Przed paru dniami odbyła się w TVP „Historia” dyskusja mężów uczonych na temat postaci Stanisława Mikołajczyka.
Potraktowany został, jako „polityk pragmatyk”, który jednak srodze zawiódł się w swoich rachubach ratowania w Polsce okupowanej przez Sowiety jakiejkolwiek samodzielności.
Jest rzeczą oczywistą, że w kilkudziesięciominutowej dyskusji nie da się wyczerpać tematu, ale przynajmniej można pokusić się o generalną ocenę słuszności lub nieokreślonej linii politycznej.
Dla działalności Mikołajczyka istotne jest to, co się stało przed jego opuszczeniem rządu londyńskiego i przybyciem do kraju.
Od kwietnia 1943 roku, czyli zerwania stosunków dyplomatycznych z polskim rządem przez Stalina, Churchill naciskał na Sikorskiego o poczynienie kroków zmierzających do załagodzenia konfliktu. Sikorski podobnie jak i inni polscy politycy pochodzenia galicyjskiego nie bardzo znali realia sowieckie i zawsze byli gotowi na przyjęcie bardziej optymistycznego nastawienia, co do możliwości ułożenia stosunków z bolszewikami.
W miarę upływu czasu, a szczególnie po wizycie na Bliskim Wschodzie Sikorski był już przygotowany na zajęcie zdecydowanego stanowiska i dokonania odpowiedniej interwencji u zachodnich aliantów, a szczególnie w Ameryce.
Jego pozycja sztandarowego przedstawiciela walczącej i nie uległej Europy dawała mu szanse na powodzenie akcji uświadamiającej aliantów o konieczności rewizji dotychczasowego ugodowego, a nawet kapitulanckiego stanowiska wobec Sowietów.
I to chyba było przyczyną jego tragicznej śmierci.
Po nim nie było nikogo, kto mógł liczyć na jakikolwiek wpływ na przywódców alianckich, rząd polski był traktowany lekceważąco i zbywany nic nie kosztującymi frazesami, że „Polski nie opuścimy”. No i rzeczywiście nie opuścili, ale spuścili do bolszewickiego kanału.
Zresztą skamlanie o litowanie się nad Polską było bez sensu, poza utratą twarzy niczego to nie dawało, jedyny sens miało ukazywanie i dowodzenie na faktach zagrożenia bolszewickiego dla całego świata z imperium brytyjskim i Stanami Zjednoczonymi na czele.
Tworzenie w Ameryce określonego lobby antybolszewickiego natrafiało na podatny grunt, istniała tylko obawa, że może być to wykorzystane przez agentury niemieckie. Jednakże w 1944 roku sprawa Niemiec była już przesądzona i należało skupić się na poszukiwaniu koncepcji dla układu powojennego.
Rząd Mikołajczyka w tym kierunku nie zrobił niczego, a sam Mikołajczyk był całkowicie dyspozycyjny w stosunku do możnych aliantów.
Kompromitujące było dla niego zaskoczenie oświadczeniem Mołotowa w obecności Churchilla, że sprawa polska została przesądzona w Teheranie. Odbyło się to w rok po konferencji teherańskiej i świadczy o tym, że rząd londyński był całkowicie odcięty od jakichkolwiek ważnych informacji. A przecież mieliśmy w Ameryce silne lobby, z którym, a nie z rządem polskim, liczył się Roosevelt i uzyskanie informacji z sekretariatu stanu było całkiem możliwe.
Zaniedbanie tych możliwości i wiernopoddańcze akcentowanie lojalności w stosunku do wiarołomnych aliantów było po prostu nonsensem.
Również okoliczności opuszczenia rządu londyńskiego są dla Mikołajczyka kompromitujące.
W sytuacji, jaka powstała w końcu 1944 roku istniały dwa skrajne rozwiązania:
– pójście śladem Benesza na całkowite oddanie się Sowietom i tą drogą usiłować coś uzyskać, chociażby Lwów, z oczywistym ryzykiem tymczasowości takiego rozwiązania podobnie jak miało to miejsce w stosunku do Czechosłowacji,
– oparcie się na prawie i zaakcentowanie solidarności narodowej w obliczu nowego zagrożenia.
Mikołajczyk wybrał rozwiązanie najgorsze, zerwał z rządem londyńskim, oddał się w ręce bolszewickie po znacznie zaniżonej cenie, został figurantem w rządzie warszawskim, którego jedynym zadaniem było legitymizowanie tego rządu wobec świata.
