Wiele razy spotkałam się z twierdzeniem, że współcześnie tylko wieś jest w stanie przenieść rycerskie wartości.
Nadal nurtuje mnie kwestia wychowania dzieci. Kilka dni temu schodziłyśmy Lubańskim po wieczornym spacerze. (kto zna Ochotnicę wie gdzie to jest, a kto nie zna- to bez znaczenia). U państwa Grzywnowiczów, w ogromnym nowym domu od kilku lat instalują się kolonie. Dzieciaki nigdzie nie chodzą, najwyżej do centrum wsi na zakupy. Gdy przechodziliśmy, poraził nas potworny łomot i błyski kolorowych świateł. Na piętrze odbywała się codzienna dyskoteka.
Nastepny dzień spędziliśmy na grzybobraniu w stromych lasach wąwozu Kudowe. Towarzyszył nam sześcioletni prawnuk gospodarzy Tomek (prawnuk- nie wnuk i 6 nie 5 letni, prostuję dla ścisłości).Zabałaganiliśmy do nocy i musieliśmy schodzić po ciemku stromą, kamienistą drogą, która- jak to w Gorcach- była właściwie łożyskiem potoku, albo rynną dla zwożenia drzewa. Szłam ostatnia, a Tomek co chwila się oglądał. Zapytalam czy jest zmęczony. "Ni, ino bacem cobyście się babko nie sp…li".- odparł.
Uświadomiłam sobie, że sześcioletnie dzieci różnych moich znajomych, jeżdżą na wakacje samochodem, przypięte w fotelikach i rodzice pokazują im:" zobacz, krówka- muu". Znam takie, które do 4 roku życia paradują w pampersie i z buteleczką w ręku. A tu dojrzały, opiekuńczy facet, który wszędzie umie trafić, rozpala w mig ognisko, nie boi się ciemności i zabłądzenia. I to bez treningu współżycia z grupą, bez obozów harcerskich czy surwiwalowych. Wychowany w zwykłej, porządnej, wielodzietnej rodzinie.Poczułam się trochę nieswojo, że zostałam najsłabszym ogniwem wycieczki, ale zachowanie Tomka roczuliło mnie.
Wiele razy spotkałam się z twierdzeniem, że współcześnie tylko wieś jest w stanie przenieść rycerskie wartości.