Wymarsz I kompanii kadrowej w dniu 6 sierpnia 1914 roku z krakowskich Oleandrów był rzeczywiście początkiem polskiego uczestnictwa w tej wojnie.
Piłsudski przypisywał temu wydarzeniu znaczenie historyczne, w czym się nie mylił o tyle, że w niepodległej Polsce po roku 1926 corocznie uroczyście obchodzono rocznicę wymarszu nadając obchodom rangę święta ogólnonarodowego.
W prawdzie Piłsudski widząc ogromny tłum „legionistów” miał oświadczyć, „ że gdybym tylu miał was w legionach to mógłbym dokonać znacznie więcej niż tylko odzyskać niepodległość Polski”.
Złośliwi powiadali, że na obchody rocznicy 6 sierpnia I brygada legionów jechała I klasą pociągów, II brygada II klasą, III brygada III klasą, a „IV brygada” to już tylko salonkami i wagonami specjalnymi. „IV brygadą” nazywano tych, którzy wprawdzie faktycznie w legionach nie byli, ale którzy podszywając się za legionistów porobili wielkie kariery.
Przypomina to kariery niektórych „działaczy” solidarnościowych.
Udział polskich formacji wojskowych w tamtej wojnie nie ograniczał się tylko do Legionów Polskich powstałych w zaborze austriackim, ale też obejmował też zabór rosyjski z legionem puławskim, a następnie polskimi korpusami powstałymi po lutowej rewolucji w 1917 roku i innymi formacjami.
Największa polska formacja powstała we Francji, jako „błękitna armia” pod dowództwem generała Hallera.
Prawdę mówiąc inicjatywa Piłsudskiego i późniejsze powołanie legionów nie wzbudziło większego zainteresowania nie tylko w międzynarodowym znaczeniu, ale nawet wśród polskiego społeczeństwa, był to powód wielkiego rozczarowania Piłsudskiego i okazja do treści legionowej pieśni wypominającej rodakom ich obojętność.
Znaczenie legionów można było ocenić dopiero w chwili tworzenia polskiego wojska w okresie walk o granice odzyskanego państwa, ale i przedtem polska inicjatywa po stronie państw centralnych wywołała kontrakcję po stronie aliantów.
Możliwość zorganizowanie milionowej polskiej armii walczącej z Rosją stwarzała niebezpieczeństwo zwolnienia z tego frontu znacznych sił niemieckich i zagrożenie dla Francji. Stąd Francuzi, wierni alianci Rosji, byli zmuszeni do uznania Polskiego Komitetu Narodowego i zezwolenia na tworzenie polskiej armii we Francji nadając nie istniejącej jeszcze Polsce miano alianta.
Nieoczekiwanie inicjatywa Piłsudskiego po stronie austriackiej, o co niektórzy mają do niego pretensje, okazała się pociągnięciem genialnym i skoro zaowocowała kontrakcją po stronie aliantów zbędne było dalsze angażowanie się po stronie przegrywających państw centralnych, tym bardziej, że pokój brzeski ujawnił antypolskie nastawienie Niemców.
Legiony polskie, niesłusznie nazywane „legionami Piłsudskiego” były w istocie kuźnią kadr polskiego wojska, a szczególnie I brygada dowodzona przez brygadiera Piłsudskiego / taki stopień wojskowy występujący w armii austriackiej nadała mu naczelna komenda legionów/.
I rzeczywiście, wprawdzie w pierwszych latach istnienia państwa polskiego w okresie walk o granice i wojny bolszewickiej oficerowie legionowi stanowili niewielki odsetek korpusu oficerskiego, to w miarę upływu lat, a szczególnie po roku 1926 nabierali coraz większego znaczenia.
Wśród dowódców wojska polskiego w wojnie 1920 roku tylko dwóch z I brygady zajmowało czołowe stanowiska, Śmigły – Rydz, jako dowódca armii i Sosnkowski, jako minister spraw wojskowych.
