Aleksander Szumański (bloger aleszuma) lansuje tezę, której fałsz został już dawno wykazany.
Znany (również i na 3obieg.pl) autor pisze:
Słuchając pilnie radia „Wolna Europa” wiedzieliśmy już od kilku tygodni o koncentracji armii hitlerowskiej na terenie tzw. Generalnego Gubernatorstwa, o czym opowiadali też kolejarze. Stalina ostrzegał też specjalnie jego tokijski super szpieg Sorge. Ale przemądrzały Stalin wietrzył w tych wieściach angielską intrygę zmierzającą do poróżnienia go z Hitlerem, któremu niemal do ostatnich dni dostarczał naftę i żywność. Co prawda, w „Izwiestiach” i „Prawdzie” zaczęły się ukazywać artykuły wychwalające skuteczność obrony przeciwlotniczej Londynu, z czego – znając programową tendencyjność sowieckich środków przekazu -domyślaliśmy się, że na przymierzu sowiecko-hitlerowskim pojawiają się pewne rysy. Te podejrzenia zdementował jednak sam Stalin, tłumacząc w przemówieniu radiowym koncentrację wojsk niemieckich w Generalnym Gubernatorstwie obfitością żywności na tych terenach. Wkrótce bomby spadające na sowieckie lotniska i fabryki miały go przekonać, jak dalece się mylił i jak bezskuteczna była jego zajadła walka ze szpiegostwem. Sprytnie wykorzystywana przez Abwehrę doprowadziła go do wymordowania swoich najzdolniejszych generałów, co m.in. skłoniło Hitlera do uderzenia na osłabiony tym Związek Radziecki.
https://3obieg.pl/zaglada-polakow-i-zydow-we-lwowie#respond
1.
Cofnijmy się nieco w czasie. Pierwszy, oficjalny sygnał, świadczący o tym, że Armia Czerwona szykuje się do „wyzwoleńczej” wojny, padł już latem 1940 roku.
Na łamach moskiewskiej Prawdy (Правда) 18 sierpnia 1940 roku generał Georgij Bajdukow pisał: Ileż szczęścia i radości będą wyrażały spojrzenia tych, którzy tu, w kremlowskim pałacu, przyjmą do rodziny narodów świata ostatnią z republik! Widzę już oczyma wyobraźni te bombowce, które obracają w perzynę fabryki, węzły kolejowe, mosty, magazyny i pozycje wojsk nieprzyjaciela; samoloty szturmowe zasypujące gradem pocisków kolumny wojsk i stanowiska artylerii; okręty desantowe wysadzające nasze dywizje na tyłach nieprzyjacielskich armii.
Co mogły zwiastować takie słowa, panie Szumański?
Przecież w stalinowskim piekle nie było miejsca na jakiekolwiek wystąpienie mniej lub bardziej publiczne (od pewnego szczebla prywatne tak samo) nie uzgodnione z Komitetem Centralnym KPZS (czyt. Józef Stalin)!
Tymczasem lotnik, bohater Związku Sowieckiego, pisze o przyszłej wojnie, wojnie „wyzwoleńczej”, w której to najważniejsze zadania będą spełniać bombowce, samoloty szturmowe oraz szybowce desantowe (dzisiaj rolę ich pełnią śmigłowce)!
Ani słowa o myśliwcach, które strzegą ojczystego nieba.
Czyż nie jest to jawna zapowiedź agresji?
Ba, sama struktura lotnictwa sowieckiego świadczy o takim przeznaczeniu Armii Czerwonej. Oto w wydanej jeszcze w 1972 roku książce „Powstanie i upadek Luftwaffe” Zbigniew Jankiewicz podaje, że stosunek ilości sowieckich bombowców do myśliwców wynosił aż 7:3 (str. 144). Tymczasem ciut wcześniej Luftwaffe uznana jest za agresywną, bo stosunek myśliwców do bombowców był jak… 1:1,2!
2.
