I stało się. Wystartowałem. No przyjdzie mi się tłumaczyć. Tłumaczyć przed rodziną, że taki dorosły a takie zabawy mu w głowie. Tłumaczyć przed tzw. „opinią publiczną”, że karierowicz i chce tu na naszych plecach…, itd
I stało się. Wystartowałem: http://www.prawybory.net/sejm,rzeszow . No przyjdzie mi się tłumaczyć. Tłumaczyć przed rodziną, że taki dorosły a takie zabawy mu w głowie. Tłumaczyć przed tzw. „opinią publiczną”, że karierowicz i chce tu na naszych plecach…, itd. Pal licho przeżyję. Jednak będę musiał się wytłumaczyć przed zwolennikami „wolności gospodarczej” dlaczego nie popieram postulatu „Ograniczenia kompetencji państwa i administracji w zakresie prowadzenia działalności gospodarczej”. Dałem NIE i jakby była możliwość to zrobiłbym to z wykrzyknikiem.
Ponieważ kilka razy już na ten temat pisałem przy okazji wypowiadania się w kwestii rzeczywistej a nie deklaratywnej społecznej gospodarki rynkowej nawiąże do mojej notki http://nikander.nowyekran.pl/post/21622,partycypacja-pracownicza-echa-przeszlosci-czy-perspektywa-rozwoju Podałem tam konsternację jaką dla przedstawicieli Volvo była wizyta w Toyocie i uzyskana tam informacja, że przeciętnie jeden pracownik zgłasza tam około 48 propozycji usprawnień rocznie. Jak oni to robią?, Przecież to niemożliwe!
Odnosząc się do warunków polskich to ratować nas może jedynie heurystyka czyli myślowa spekulacja. Proszę sobie wyobrazić, że jest jakieś polskie przedsiębiorstwo inne od hipermarketu, szrotu, szmateksu, montowni czyli przedsiębiorstwo zaawansowanej technologii, które musi się utrzymać na rynku i ma pełną świadomość zagrożeń. Załóżmy jeszcze, że przedsiębiorstwo to ma cywilizowaną kadrę kierownicza, która próbuje tego zaplecza dla konkurencyjności szukać w sercach i umysłach swoich pracowników. Zaczyna apelować o sugestie usprawnień, o redukcję kosztów, itd. Jak myślicie, z jakim odzewem załogi ta kadra by się spotkała? Czy znalazły się ktoś kto z własnej woli zechciałby wczuć się w sytuację firmy i wesprzeć ją dodatkowym potem swych szarych komórek?
Już ponad ćwierćwiecze temu wiedzieliśmy, że to daremny trud. Nazywało się to procesem „feudalizacji” załóg. Nasza chata skraja… Czy coś się zmieniło? – nic! Owszem, na choroby pracy skutecznym lekarstwem miał być strach przed jej utratą. Jednak od trzęsących się portek trudno oczekiwać poprawy wskaźników ekonomicznych i wzrostu konkurencyjności.
Jaki to ma związek z wolnością gospodarcza? – ano ma. Takie gospodarcze pospolite ruszenie może nastąpić jedynie wtedy, gdy prawo państwowe wsadzi zarówno pracodawcę jak i pracobiorcę na jeden wózek. Służy temu zarówno uwłaszczenie na pracowniczym majątku produkcyjnym jak i partycypacja polityczna w organach zarządu.
Tylko proszę mi teraz nie wypisywać, że Japończyk ma inną mentalność. Aby nie było racjonalnych zachowań załogi na irracjonalne oczekiwania właścicieli trzeba ruszyć głową. Ruszyć głową i sprawić, aby od strony legislacyjnej to NOWE było możliwe. A może musi wrócić "państwowe", aby było jak w większych firmach japońskich.
Rejestruj się, aby te zmiany było z kim przeprowadzać. Mało nas.
ps.
zapraszam do mnie: tutaj