Natomiast przed samą wojną po odejściu wielu wojskowych wywodzących się z obcych armii, „kondotierów” jak nazywali ich legioniści, wojsko zostało oddane niemal bez reszty dowództwu pochodzącemu z legionów, a szczególnie z I brygady.
Poza generalnym inspektorem sił zbrojnych i naczelnym wodzem w kampanii wrześniowej marszałkiem polski Edwardem Śmigłym – Rydzem w służbie czynnej było dwóch generałów broni na stanowiskach inspektorów armii: Kazimierz Sosnkowski i Leon Berbecki, nota bene żadnemu nie powierzono dowództwa na szczeblu armijnym w kampanii wrześniowej, Sosnkowski otrzymał wprawdzie w trakcie walk komendę „frontu południowego”, formacji która praktycznie nie istniała. Usiłował z niewielkimi siłami przebić się do Lwowa, ale mu się to nie udało i ostatecznie przedzierał się w końcu września na Węgry.
Ponadto z generałów dywizji wywodzących się również z I brygady Orlicz – Dreszer zginął w wypadku lotniczym, Sławoj – Składkowski został premierem, Kasprzycki / dowódca I kompanii kadrowej/ – ministrem spraw wojskowych, Wieniawa – Długoszowski ambasadorem w Rzymie, pozostali pełnili funkcje inspektorów armii: Dąb – Biernacki, Bortnowski, Fabrycy, Piskor, Norwid – Neugebauer, Burhardt – Bukacki. Dowództwami armii zostali obdarzeni pierwsi czterej, pozostałym powierzono funkcje szefów misji wojskowych w Anglii i Francji.
Z nielegionowych generałów dywizji pozostało w czynnej służbie jedynie dwóch Rómmel i Kutrzeba – obydwaj dowodzili armiami.
Odrębną pozycję zajmował generał dywizji Władysław Sikorski, wprawdzie wywodził się z naczelnej komendy legionów, ale przez legionistów był zawsze traktowany niechętnie, a szczególnie przez I brygadę, dowodził V armią, która odegrała kluczową rolę w bitwie warszawskiej 1920 roku.
W roku 1926 był inspektorem armii i dowódcą DOK VI we Lwowie, ale nie włączył się do walk po żadnej stronie, mimo to został wyłączony z pełnienia jakichkolwiek funkcji zajmując dość dziwne stanowisko „generała do dyspozycji”. Wykorzystywał swoją bezczynność będąc równocześnie w służbie czynnej i pobierając inspektorską pensję, do działań politycznych i publicystycznych.
Nie otrzymał przydziału w 1939 roku, ale odmówił objęcia dowództwa osamotnionych jednostek wojskowych, które się do niego o to zwróciły. Może to być traktowane, jako odmowa powinności wojskowej w warunkach wojny.
Z generałów brygady funkcje dowódcze większych ugrupowań pełnili:
– Przedżymirski – Krukowicz dca armii „Modlin”, Młot – Fijałkowski dca samodzielnej grupy operacyjnej „Narew” oraz dowódcy grup operacyjnych Grzmot – Skotnicki, Knoll – Kownacki, Jagmin – Sadowski, Boruta – Spiechowicz, Kruszewski i Dreszer. Już w trakcie walk powierzono równorzędne dowództwa Złom – Langnerowi – obronę Lwowa, Olszyna – Wilczyńskiemu – Grodna i Orlik – Rueckemannowi.
Z I brygady pochodzili również dwaj wiceministrowie spraw wojskowych – Głuchowski i Litwinowicz oraz większość dowódców okręgów korpusów: Olszyna – Wilczyński, Karaszewicz – Tokarzewski, Trojanowski, Narbut – Łuczyński, Popowicz, Złom – Langner, Smorawiński, Knoll – Kownacki.
