W ciągu ostatnich 12 miesięcy frak wzmocnił się o 23%, podczas gdy jen wzrósł o 0,6%, a euro spadło o 3,65%, a USD aż o 11%
Szwajcarski frank wzmocnił się ostatnio znacząco nie tylko względem złotego, ale i euro, dolara i funta. W ciągu ostatnich 12 miesięcy frak wzmocnił się o 23% względem 10 kluczowych walut zawartych w Bloomberg Correlation-Weigted Index, podczas gdy jen wzrósł o 0,6%, a euro spadło o 3,65%, a USD aż o 11%. Ten efekt jest wynikiem nie tylko olbrzymiej antykryzysowej podaży głównych walut świata ale i danych gospodarczych wskazujących na odporność gospodarki Szwajcarii na zmniejszającą się konkurencyjność jej eksportu. Otóż mimo tej rekordowej aprecjacji lipcowa sprzedaż detaliczna wzrosła realnie w tym kraju aż o 7,4% w porównaniu z rokiem ubiegłym. Jeśli chodzi o pesymizm w Europie to jest on spowodowany oczekiwaniem przedłużenia się kryzysu na naszym kontynencie jak i dalszymi komplikacjami w funkcjonowaniu strefy euro w krajach peryferyjnych. W efekcie rekordowe wzrosty rentowności obligacji hiszpańskich i włoskich powoli powodują że inwestorzy zaczynając obawiać się o swoje inwestycje w tym regionie uciekają od euro w ogóle.
Zmiany w sile nabywczej w między głównymi walutami muszą mieć odbicie finansowe w bilansach tych którzy uczestniczą w spekulacjach walutowych. Mimowolną ich ofiarą stają się polscy kredytobiorcy którzy spekulując na kursie i oprocentowaniu PLN/frank szw. ponoszą koszty ostatnich zmian.
Zawirowania na polskim „podwórku” interesująco opisuje dzisiejszy artykuł redaktor Małgorzata Goss w Naszym Dzienniku:
„W WALUTOWYCH KLESZCZACH
Dramatycznie wysoki kurs franka szwajcarskiego wobec polskiej waluty uderza w setki tysięcy młodych rodzin spłacających walutowe kredyty hipoteczne. Podejmowane przez rząd próby umocnienia złotego zagrażają z kolei ucieczką miejsc pracy z Polski za granicę.
Frank szwajcarski niezmordowanie idzie w górę, bijąc kolejne rekordy. W poniedziałek kurs szwajcarskiej waluty wzrósł z 3,48 do 3,61 zł, wczoraj wahał się pomiędzy 3,63 a 3,65 zł, podnosząc ciśnienie 700 tys. kredytobiorców spłacających walutowe kredyty hipoteczne, najczęściej wyrażone we frankach.
– Wzrost kursu szwajcarskiej waluty to nie tylko problem wyższych rat do spłacania. Rośnie także wartość samego kredytu w przeliczeniu na złote, przy czym wartość nieruchomości zabezpieczonych hipoteką nie rośnie, a nawet spada – przypomina Janusz Szewczak, główny ekonomista SKOK. Jeśli ktoś wziął trzy lata temu kredyt hipoteczny na mieszkanie we frankach szwajcarskich na kwotę np. 200 tys. zł, dzisiaj, mimo trzyletniego okresu spłacania, kwota kredytu wzrosła do około 320 tys. zł, a równocześnie wartość kupionego mieszkania spadła do około 190 tys. złotych. Pomiędzy pierwszą a drugą wielkością wyrosła różnica 130 tys. złotych. Kto tę różnicę wyrówna – banki czy ich klienci?
