Nie da się pogodzić Cezarego Mecha z Jerzym Wawro
Kiedyś Jerzy Wawro zmusił mnie, abym powołał się na materiały mówiące o finansowych aspektach partycypacji pracowniczej, gdyż notkę napisałem „z głowy”. Poleciłem mu książkę Petera Druckera o oryginalnym tytule „The Unseen Revolution: How Pension Fund Socialism Came to America”(Niewidoczna rewolucja: Jak socjalizm pod postacią funduszy emerytalnych wkroczył do Ameryki)(1976r). Kiedyś (w latach 80-tych) kilka cytatów z niej, między innymi“…If “socialism” is defined as “ownership” of the means of production by workers” – and this is both the orthodox and the only rigorous definition – then the United States is the first truly “socialist” country…”(Jeśli socjalizm jest definiowany jako własność środków produkcji przez pracowników i jeśli jest to zarówno ortodoksyjna jak i rzeczywista definicja – to Stany Zjednoczone są rzeczywiście pierwszym państwem socjalistycznym” dawały szansę na „lepszy socjalizm” i nie raziły ucha partyjnego betonu. Peter Drucker podaje, że w owym czasie w rękach pracowników było ponad 35% kapitału produkcyjnego. Tego cytatu często używano w TNOiK i RSTK.
Ważne było kilka aspektów:
po pierwsze, Peter Drucker jako specjalista od organizacji nie traktował własności pracowniczej w kategoriach doktrynalnych a pragmatycznych. Bez własności pracowniczej nie wyobrażał sobie bowiem zwiększenia produktywności amerykańskiej gospodarki i zbudowania „owner & worker coalition” (koalicji właścicieli z pracownikami) dającej spokój społeczny.
po drugie, książka była wydana wcześniej zanim ukształtowały się instytucjonalne formy własności pracowniczej jak ESOP i funduszy emerytalnych jak 401(k), 403(b), IRA czy Keogh
po trzecie, znacznie poszerza pogląd na praktyczne rozwiązania funkcjonowania własności pracowniczej (których dolicza się ponad 70) i opisuje perypetie jakie miały niektóre firmy wprowadzając plany własności pracowniczej (np. plan Charliegie Wilsona w GM na początku lat 50-tych) no cóż, nie tylko wyznawcom Korwina Mikke wszystko kojarzy się z socjalizmem i Wilson musiał swojej koncepcji bronić w sądzie.
własność pracownicza występowała więc u niego w czystej organizacyjnej i motywacyjnej formie.
Podczas szperania w internecie, czy czasem nie pojawiło się polskie wydanie tej książki, zauważyłem, że nie jest to książka mająca li tylko historyczne znaczenie.
Zdaje się, że ostatnim prezydentem doceniającym znaczenie własności pracowniczej był Ronald Regan. Później organizatorski aspekt własności pracowniczej schodził na plan dalszy. Złożyło się na to szereg powodów. Amerykańscy przedsiębiorcy goniąc za zyskami przenosili swą produkcję wymagająca tradycyjnych pracowników do krajów trzeciego świata, automatyzacja i robotyzacja praktycznie wyeliminowała klasę średnią robotników (joynerów), po upadku Związku Radzieckiego łatwiej można było zarabiać na eksporcie „bankowej technologii oszustwa” niż gospodarce realnej – na koniec – instytucje finansowe zrobiły wszystko, aby osłabić zaufanie do pieniędzy inwestowanych w aktywach firm w których pracownicy pracowali. U nas w tę akcję angażują się – z uporem godnym lepszej sprawy – Cezary Mech i Paweł Pelc.
Kiedy ostatecznie zawali się mit gospodarki wirtualnej – a to mamy jak w banku – sądzę, że koncepcje Petera Druckera wrócą do łask. Oczywiście Jerzy, my mamy swoją Gazolinę S.A. Ale kto w tym kraju uwierzy, że Polacy zrobili coś lepszego i wcześniej?
Ps.
Warto przeczytać:A POWERFUL COALITION: WORKERS AND OWNERS VS MANAGERS