To zresztą nie koniec faktycznego przygotowywania się do wojny sowieckiego imperium. Oto ilość wojsk powietrzno-desantowych (używając dzisiejszej nomenklatury) przekraczała 200 (dwieście!) razy stan wszystkich innych armii świata łącznie (1940). Na Morzu Czarnym z kolei budowano trzy (4?) potężne okręty liniowe typu Sowietskij Sojuz, które po wyposażeniu byłyby najpotężniejszymi w Europie, ustępując jedynie japońskim typu Yamato. Do tego dodać należy najliczniejszą armię pancerną świata, której rzekomo przestarzałe w chwili wybuchu wojny czołgi (np. T-28) i tak pozostawiały sporo w tyle nawet te najnowsze Panzerwaffe, o włoskich nie mówiąc, natomiast czołgi serii BT (od bystrochodnyj tank) w zamierzeniu miały być użyte jako szybki zagon pancerny przenikający szybko w głąb pozycji przeciwnika(prędkość maksymalna na kołach – prawie 90 km/h!). Bo sprawdzić się mogły jedynie w ofensywie, do obrony nie nadawały się zupełnie. Poza tym ich ilość przewyższała łączną ilość czołgów wszystkich walczących stron!
Doskonały tekst porównujący obie armie pancerne znajdziecie tu:
http://books.google.pl/books?id=cRmfG89ruIAC&pg=PA75&lpg=PA75&dq=czo%C5%82gi+niemieckie+1941&source=bl&ots=6_ilwAxi6f&sig=VBcdl53dLvPZaxvQYk0dtMaZ1k4&hl=pl&sa=X&ei=4AF6VOTUF8rnauLUgPgF&ved=0CGMQ6AEwDA#v=onepage&q=czo%C5%82gi%20niemieckie%201941&f=false
fot. czołg KW-1 ważył prawie 2,5 raza więcej, niż najcięższy czołg niemiecki w czerwcu 1941 roku
fot. Panzerwaffe czerwiec 1941
To również budowa samolotów, które pod koniec stały się postrachem sił niemieckich. Samoloty szturmowe Ił-2 na początku wojny były budowane jako jednomiejscowe. Sowiecka strategia bowiem zakładała nagły i niespodziewany atak na niczego nie spodziewającego się przeciwnika tak, aby jego siły lotnicze zostały zniszczone na ziemi. Strzelec tylny był więc zbędnym balastem, skoro miało być osiągnięte panowanie w powietrzu już w pierwszych godzinach konfliktu.
O agresywnym charakterze państwa Stalina świadczy także flota podwodna. W chwili wybuchu wojny (1939) ZSRS dysponował aż 5-krotnie większą liczbą okrętów podwodnych, niż III Rzesza.
3.
Kolejny dowód na przygotowywanie do agresji kryją dziś pustkowia Białorusi i Ukrainy. Oto w latach 1930-tych sowieci wybudowali mniej więcej wzdłuż swojej granicy zachodniej (od Bałtyku po Morze Czarne) pas umocnień o szerokości sięgającej miejscami nawet 200 km. Linia Maginota przy Linii Stalina to… małe piwo.
Tymczasem w 1940 roku następuje jej demontaż. Zamiast niej wzdłuż granicy sowiecko-niemieckiej buduje się zupełnie otwarcie bunkry, a raczej cienkościenne schrony, nazywane szumnie Linią Mołotowa. Chociaż dzisiaj służba wojskowa nie jest już powszechna, to jednak wielu z nas pamięta jeszcze, jaką tajemnicą były otaczane wszelkie tego typu budowle. Bo bunkier, by mógł pełnić swoje zadania, musi być jak najdłużej nierozpoznany. Tymczasem sowieckie oddziały budowlane wznosiły konstrukcje tuż nad brzegiem Bugu, często nawet przy sztucznym świetle w nocy. Obserwujący to Niemcy nie musieli używać nawet lornetek… W razie wybuchu konfliktu były by unieszkodliwione w pierwszych minutach walki.
Po co więc takie marnotrawstwo?
4.
Linia Stalina była raz, że zbędna, a dwa – stanowiła przeszkodę dla sowieckich transportów wojskowych, jakie kierowały się na zachód. Należało więc ją zlikwidować.
Linia Mołotowa to z kolei klasyczny element sowieckiej strategii, mającej zamaskować faktyczne zamiary. Ten element przećwiczył już wcześniej na Japończykach niejaki Żukow (Chałchyn-goł, 1939).
5.
Aleszuma albo kłamie, albo też upływ czasu zrobił swoje, o czym może świadczyć napomknienie o wiadomościach z radia „Wolna Europa”, które przecież zaczęło nadawać 8 lat po opisanych wydarzeniach! Począwszy od wiosny 1941 roku rzeczywiście ludzie we Lwowie mówili szeptem o koncentracji wojsk. Tyle, że sowieckich!
