Niemców, którzy dla przyjaźni ze strategicznym sojusznikiem i w imię "poprawnych stosunków" byli gotowi poświęcić Gruzję.
Słyszę ciężar gatunkowy słów, które tam wypowiedział Lech Kaczyński, słów skierowanych także na Zachód – "Europa Środkowa się liczy, Europa środkowa będzie się liczyć! JESTEŚMY PODMIOTEM!"
Myślę, że wielu na Zachodzie wtedy nie spało i obgryzało paznokcie. Na europejską / światową scenę nagle wdarł się sojusz, którego nikt się nie spodziewał. Politycy Zachodu musieli być pod wrażeniem determinacji, odwagi i jednomyślności głów pięciu państw. Wiedzieli też doskonale, że inicjatorem, animatorem, duszą tej inicjatywy był Lech Kaczyński.
Teraz zabawmy się na chwilę w political fiction. Wyobraźmy sobie, że po udanej inicjatywie w Gruzji rzeczywiście dochodzi do sojuszu państw Europy Środkowej. Takiego podmiotu naprawdę nie sposób zbagatelizować. Nagle w układzie Rosja – Zachód wyrasta nowy gracz. Układy Francji i Niemiec z Rosją w tym wypadku stają się bardziej skomplikowane, wymagają konsultacji, akceptacji. Przecież nowy sojusz to w większości państwa Unii, państwa "Nowej Unii".
Celowo pomijam kwestię rosyjską. To, co się wydarzyło w Gruzji musiało być dla Rosji poprostu policzkiem. Nie dość, że sojusznicy, to państwa uważane w Rosji za ich "podwórko" i strefę wpływów, to jeszcze te "pionki" pozwalają sobie animować politykę na dalekich rosyjskich tyłach – jak się w Moskwie postrzega Gruzję i Kaukaz.
Czy mając mocarstwowe aspiracje można sobie na to pozwolić? Pytanie jest retoryczne.
Dziś po polityce jagiellońskiej, która – jak pokazała Gruzja – wcale nie była mrzonką, pozostało tylko wspomnienie.
Zarządca Belwederu woli kleić się do wielkich, najwyraźniej jest przekonany, że za serwilizm coś nam spadnie z bogatego stołu. To przekonanie, to oczywista bzdura. Sojusz jagielloński młodych państw Unii, o podobnej kulturze i doświadczeniach historycznych, o podobnych interesach wobec Brukseli był naszą szansą. Ta szansa zmarła z 10 kwietnia.
Pozostały po niej wspomnienia i film na youtube z przemówieniem Lecha Kaczyńskiego, które brzmi jak nigdy niezrealizowane marzenie.