Obserwując polską politykę, często można odnieść wrażenie, że nie ma w niej miejsca dla idei. Środowisko, które powinno być wrzącym tyglem walki światopoglądowej, już po pierwszym wnikliwszym spojrzeniu wygląda jak zwykłe bagno.
Przemieszanie najróżniejszych poglądów, oportunizm i najzwyklejszy koniunkturalizm tworzą mieszankę niezwykle mętną i cuchnącą.. Nasi posłowie, będący w przeważającej mierze ludźmi bezideowymi, skaczą z partii do partii lub kurczowo trzymają się, zdobytych na mocy przypadku stołków. Przynależność partyjna rzadko jest dziś wyznacznikiem poglądów. Częściej, rozpoznać można po niej środowisko z jakiego dana osoba się wywodzi lub ewentualnie luźny zespół zapatrywań jakim hołduje.
Dzisiejsza polityka ma to do siebie, że wszystko robi się w niej pod publikę. Merytoryczna wartość określonych pomysłów nijak się ma do ich popularności i właśnie pod jej kątem są one klasyfikowane. Potrzeba rozgłosu i zasady marketingu politycznego, dyktują warunki niesprzyjające zwycięstwu najlepszych. Sukcesy są przeważnie odnoszone przez najcwańszych i najbardziej elastycznych. Sprecyzowany i konkretny światopogląd jest tu często, choć nie zawsze, zawadą. Wyjątki potwierdzające regułę się zdarzają, a ludzie konsekwentni bywają czasem nagradzani. Zerknąć tu można w stronę Janusza Korwin- Mikkego, którego pięć minut właśnie nadeszło. Nie jestem tylko pewien czy przyzwoity jak na Jego ugrupowanie wynik w eurowyborach, nie był szczytem Jego możliwości. Konsekwencja z jaką głosi swoje poglądy, przysporzyła mu trochę poparcia, jednak znając temperament pana Korwina, ciężko wróżyć mu dłuższe sukcesy. Polityka wymaga umiejętności gry zespołowej, a z obozu KNP już dochodzą głosy o tendencjach odśrodkowych. Wywołane są one niewątpliwie autorytarnym sposobem sprawowania władzy przez prezesa.
Wycinanie każdego, kto zbyt wysoko wyrósł względem lidera jest stałą praktyką w naszym politycznym światku. Nie ma się czemu dziwić, bo zasada lojalności traci na znaczeniu wprost proporcjonalnie do wzrostu ważności danej osoby. Im kto wyżej, tym bardziej pogardza tymi na dole. Instrumentalne traktowanie współpracowników i wyborców jest normą. Co prawda hasło „honor to wierność” nie kojarzy się w świetle poprawności politycznej zbyt dobrze, to jednak nie sposób odmówić mu głębokiego sensu. Zaufanie i możliwość polegania na innych jest fundamentem społeczeństwa. Jest ono zapisane w naszych genach a każdy normalny człowiek czuje wewnętrzną potrzebę dotrzymywania umów i odwzajemniania przysług. Niestety wygląda na to, że aby sprawnie radzić sobie w polityce trzeba tego rodzaju ludzkie odruchy w sobie zwalczyć. Niedotrzymywanie obietnic wyborczych już wszystkim spowszedniało. Wspominanie o tym i obruszanie się zakrawa dziś na infantylizm. Niesłowność stała się w publicznym odczuciu błahostką. Co zrobić gdy powszechność jakiegoś postępowania czyni z niego normę? Postępki, jeszcze kilkadziesiąt lat temu skutkujące niezmywalną plamą na honorze i ostracyzmem otoczenia stały się dziś wybaczalne a ich sprawcy brylują na salonach. Przykładów nie trzeba długo szukać. Na myśl od razu nasuwa się pani Joanna Kluzik- Rostkowska i jej wielka podróż pomiędzy partiami. Co prawda PJN jest ugrupowaniem miałkim i nie wróżącym nadziei na przyszłość, ale jednak nieładnie jest w ten sposób zdradzać kolegów. Opuszczanie tonącego okrętu przez kogoś kto jeszcze do niedawna był jego kapitanem wygląda co najmniej dziwnie. Równie dziwnie wygląda przyłączanie się do środowiska wrogiego temu z jakiego się wyrosło. Ale cóż, tak to już jest.