Ba, w szybkim tempie budowano nawet lotniska polowe, czasem w odległości kilku kilometrów od granicy. Gromadzono szyny kolejowe, zapasy węgla i paliw. O tym właśnie szeptano…
6.
Wanda Wasilewska i Teodor Dreiser na łamach Prawdy (czytanej obowiązkowo również we Lwowie!) wieszczyli, że już niedługo Armia Czerwona przyniesie wolność Europie.
Całej Europie.
Ba, słynna pieśń „Święta wojna”, która rzekomo została napisana w ciągu 1 dnia (tak by wynikało, bo oficjalna informacja jest taka, że tekst powstał po agresji Niemiec na ZSRS, czyli po 22 czerwca; wiersz ukazał się 24 czerwca 1941 roku jednocześnie w dwóch gazetach, więc 23 musiał być zaniesiony do redakcji) wg niektórych powstała już wcześniej – w styczniu/ lutym 1941 roku!
Polskie tłumaczenie zatraca wymowę oryginału. Bo przecież tak naprawdę nie ma mowy o tym, że w czasie, gdy toczyła się jeszcze bitwa graniczna, jacyś faszyści mogli pustoszyć kraj sowieckiego sołdata!
Tak naprawdę chodzi o coś o wiele większego.
O nową świętą wojnę.
https://
Встает страна огромная,
Встает на смертный бой
С фашистской силой темною,
С проклятою ордой.
Пусть ярость благородная
Вскипает, как волна,-
Идет война народная,
Священная война!
Wstaje kraj ogromny
Wstaje do śmiertelnego boju
Z faszystowską ciemną siłą
Z przeklętą ordą.
Niech wściekłość szlachetna
Zakipi jak fala
Nadchodzi narodowa wojna
Święta wojna!
7.
Z licznych wspomnień, pamiętników, a także istniejących dokumentów przewozowych (!) wynika, że już w maju 1941 roku zaczęto gromadzić na zachodzie ZSRS potężne siły.
10 lipca 1941 roku do granicy miał dotrzeć drugi rzut wojsk sowieckich.
Tymczasem doktryna wojenna Armii Czerwonej (jeszcze w latach 1970-tych, z czym miałem okazję zapoznać się osobiście) zakładała, że atak następuje odpowiednio wcześniej tak, aby przybyłe wojska drugiego rzutu od razu mogły być wprowadzone do walki i kontynuować ofensywę, zwalniając już zmęczone (wykrwawione) pułki.
Czy byłaby to niedziela? Bo przecież właśnie w niedzielę (20 sierpnia 1939 r.) rozpoczął się atak dowodzonych przez Georgija Żukowa sowietów na armię kwantuńską pod Chałchin –goł?
Bo niedziela to taki dzień w każdej armii, kiedy życie toczy się wolniej. Część żołnierzy wychodzi na przepustki, część dłużej śpi… Pamiętamy przecież 8 grudnia 1941 r., Pearl Harbour, prawda? Brakuje części kadry w jednostkach. To tylko powoduje chaos, a ten z kolei utrudnia skuteczną obronę.
Jeśli faktycznie byłaby to niedziela, to w grę wchodzić może 6 lipca. Równo dwa tygodnie po ataku niemieckim.
8.
Co jeszcze świadczy o przygotowywanym ataku na sojusznika?
Oto wzięci w pierwszych tygodniach do niewoli sowieccy artylerzyści pytani o nieskuteczność ich ostrzału, choć dysponowali sprzętem lepszym od niemieckiego (np. armata 75 mm, moździerz 120 mm, który Niemcy po prostu… skopiowali!) odpowiadali, że nie posiadali map sowieckiego terytorium. Wydano im bowiem mapy terenów III Rzeszy! Bo tam miały toczyć się walki.
Trzeba więcej?
9.
Gdyby Stalinowi udało się zaskoczyć Hitlera pewnie już w 1941 roku Armia Czerwona wkroczyłaby do Paryża, a potem zatrzymała się na Kanale.
Przypuszczalnie znaczna część członków NSDAP zasiliłaby szeregi Komunistycznej Partii Niemieckiej Republiki Sowieckiej. Kto wie, czy np. Himmler nie stanąłby na czele rewolucji w Berlinie, i nie stałby się pierwszym sekretarzem komitetu centralnego KPNRS? W końcu nie był bardziej okrutny od Berii.