– Banki tak konstruują umowy z klientami, aby oddalić od siebie ryzyko ewentualnych strat – twierdzi Jerzy Bielewicz, prezes Stowarzyszenia "Przejrzysty Rynek". – Jeśli wyrasta "dziura" pomiędzy wartością kredytu i hipoteki, bank może żądać od klienta dodatkowego zabezpieczenia, np. objęcia hipoteką drugiego mieszkania. Może także domagać się od klienta ubezpieczenia kredytu, przy czym koszty takiego ubezpieczenia są znaczne i rosną wraz z powiększaniem się owej "dziury". Bank może wreszcie wypowiedzieć umowę z klientem, nawet gdy ten spłaca raty, albowiem w umowach z bankami figurują klauzule o prawie do wypowiedzenia umów w razie nadzwyczajnej zmiany warunków – wyjaśnia Bielewicz. W takim wypadku bank windykuje i sprzedaje zadłużone mieszkanie, z uzyskanej kwoty pokrywa część kredytu, a w pozostałej części – klient pozostaje dłużnikiem. Windykacja to jednak ostateczność, ponieważ banki doskonale zdają sobie sprawę, że odzyskanie całości kredytu bez zabezpieczenia hipotecznego jest w praktyce niewykonalne i skończy się stratami po stronie banku.
Na Węgrzech rząd premiera Viktora Orbána, przewidując spiralę wzrostu kursu franka, już dwa miesiące temu wziął pod opiekę obywateli zadłużonych w hipotecznych kredytach walutowych we frankach szwajcarskich. Przez najbliższe lata będą oni spłacać kredyty po zamrożonym, stałym kursie, a spłata kwot wykreowanych wskutek wzrostu wartości franka została przesunięta, przy czym uzyskają na to kredyt preferencyjny, niskooprocentowany i gwarantowany przez państwo.
Kłopoty z drogim frankiem przeżywają nie tylko zadłużeni w kredytach walutowych klienci z Europy Środkowej, lecz do pewnego stopnia i sami Szwajcarzy. Wysoki kurs walutowy czyni ich gospodarkę mniej konkurencyjną i wspiera import kosztem eksportu. Niemniej po ogłoszonych ostatnio dobrych danych na temat rosnącej sprzedaży detalicznej w Szwajcarii nie należy się spodziewać interwencji na rynku walutowym ze strony szwajcarskiego banku centralnego, zwłaszcza że podejmowane w ostatnich latach próby interwencji nie zdołały zahamować żywiołowej aprecjacji szwajcarskiej waluty.
– Wprawdzie wysoki kurs może negatywnie oddziaływać na eksport, ale daje jednocześnie Szwajcarii olbrzymie możliwości taniego finansowania inwestycji – zwraca uwagę dr Cezary Mech, finansista. – Nie martwmy się zatem o Szwajcarów, martwmy się o Polskę – dodaje. Jego zdaniem, państwo, a zwłaszcza regulator rynku finansowego, jakim jest w Polsce Komisja Nadzoru Finansowego, nie dopełniło obowiązku ostrzeżenia polskich obywateli w czasie, gdy ci, pod wpływem kampanii reklamowej, ruszyli masowo po kredyty hipoteczne we frankach szwajcarskich.
– Jeśli ktoś bierze kredyt hipoteczny w innej walucie niż ta, w której zarabia, to tak jakby umieścił ogromną kwotę pieniędzy na giełdzie i spekulował nią na rynku walutowym, dając jako zabezpieczenie własny dach nad głową – tłumaczy finansista. – To, że kredyty walutowe są niżej oprocentowane, nie zawsze oznacza, że są tańsze – podkreśla.
Problem kredytów walutowych, jak twierdzi, jest groźny nie tylko dla klientów, ale również dla państwa. Rzecz w tym, że jeśli ludzie przestaną spłacać kredyty, sektor bankowy poniesie straty. I niewykluczone, że będzie wymagał pomocy państwa, czyli wszystkich podatników.
Pętla zadłużenia walutowego ma także inny negatywny skutek. – Ostrzegałem od lat, także na łamach "Naszego Dziennika", że emitując zadłużenie zagraniczne, powodujemy, iż powstaje presja społeczna i polityczna na umocnienie złotego. A mocny złoty oznacza ucieczkę miejsc pracy z Polski za granicę – przypomina dr Cezary Mech.”