Wstałem i wyłączyłem radio, z którego akurat płynęła jakaś agitka, niby nie wyborcza, a tylko ponoć informacyjna. Za mało mam pojemności na tyle informacji.
Ja wiem, że Tusk jest rudy i fałszywy, że jest śmierdzącym leniem i kłamcą i wiele osób zaczyna go pomału mieć dość.
Pamiętam bilbordy z kampanii wyborczej, bodajże w 2005 roku, a szczególnie jeden zapamiętałem, ten, na którym Tusk „występował” w niemieckim mundurze. Muszę przyznać, że nawet dobrze mu w nim było – był elegancki, prawie jak niemiecki oficer.
I tak sobie myślę, że on, Tusk mógłby zagrać w drugiej części „Stawka większa niż życie”.
Po pierwsze, ma chłopina doświadczenia w grze o naprawdę wysokie stawki, a gdyby pokusić się i dodać, że życiem szafuje jak zdesperowany gracz na haju, przy stoliku zasnutym czerwonym suknem wrzuca do puli 96 żetonów. Hazardzista.
Ale on, Tusk, taki bardzo zarobiony jest. Rano biega razem z ochraną, potem skoczy do sejmu, gdzie się przeniósł na stałe, aby mieć baczenie – dobrze wie ile kosztuje nie manie baczenia „Panowie, policzmy głosy” w „Nocna zmiana”, potem jakiś wyjazd do Brukseli – nie musi się już szarpać z tym cholernym kaczorem o miejsce w samolocie (jeden kazał zezłomować) ani wyrywać sobie krzesła i robić dobrej miny do głupiej gry. A tak w ogóle, to szlag go trafia, że jemu, Donaldowi mógł taki Lechu z Jarkiem zarąbać tego osobistego kaczora.
Przecież nawet małe dziecko wie, że kaczor to Donald.
No, ale z tego co wiem, to raczej takiego serialu nikt już nie nakręci, przecież jest wiele więcej lepszych tematów, które idealnie nadają się na fabułę dobrego filmu, a nie jakiegoś tam kolejnego gównianego serialu z Mroczkami i Cichopek w roli głównej, tematów na porządny film sensacyjny, polityk-fiction, coś na wzór „Ojca Chrzestnego” jest tyle, że reżyserów brak i miejsc rozgrywania akcji też. No chyba że jakoś latem w przerwie wakacyjnej sejmu, ale w tak krótkim czasie to aktorzy nawet nie zdążą się roli naumieć i zanim reżyser, dajmy na to, taki Wajda skręci pierwszą setkę, to już 360 amatorów diet poselskich wepchnie się tam znowu, aby kręcić swoje lody, a lody to są: gałkowe, włoskie, amerykańskie i takie w wiaderkach i pojemnikach, o ruskich lodach nie słyszałem, ale pewnie jakieś są. Chyba nie zajadają się soplami z Syberii, ale u nich to nigdy nic do końca nie jest pewne.
O! I w takim, ojcem chrzestnym mógłby zostać np. dr J. Jaskiernia. Tak, tak, ten sam, do którego z zapytaniem wystąpił niejaki magister Aleksander Kwaśniewski z prośbą o wykładnię prawną, czy pytający, który kierował na uczelni młodzieżową organizacją, ma wykształcenie wyższe, czy go nie ma.
Ale nie o wykształcenie w końcu idzie. Znam dziesiątki ludzi, którzy sobie dyplom kupili na bazarze Różyckiego w Warszawie, znam dziesiątki osób, w tym większość, to osoby tzw publiczne, którzy pokończyli, za tej Polski, partyjne uczelnie robiąc w roku dwa, albo nawet trzy.
I tutaj niczym nie ustępują te partyjne kacyki którejkolwiek opcji politycznej (dla mnie, zwykłego zjadacza chleba, to i tak jedno wielki bagno, taka kupa zawinięta w kolorowy papier i przepasana wstążką z nazwą partii i psiknięta ruskim, niemieckim, albo amerykańskim dezodorantem; tylko ludowcy skrapiają się gorzałką własnej produkcji – bimbrem) tamtym uczelniom WUML, które dały tytuły i dyplomy magistra.