Nie miał najmniejszego wpływu na bieg wypadków, a jedynym jego osiągnięciem było stworzenie PSL, które zresztą wbrew stanowisku kierownictwa w swojej masie było zdecydowanie wrogo nastawione w stosunku do bolszewickiej władzy i zapłaciło za swoją postawę wieloma ofiarami
W podobnej sytuacji do Mikołajczyka znalazł się w Polsce inny polityk z londyńskiego rządu – Karol Popiel prezes Stronnictwa Pracy. Ten przynajmniej nie wszedł w skład tzw. „tymczasowego rządu jedności narodowej”, który był niczym innym jak tylko bolszewicką agenturą.
Obydwaj oni mieli w krótkim czasie przekonać się, jakie jest prawdziwe oblicze reżimu i rejterować z Polski pozostawiając na pastwę ubecji swoich współpracowników.
Jedynym realnym powodem, dla którego powrót do Polski na haniebnych warunkach mógł być usprawiedliwiony to było stworzenie namacalnego dowodu na rzeczywiste zamiary i zbrodniczą działalność bolszewicką w Polsce.
Ale przecież tym faktem nasi wiarołomni alianci ani chwilę się nie przejęli i po złożeniu obłudnych ubolewań w dalszym ciągu uznawali zarówno rząd warszawski jak i bolszewickie prawo do rządzenia w Polsce i na całym obszarze oddanym im już w Teheranie.
Szansą na zmianę sytuacji na korzyść rządu londyńskiego prowadzonego jeszcze przez Mikołajczyka było stworzenie miejsca w Polsce dla tego rządu, Pisałem o tym wielokrotnie, ale Mikołajczyk nic nie zrobił w tym kierunku.
Przygotowania do takiego rozwiązania należało podjąć już w 1943 roku, kiedy było wiadomo, co Stalin szykuje dla Polski, ale Mikołajczyk, który miał, jako premier rok czasu na wykonanie niezbędnych czynności zmarnował ten czas na zabiegi o łaskawość aliantów.
Zabrakło mu po prostu i wiedzy i horyzontów politycznych, było to największe nieszczęście dla Polski, że w chwilach najcięższych na czele rządu stał człowiek, który miał format prowincjonalnego działacza i żadnego doświadczenia w sprawach międzynarodowych, a co najgorsze żadnej twórczej idei.
Nie stać go było nawet na wallenrodyzm na poziomie wymagań chwili i dał się użyć, jako pionek w najpodlejszej rozgrywce sprzedaży Polski Stalinowi nawet nie za miskę soczewicy.
Jego nieznajomość realiów była żenująca, nie umiał rozmawiać ze Stalinem, nie znał języka, ani mentalności bolszewickiej.
I tak na przykład w sprawie Lwowa nie potrafił odpowiedzieć Stalinowi, który wyraził się, że wie o tym, jakie Lwów ma znaczenie dla Polski, ale przecież, co ma powiedzieć Ukraińcom, których milion walczy w szeregach sowieckiej armii i którzy uważają, że Lwów jest ukraiński.
A przecież trzeba było odpowiedzieć zgodnie z prawdą, że owe milion Ukraińców walczących po sowieckiej stronie nie wywodzi się z tzw. „zachodniej Ukrainy” i im Lwów jest zupełnie obojętny. Natomiast z tego obszaru prawie milion Ukraińców służy w różnych niemieckich formacjach i używani są do najohydniejszych mordów na ludności polskiej, żydowskiej i rosyjskiej, a polskość Lwowa została udowodniona postawą jego ludności w czasie okupacji przez nacjonalistyczną i popieraną przez Niemców armię zachodnioukraińską w 1918 roku.
Osobiście pamiętam spotkanie z nim na KUL’u w 1946 roku w przeddzień referendum. Był już w Polsce od roku i powinien orientować w rzeczywistych zamiarach swoich rządowych „kolegów” z bolszewickiego nadania. Niestety poziom jego odpowiedzi na pytania, jakie mu zadawaliśmy świadczył o braku tej wiedzy nie mówiąc już o zupełnie niepotrzebnych a haniebnych wypowiedziach o Andersie i ruchu oporu w stosunku do sowieckiej okupacji Polski.
Był trochę stropiony, kiedy zostały one wygwizdane.
W sumie swoją bytnością w Polsce nie zmienił ani na jotę postępowania warszawskiego rządu, rozbudził tylko złudne nadzieje na możliwość wygrania wyborów i pozostawił po sobie wiele ofiar ludzi, którzy mu zawierzyli i którzy padli ofiarą bolszewickiego terroru.