Bardzo ważne stanowisko szefa sztabu głównego, pełnione poprzednio przez generałów dywizji Stanisława Hallera i Burhardt – Bukackiego zostało przed wojną powierzone generałowi brygady Wacławowi Stachiewiczowi również z I brygady, ale nie posiadającemu wystarczającego doświadczenia i stażu.
Z nielegionistów poza wymienionymi dowódcami armii powierzono dowództwo kluczowej armii Kraków generałowi brygady Antoniemu Szylingowi, a ponadto dowództwa grup operacyjnych i równorzędne generałom brygady: Bołtuciowi, Thommee, Czumie i w końcowej fazie walk Kleebergowi.
Dowódcy wielkich jednostek w przeważającej liczbie też wywodzili się z legionów, w ten sposób sprawdziły się słowa Piłsudskiego skierowane do I kompanii kadrowej, że stanowi ona kadrę przyszłego wojska polskiego.
Pominięcie wielu wybitnych dowódców nie pochodzących z legionów było w części uzasadnione ich wiekiem, jednakże znaczna część z nich nadawała się do służby posiadając niezaprzeczalne walory, uznaje się na przykład za niepowetowaną stratę rezygnację ze służby na stanowisku szefa sztabu generała Stanisława Hallera.
Ocena postawy kadry dowódczej w kampanii wrześniowej 1939 roku jest utrudniona faktem, że postawiono jej praktycznie zadania niewykonalne. Rydz szczupłymi siłami chciał bronić wszystkiego i w tych warunkach nie było możliwości obronienia niczego, ale niektórzy dowódcy mimo to wypełnili swoje zadanie do końca. Tak się składa, że byli to przeważnie dowódcy nie wywodzący się z legionów jak kontradmirał Unrug – dowódca obrony wybrzeża morskiego, gen. Czuma w Warszawie, gen. Kleeberg – dowódca samodzielnej grupy operacyjnej „Polesie”, gen. Thommee w Modlinie.
Wymienia się też powszechnie dowódcę armii „Poznań” gen. Tadeusza Kutrzebę, jednakże niezależnie od zasług zabrakło mu żołnierskiego instynktu, który nakazuje iść w kierunku bitwy. Już w drugim dniu wojny zarysowała się okazja do uderzenia w nieosłonięty bok „miękkiej” armii Blaskowitza atakującej armię „Łódź”. Takie uderzenie wykonane jak najszybciej i możliwie największymi siłami mogło spowodować rozbicie armii niemieckiej zanim do bitwy wkroczyłyby siły pancerne i lotnictwo. Kutrzeba podjął taką akcję, ale bardzo spóźnioną tracąc czas na uzgodnienia z naczelnym dowództwem i nie angażując wszystkich dyspozycyjnych sił. Pozwoliło to Niemcom na ściągnięcie dostatecznej siły i mimo początkowych sukcesów bitwa nad Bzurą zakończyła się klęską.
Wielu dowódców polskiej armii pochodzenia legionowego należycie wypełniło swój żołnierski i dowódczy obowiązek, ale też wielu nie spełniło pokładanych w nich nadziei. Najgorzej chyba wypadł Dąb – Biernacki dowódca największej polskiej armii w kampanii wrześniowej „Prusy”, który stracił ją po fatalnym dowodzeniu, a potem porzucił udając się do Rumunii.
Niezależnie od roli kadry dowódczej w wojsku legioniści z I brygady znaleźli się w czołówce ekipy rządzącej Polską, wystarczy wymienić premierów: – Piłsudskiego, Sławka, Prystora, Świtalskiego, Zyndram – Kościałkowskiego i ostatniego –Sławoj – Składkowskiego, licznych ministrów ze szczególną rolą Becka – depozytariusza polityki zagranicznej Piłsudskiego.
Ich wysiłki w kierunku uzdrowienia polskiego życia publicznego i próby budowy Polski mocarstwowej wiązały się jednak ze zjawiskami negatywnymi ograniczania zakresu swobód obywatelskich.