I po co oni, znaczy się ci po 89′ rozbierali tamte magistraty? Przecież nie było aż tak źle, a z perspektywy czasu wychodzi na to, że wtedy było znacznie lepiej.
Do takiego magistratu mógł człowiek pójść prosto z ulicy, mógł się tam udać robotnik w gajerku obślizłym od smaru, rolnik w gumofilcach ze swojskim oborowym dekorem i takim samym zapachem – jednym słowem mógł iść każdy i sprawa była zawsze pozytywnie rozpatrzona.
Dajmy na to taka kobieta, co to miała ze trójkę dzieci, a ten jej chłop mimo, że kochał tę swoją babę i te dzieciaki jak swoje, to kochał też wystawać za piwskiem – a, że czasy były takie jakie były (promocja alkoholu totalnie leżała), to zanim obrócił w kolejce te dwa razy i nim wypił te upragnione dwa kufle piwa zrobiło się szaro, a nawet i ciemno – a wiadomo jak ciemno, to mógł się przewrócić i zgubić ślubną obrączkę, nie mówiąc już o wypłacie.
No, to taka kobieta, jak już wspomniałem, mogła pójść na skargę do magistratu, czy jak ktoś wolał białego/czerwonego domku i wyżalić się, broń Panie Boże na system, bo jak wiadomo był to jeden z najlepszych systemów, pożaliła się tylko na to, że jej chłop jakiś taki dobry, a mimo to niemota, co nie ma dość zaparcia i sił, aby donieść wypłatę do domu.
No i taki urzędnik w magistracie to od ręki zadziałał – kobieta od następnego dziesiątego osobiście odbierała wypłatę z zakładu, a chłop dostawał tylko pasek z tej wypłaty i salwy śmiechu od współpracowników. I co, źle było?
A dziś do kogo można pójść? A jak już się ktoś odważy to zaraz idzie zastrzelić takiego, dajmy na Rosiaka. Żadnej kultury psia mać.
Wtedy, to nawet do kultury też dopłaty były i kultura była na jakimś tam poziomie panie.
A sztuka jaka była, to każdy pamięta, a jak nie pamięta, to polecam PKF w ramach przyspieszonego kursu szkolenia z epoki zwanej PRL.
Rozgrzebałem się w literkach niczym kura w grządkach przy domu, a miało być o polskim Corleone, bo – jak już wzmiankowałem – Tusk w Klossie raczej nie zagra.
No chyba, że minister od kultury, wielki posiadacz ziemski i najemca kamienicy w centrum Wrocławia za 360 złotych (słownie: trzysta sześćdziesiąt złotych za całą kamienicę, zdjęcie podrzucę później) starym dobrym gospodarskim sposobem odłożył trochę kasy na czarną godzinę, na czas jak PiS ich wypierdoli z hukiem na zbity pysk. Uciułał tych kilka dużych baniek, by jakiś film kolesiów nakręcić i to niekoniecznie na cmentarzu, a dajmy na to w Hali 100 lecia, czy jak to się mówi Ludowej, no to Tusk może w tym filmie zagra jakiegoś tam frajera.
Coś mi się wydaje że tak samo cienko skończy jak Miller, a może być jeszcze gorzej. Miller w ruskim mundurze wygląda o niebo gorzej niż Tusk w niemieckim. To tyle jeśli idzie o sorty mundurowe i reprezentowanie właściwej nacji.
(…)
Polski don Corleone, dr J.J. rozłożył PKP totalnie, a trzeba przyznać, że zrobił to niesamowicie sprytnie. No, ale czemu się dziwić skoro jeszcze bardziej sprytnie zagrał przy aferze hazardowej Nr 1, którą skręcili ludzie magistra,czyli fachowcy tej właściwej polskiej mafii gospodarczej.
Chłopcy z Po, to cienkie bolki przy tych po szkołach WUML i szkoleniach KGB.
Rozwinięcie tego tematu znajdzie się w kolejnej części „Przykazanie dwunaste – kradnij i nie daj się złapać”