Jeżeli już potrzebny był w Polsce jakiś przejaw niezależnego życia politycznego to powinni byli to wykonać ludzie z kraju, natomiast rząd londyński powinien był pozostać strażnikiem polskiej niepodległości i świadectwem dla całego wolnego świata.
Problem polskiego rządu na uchodźstwie polegał na tym, że zarówno Sikorski jak i jego następca Mikołajczyk nie prowadzili polskiej samodzielnej polityki, ale byli całkowicie dyspozycyjni w stosunku do aliantów zachodnich.
A przecież dowody ich wiarołomności i oszukańczego stosunku do Polski zaistniały już w 1939 roku, Sikorski polował na „winowajców” klęski wrześniowej, ale nie wypomniał Francuzom ich zdrady i złamania warunków sojuszu wojskowego z Polską w podstawowym elemencie, jakim był obowiązek podjęcia ofensywy wszystkimi dyspozycyjnymi siłami w 15 dniu wojny. Okazał się też bardziej gorliwy od Francuzów w działaniach obronnych na terenie Francji i wygubił całą polską armię. Mikołajczyk kontynuował politykę Sikorskiego i zamiast tworzyć siłę zbrojną na terenie Polski koncentrował się na wspieraniu działań alianckich okazując im całkowite oddanie w obliczu ich oczywistej zdrady.
Trzeba przyznać, że możliwości manewru rządu na uchodźstwie były ograniczone, ale wykorzystanie silnej pozycji Polonii amerykańskiej dla prowadzenie akcji uświadamiającej na temat bolszewickiego zagrożenia w stosunku do całego świata ze szczególnym uwzględnieniem Stanów Zjednoczonych, było całkiem możliwe oczywiście bez bezpośredniego zaangażowania rządu polskiego.
Najważniejsze zaś było działanie w kierunku wzmocnienia Armii Krajowej, bowiem w Polsce a nie na frontach zachodnich mógł się rozstrzygnąć los Polski.
Oczywiste było też wsparcie planu Churchilla ataku na Europę od strony Bałkanów i szukanie porozumienia z Włochami i Turcją w celu przeciągnięcia ich na stronę aliantów. Takich możliwości było wiele, ale z żadnej z nich nie skorzystano zachowując się całkowicie biernie.
Mikołajczyk mógł się oczywiście tłumaczyć, że miał za mało czasu i skutki polityki Sikorskiego były nieodwracalne, ale przecież sprawował rządy przeszło rok od lipca 1943 roku do listopada 1944 roku
Ostatecznie jego powrót do Polski w 1945 roku był de facto alibi dla anglosaskiej zdrady i Churchill mógł udawać w Fulton, że jest zaskoczony stworzeniem „żelaznej kurtyny”, a przecież to on sam przyczynił się do jej powstania.
Można mieć uznanie dla osobistej odwagi Mikołajczyka, który zaryzykował własne życie wracając do Polski w 1945 roku, ale nie może to zmienić politycznej oceny jego postępowania.
Cała ta sprawa może nie warta była aż takich rozważań gdyby nie fakt nasuwających się nieodparcie analogii historycznych. Otóż współcześnie rząd warszawski nie prowadzi własnej polityki, ale jedynie posłusznie wykonuje polecenia swoich mocodawców, chociaż są one nie tylko niezgodne z polskimi interesami, ale wprost działają przeciwko Polsce.
A przecież współcześnie mimo wielu trudności sytuacja jest znacznie dogodniejsza aniżeli w czasie wojny i nakazem chwili ze strony polskiej jest tworzenie siły przeciwstawnej spiskowi niemiecko rosyjskiemu i hegemonii Niemiec na obszarze UE. Wymaga to dokonania wysiłków w kierunku stworzenia polskiej siły gospodarczej, politycznej i militarnej, a także nawiązywania kontaktów z krajami o podobnym położeniu i zagrożeniu w celu stworzenia nowego układu europejskiego.
W ciągu ostatniego ćwierćwiecza tylko raz za prezydentury Lecha Kaczyńskiego usiłowano przełamać stan biernego poddania się i zakończyło się to w Smoleńsku.
Wynika stąd lekcja, że gwarancją pomyślności działania w tym kierunku musi być całkowite odsunięcie od władzy rządzącego Polską układu służącego wrogim Polsce siłom.
3 komentarz