Piewcy naszego rozwoju, wolności i bezprecedensowego dobrobytu pieją niczym te kury w piosence Grzegorza Ciechowskiego. Porównanie o tyle adekwatne, że kury te, to były wiejskie kury, a na tej wsi rozwiniętej, pełnej tego dobrobytu grasują chłopy wielkorolne utuczone wspólnotowymi dopłatami i własną bezczelnością. Bo czy nie jest nią obsiewanie gruntów bez tytułu prawnego do nich i upominanie się o pieniądze z Unii?
Inni, czyli ci, którzy urodzili się w Polsce małomiasteczkowej musieli za chlebem wyemigrować ponieważ szybsza niż rozwój na ich prowincji była bieda, która ich dopadła. W miasteczkach na rubieżach północno-wschodnich, wschodnich i tych południowych populacja spada. Zostają emeryci z niecierpliwością wyczekujący terminu emerytury no i miejscowa elita, która dobrze się ulokowała i nadaje ton temu małomiasteczkowemu nieszczęściu. Dla nich rozwój, czyli awans społeczny pospólstwa to zagrożenie ich pozycji. Dobrze jest, jak jest nawet, jeśli uwierają trochę porównania z ich odpowiednikami na tzw. Zachodzie.
Główni beneficjenci 25 lat wolności to duże ośrodki miejskie ze swoją klasą metropolitalną (o politykach et consortes nie wspomnę) etatem w korporacji, mieszkaniami i samochodami na kredyt i z iluzją stabilizacji i dobrobytu. Co cwańsi spekulują czym się da i „pomnażają” inflacyjne pieniądze po cichu ładując do skarpety małe sztabki złota, bo przecież gwarancje bankowe gwarancjami, ale trzeba słuchać wyznawców kruszców, którzy wieszczą koniec tego spapranego świata. Przynajmniej jego finansowej i gospodarczej strony.
Na wspomnianej prowincji, maksimum rozwoju i innowacyjności, to fabryka inwestora spoza kraju, która magluje ludziom w niej zatrudnionym mózgi korporacyjnym czadem, i powtarzalną robotą składacza jakiegoś szajsu na taśmie. A że ten czad czadzi dowodem jest obowiązujące w nich prawo, w ramach, którego najwyższe standardy pracy, wytwarzania, zarządzania i czego tam jeszcze już sami nie wiemy godzą się swojsko z najniższą krajową.
Konkludując, ci którzy twierdzą, że się rozwijamy i bliski jest ten czas kiedy dogonimy ten Zachód zupełnie nie rozumieją procesów gospodarczych, czyli całej tej gry interesów politycznych, finansowych, korporacyjnych etc. Nie dogonimy. W każdym razie nie szybko. Najpewniej okaże się, że w momencie pojawienia się u nas polityków wizjonerów i fachowców znane nam podwaliny funkcjonalne świata właśnie się rozpieprzą. Rola, w której nas obsadzono, to nie rola na jeden, czy dwa sezony. To rola na czas trwania tego teatru dla gawiedzi, który prawdę o sobie skrywa za kulisą dla tejże gawiedzi niedostępną.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję
Jeden komentarz