Jestem w pełni świadomy faktu, że różnie w życiu bywa i ciężko jest dokonać rzetelnej oceny czyjegokolwiek postępowania. Nawet głupiec i złodziej ma swoją historie, a jego życie potoczyło się tak a nie inaczej z jakichś przyczyn. Te przyczyny nie zawsze są zależne od nas i nader często jesteśmy jedynie ofiarami bezlitosnego zrządzenia losu. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego rzesze tych nieudanych ofiar przypadku garną się do polityki i odnoszą w niej sukcesy. Jak to jest, że istnieje taka profesja, w której zachodzi aż tak wielka dysproporcja pomiędzy ludźmi wartościowymi a szujami. Czy to polityka ludzi deprawuje, czy po prostu jest jedynym miejscem, w którym pewne indywidua mogą się odnaleźć? Ten kto znajdzie odpowiedź na to pytanie powinien dostać nobla. Niestety raczej do tego nie dojdzie i tak długo, jak długo istnieć będzie demokracja dręczyć nas będą tego typu bolączki. Cała nadzieja w nas i naszym zaangażowaniu. Powtarzam to zawsze jak mantrę i będę powtarzał, że tylko świadome i aktywne społeczeństwo może wywalczyć sobie lepszy byt i mądrą władzę. Władzę, która wreszcie zacznie pełnić wobec ludu rolę służebną. Władzę, która bać się będzie podsłuchów jedynie z racji troski o tajemnice państwowe, a nie z powodu ordynarnej mowy i podejrzanych interesów załatwianych „pod stołem”.
Nie wiem już naprawdę co jest lepsze. Obrażający wszystkich wokoło ale szczery Korwin- Mikke czy, dla przykładu, stonowany ale knujący za kulisami Sienkiewicz. Zupełnie jak gdyby nie dało się inaczej i nie można było zebrać do kupy dystyngowanej postawy i szczerości, otwartości i kultury. Czasami wydaje się, że era przyzwoitości w polityce już minęła, że musimy pogodzić się z plebsem i wariatami na stanowiskach. Gdy w telewizji miano męża stanu przypisuje się Tuskowi opadają mi ręce. Beztroskie, ociekające wazeliną pseudo-dziennikarstwo wbija już tylko ostatnie gwoździe do trumny naszego społeczeństwa obywatelskiego. Zwani przez niektórych „ciemnym ludem” czy też „bydłem” wyborcy i tak pójdą i strzelą sobie w stopę przy urnie. Mam tylko nadzieję, że skład naszego parlamentu jest jedynie czasową aberracją, wynikającą, dajmy na to z przemian ustrojowych. Jeśli jest on jednak rzeczywistym odbiciem stanu naszego społeczeństwa, to pozostaje tylko usiąść i zapłakać.
Jarosław Gryń
Mam 34 lata. Mieszkam w Lęborku na pomorzu. Z wykształcenia jestem administratywistą. Ukończyłem Uniwersytet Gdański. Jestem żonaty i mam synka o imieniu Olaf. Moja małżonka ma na imię Aleksandra. Jesteśmy małżeństwem od dziesięciu lat. Moja rodzina jest najlepszym, co mnie w życiu spotkało :) Lubię pisać. Piszę co mi do głowy przyjdzie, począwszy od publicystyki a na poezji skończywszy. Pisanie to aktywność, która sprawia mi frajdę. Przekuwam swoje myśli w tekst, by podzielić się z Wami tym co czuję i jak widzę świat. Teksty są różne. Pomimo tego, że sprawiam wrażenie dość jednoznacznie określonego politycznie, nie radziłbym mnie szufladkować. Można się wtedy srogo pomylić.