Opozycja zarzucała „sanacji”, czyli obozowi Piłsudskiego brak przygotowania do wojny i zbytnią wiarę w zawarte przez nią traktaty, ale trzeba przyznać, że i opozycja nie przewidziała biegu wypadków, a szczególnie spisku niemiecko – bolszewickiego i oczywistej zdrady naszych sojuszników.
W przygotowaniach do wojny zabrakło też czasu, przewidywano bowiem że Niemcy gotowe będą do agresji nie wcześniej niż około 1944 roku.
W zasadzie tragiczny bieg wypadków dla Polski nie przewidziała opozycja, ale odsunięty od władzy sztandarowy przedstawiciel obozu piłsudczykowskiego – Walery Sławek i to było przyczyną jego samobójczej śmierci, a nie świadomość osobistej klęski.
Krótkie, bo zaledwie niespełna dwudziestoletnie rządy w Polsce pokolenia legionowego zakończyły się tragicznie, ale gdyby były sprawowane przez inne formacje polityczno wojskowe to w tej konfiguracji układów politycznych, jakie zaistniały w Europie w latach trzydziestych ubiegłego wieku, to i tak katastrofa była nieuchronna.
Nikt ani z obozu rządzącego ani z opozycji nie przewidział biegu wypadków i nie opracował programu zapobieżenia największemu nieszczęściu, jakie nas spotkało.
Ówczesny świat zawalił się w gruzy nie tylko w Polsce i można by wysnuć smętną refleksję, po co był cały ten trud począwszy od wymarszu I kadrowej.
Z doświadczeń mojego pokolenia mogę jedynie stwierdzić, że cały ten trud złożył się na sukces wychowania kilku pokoleń polskich, które po dzień dzisiejszy czerpią natchnienie z postawy ludzi, którzy 6 sierpnia 1914 roku wyruszyli z Oleandrów żeby walczyć o wolną Polskę nie oglądając się na akceptację polskiego społeczeństwa.
Jest jeszcze jeden aspekt tej historii, a mianowicie czy gdyby w Polsce przed wojną rządzili nie piłsudczycy, a układ przedmajowy czy uniknęlibyśmy klęski?
Obawiam się ze nie tylko nie uniknęlibyśmy jej, ale ponadto groziło nam pogrążenie się w niemocy walk partyjnych i kurczowe trzymanie się sojuszu z Francją.
Alternatywą mogło być zwycięstwo radykalnego obozu narodowego i pójście wraz z Niemcami na wojnę z bolszewikami, czyli powtórka z roli, jaką wyznaczono „królestwu polskiemu” powstałemu z łaski dwóch cesarzy w czasie I wojny światowej.
Jedno jest pewne, po stronie opozycji antysanacyjnej nie było w Polsce człowieka, który byłby w stanie podjąć decyzje o charakterze przełomowym nie licząc się z opinią społeczeństwa, a takie decyzje były potrzebne dla uratowania nas od niechybnej klęski.
Wejście Polski do I wojny światowej zapoczątkowane wymarszem kadrówki zainicjowało proces tworzenia polskiego niepodległego państwa, które zdołało wywalczyć granice w zwycięskich wojnach i w ciągu niespełna dwudziestu lat stworzyć organizm państwowy mogący służyć obecnie, jako niedościgniony wzór.
Było to, bowiem niezawisłe państwo polskie, które mimo wielu błędów i kolosalnych trudności obiektywnych miało osiągnięcia na skalę historyczną. Dzisiaj po upływie ćwierci wieku od chwili upadku PRL daleko nam do tej pozycji, jaką wywalczyli nasi antenaci i dlatego mając na względzie obowiązek kontynuowania walki o niepodległość musimy stale przypominać o tych faktach historycznych, które wówczas przywróciły nam niepodległość i ich twórcach.