Żyjąc we współczesnych nam czasach, często nie bardzo zdajemy sobie sprawę z mechanizmów, które naprawdę kierują nami i światem . Telewizja, radio, internet, wszystko to przyspiesza i wzbogaca nasz sposób postrzegania rzeczywistości, jej rozumienia, ale jednocześnie staje się coraz częściej także źródłem dezinformacji, w niejednym wypadku dobrze zaplanowej. Czy faktycznie jest to rezultatem istnienia jakiejś niemalże mistycznej i dobrze zakamuflowanej, w każdym społeczeństwie, elity, starającej się kontrolować społeczeństwo przed nadmierną wiedzą, która niejednokrotnie staje się zarzewiem konfliktu, czy też nawet wielkiej zmiany społecznej. Po co to wszystko?
Teorie naturalne, o powstaniu państwa czy też funkcjonowaniu jednostki, wskazują raczej, że jeśli popatrzymy na siebie jako kolejny gatunek zwierząt, to zarówno bardziej wyraźnie w przeszłości, jak i w obecnych nam czasach, rację biorą silniejsi. Czy to zwykła małostkowa międzyludzka rywalizacja, czy wojna pomiędzy dwoma zwaśnionymi państwami, czy ekonomiczna rywalizacja pomiędzy potężnymi korporacjami, efekt jest podobny. Oczywiście z tą różnicą, iż we współczesności, albo w bardziej cywilizowanym świecie jeśli ktoś woli, wiąże nas coraz bardziej umowa społeczna, a właściwie szereg różnego typu umów, które stoją na straży spokoju społecznego, ale jednocześnie stanowią również zdecydowanie bardziej skomplikowany środek przymusu, podziału i stratyfikacji społecznej, tak aby każdy znał swoje miejsce w szeregu i długość drogi na sam szczyt tej hierarchii. Z tego natomiast wynika, że to samo tyczy się większych zbiorowości, w tym państw. W tym kontekście możemy pisać o pozorach światowego ładu, czyli globalnym przepływie informacji, różnego typu kapitału i względnej sprawiedliwości czy równowadze sił, regulowanej przez różnego typu międzynarodowe organizacje. Unia Europejska czy NAFTA, wszystko to ma stworzyć pozory otwartości ekonomicznej, społecznej i kulturowej. Polacy, Meksykanie, Węgrzy czy Litwini, mogą patrzeć z uznaniem, politowaniem czy uśmiechem na twarzy, na niektóre rozwiązania systemowe, wysokorozwiniętych państw Zachodu, które mają przyciągnąć coraz większe rzesze nowych pracowników czy obywateli. Ale i tak wyjeżdżają…
Obserwując stagnację rozwojową słabszych państw, trudności w zmianie tego status quo, a także własne możliwości na rynku pracy, ludzie decydują się na opuszczenie rodzinnych stron i krajów. Wiedzie im się z różnym powodzeniem. Zbliżając się w pewnej mierze do obiektywnej oceny, czasami o braku powodzenia decyduje lenistwo lub mniejszy potencjał, a o sukcesie wysokie kwalifikacje i pracowitość albo koneksje rodzinno – koleżeńskie, dające kopa na wejściu, takiej szczęśliwej osobie. W każdym razie, na przykładzie Wielkiej Brytanii, możemy wymienić kilka czynników determinujących wybór tego właśnie kierunku – powszechność języka angielskiego na świecie w ekonomii, kulturze, jak i edukacji, stosunkowo niskie obciążenie fiskalne jednostki lub rodziny w stosunku do potencjalnych profitów, wysoko rozwinięty i sktuteczny system opieki społecznej, łatwy dostęp do ochrony prawnej i jej realność, opieka zdrowia na stosunkowo wysokim poziomie i tania, optymalne warunki do rozwoju i funkcjonowania przedsiębierczości w dłuższej perspektywie czasu. To sprawia, że także ogromna liczba Polaków wybiera właśnie Wyspy, jako kierunek swojej przyszłej egzystencji. Przy tym cała ta paplanina brytyjskich polityków o zatrzyamaniu polskiej czy innej imigracji, to tylko czcze gadanie politykierów, walczących o doraźne korzyści. Tak samo, jak dyskryminacja Polaków lub innych nacji przez Brytyjczyków, nie jest w stanie zatrzymać tego procederu. Wielka Brytania, Niemcy, czy USA, budują swoją przewagę demograficzną, ściągając coraz więcej wykwalifikowanych kadr, a także przyzwoicie wyszkolonych pracowników fizycznych. Przy tym najbardziej opłaca im się ściągać podobne kulturowo nacje, jak Polacy, Węgrzy, Litwini czy Łotysze. Nie widać przy tym żadnego zahamowania gospodarczego czy stagnacji. Polacy wpłacają do brytyjskiego budżetu o 34% więcej (wg ostatnich badań), niż pobierają z różnego typu benefitów. Przy tym spora część Polaków nie korzysta z pomocy społecznej, bo obawia się złego odbioru w powszechnej opinii lub problemów natury formalnej w przyszłości. A przecież ta pomoc społeczna to w większej mierze sprawnie funkcjonująca maszyna, na której straży stoi prawo. Otrzymane, przez beneficjentów pieniądze, wcale nie uciekają z Wysp, ale trafiają z powrotem do brytyjskiej gospodarki, w postaci chociażby opłat za wynajem mieszkań, czy w charakterze konsumpcji wewnętrznej, róznego typu dóbr, zasobów i potrzeb. Dodając do tego fakt, że brytyjskie poczucie przynależności narodowej, budowane jest od państwa (nie, jak chociażby w Polsce, od narodu), od pewnego poczucia, formalnego i nieformalnego, obywatelskości, to jest to przyczynkiem do wzmocnienia potencjału ekonomicznego Wielkiej Brytanii. Merkantylizm w czystej postaci. Kiedy, Fryderyk Wielki, prowadził podobną politykę, jawną lub podstępną, wobec I Rzeczypospolitej, również panowała zadziwiająca bierność. Tym razem jest może jeszcze gorzej, ponieważ ogół przyklaskuje czy to Niemcom, czy Brytyjczykom, w tych działaniach, a polski rząd z wyjątkową starannością je wspiera, starając się ze wszech miar upodlić ludziom życie w Polsce tak bardzo, aby wyjeżdzali jak najprędzej. Dlatego, jeśli ktoś się łudzi jeszcze, że w Polsce czy w innym państwie Europy Środkowo – Wschodniej lub Wschodniej, da się zbudować społeczeństwo obywatelskie czy silną gospodarkę, demokratycznymi metodami, to jest w głębokim błędzie. Polakom i Polsce potrzebny jest bat, bat i jeszcze raz bat. Albo Polski wkrótce nie będzie wcale, do czego zresztą dążą salonowe elity, kierując się racjonalną i nowoczesną oceną sytuacji, w swym mniemaniu, ale na pewno nie patriotyzmem.