Naukowcy bez większych oporów pracowali by dla Ojczyzny Proletariatu i Całej Postępowej Ludzkości, co zresztą wielu spotkało 4 lata później.
10.
Najciekawsze w tym wszystkim jest jednak co innego. Otóż o Hitlerze zwykło się mówić, że swoje zamiary ujawnił już w latach 1920-tych, w Mein Kampf.
Tymczasem Stalin jest ciągle przedstawiany jako naiwniak, „oszukany” przez swojego brunatnego brata.
A przecież i on (ustami swoich pomniejszych parteigenosse) obwieszczał światu, że przyłączenie Pribałtyki, części Polski i Rumunii to tylko początek.
Bo już niedługo Europa będzie sowiecka, a potem cały świat.
Ci, którzy przeżyli okupację sowiecką na dawnych ziemiach II RP pamiętają. Część mojej rodziny, która całkiem pechowo znalazła się nie po tej stronie granicy była wysiedlona właśnie w związku z budową polowego lotniska.
8 km od granicy.
Swój dom „odnaleźli” dopiero w 1946 r.
Niedaleko Wrocławia.
11.
Historia ziem wschodnich II RP ciągle jeszcze jest zakrywana ideologią. Bo przecież „mord polskich profesorów” we Lwowie tak naprawdę dotknął kolaborantów sowieckich. Nie bójmy się tego słowa. Ich czasem jawne, czasem tylko dorozumiane opowiedzenie się po stronie „kałmuckiego najeźdźcy”, i to czasem już w październiku 1939!, było największym osiągnięciem stalinowskiej propagandy na tamtych terenach. Rozstrzelano więc nie polskich, ale sowieckich. Bo oni wyrzekli się Ojczyzny, chociaż powinni być przykładem dla mniejszych. Nawet za cenę życia! Ponad wszelką wątpliwość ich publicznie deklarowana postawa łamała ducha w społeczeństwie służąc umacnianiu sowieckiej „władzy ludowej”.
Tymczasem wobec nich próbuje się stosować jakieś dziwne złagodzenie kryteriów – nie kolaboracja, ale „mimikra”, takie swoiste „udawanie” i popieranie „władzy” jedynie w prasie i na mityngach. Tak jakby można było być świnią publicznie, a w rzeczywistości porządnym człowiekiem. Jak nikt nie widzi.
(http://mazowsze.hist.pl/35/Rocznik_Towarzystwa_Naukowego_Warszawskiego/737/2004/25579/ )
A przecież wielu innych profesorów przeżyło okupację i po wojnie stanowiło trzon nowopowstałej Politechniki Śląskiej w Gliwicach i Uniwersytetu we Wrocławiu nie wchodząc w żadne relacje ideologiczne z jednym czy drugim okupantem.
Ba, zasłoną milczenia próbuje się ciągle osłonić to, że we Lwowie, w Generalnej Guberni, istniały Państwowe Medyczne Kursy Zawodowe i Państwowe Farmaceutyczne Kursy Zawodowe, a Politechnika Lwowska prowadziła zajęcia (co prawda jako Technische Fachkurse – zawodowe kursy techniczne). Po wojnie „z automatu” nadawano absolwentom odpowiednie tytuły, świadczące o zdobyciu wyższego wykształcenia.
W dzieciństwie spotykałem się z jednym z absolwentów „kursów medycznych” (z 1943), który był lekarzem w przychodni dziecięcej, gdzie czasem prowadziła mnie moja babcia.
Czasem wspominali razem dawne czasy (wtedy nie tak dawne, raptem sprzed 22 lat)…
Ich wspomnienia były całkiem inne od tych, jakimi dzieli się z nami aleszuma.
Te ostatnie za bardzo trącą oficjalną wersją historii, jaką kolportowano w PRL.
Dzisiaj wiem, że to była bajka. Aleszuma powtarza ją jednak bezkrytycznie, czyniąc to na dodatek z pozycji świadka, co w pewien sposób uwiarygodnia całą opowieść.
Dlatego to napisałem.
W imię pamięci moich bliskich.
Amicus Plato, sed magis amica veritas.
29.11 2014
2 komentarz