Krytyczny esej o narodzinach nowoczesnego ateizmu w dobie francuskiego Oświecenia
0
Ateizm nie jest już oficjalną religią systemu, jak było za komuny, ale stał się dziś ważnym i modnym nurtem ideologicznym cywilizacji euroatlantyckiej, obsługiwanym przez coraz więcej świetnych piór i umysłów. Zresztą także narodzinom ateizmu w dobie francuskiego Oświecenia, patronowało wiele znakomitych postaci tamtej epoki. Obecnie główne uderzenie nowego ateizmu wychodzi z kręgów anglojęzycznych, a cztery czołowe konie ateistycznej Apokalipsy: Richard Dawkins, Daniel Dennett, Christopher Hitchens i Sam Harris szturmują dziś piórami Fortecę Nieba z o wiele większą zajadłością niż kościoły są gotowe jej bronić. Istotnym novum jest także to, że ostrze nowego ateizmu służy nie tylko „dożynaniu ostatnich watah” chrześcijaństwa, ale zgodnie z politycznym zamówieniem, jest – szczególniej u obu żydowskich autorów z tej czwórki, tj. Hitchensa i Harrisa – skierowane także przeciw islamowi.
Biblia przypomina jednak, że „nie masz nic nowego pod słońcem” (Przyp. Sal. 1:9), a podobne spazmy ateizmu już miały miejsce w historii. Oprócz czterech głównych koni pełnej krwi, karawanę (karawan?) szturmującego ateizmu obsługują też mniejsze kucyki i osiołki, a wśród nich Philipp Blom, którego książkapt. „Wicked Company. Freethinkers and Friendship in Pre-Revolutionary Paris” ukazała się w marcu br. nakładem brytyjskiego wydawnictwa Wiedenfeld&Nicholson. Nie wiem, czy ktoś zdecyduje się ją przetłumaczyć i wydać u nas, ale samą pozycję trzeba zauważyć i warto opisać. Jest to ciekawe, mocno stronnicze (to akurat zawsze w książkach lubię) studium narodzin ateizmu we Francji w okresie Oświecenia. Już samo miejsce i okres są przecież diablo ciekawe: wczesne i bardzo drapieżne stadium kapitalizmu, gorączka giełdowych spekulacji, narodziny masonerii (Londyn, 1717), rosnąca rywalizacja kolonialna, przedrewolucyjny ferment i silne, niemal chorobliwe pobudzenie intelektualne. W paryskich salonach huczało wtedy od debat i dysput filozofów i intelektualistów, którzy jedli, pili, nadymali się i roztaczali pawie ogony, gorliwie zaprzeczając istnieniu Boga i duszy, i zamaszyście odrzucając wszelkie „przesądy światło ćmiące”. Prawdę mówiąc oni też wcale nie byli pierwsi, bo powtarzali tezy takich starożytnych (a więc skromniejszych) myślicieli jak Grek Demokryt albo Rzymianin Lukrecjusz, tyle tylko, że ci z Paryża czynili to w formie tak ostrej i radykalnej, iż do dziś na samo ich wspomnienie ludzie bogobojni czują ciarki na plecach i siarkę w powietrzu.
Bodaj najbardziej skandaliczny taki salon, nawet jak na owe rewolucyjne czasy, prowadził w Paryżu Paul Henri Thiry, baron d’Holbach, u którego przy suto zastawionym stole spotykali się i potykali jedni z największych myślicieli tego okresu. Sam baron, sfrancuziały Niemiec, też się do nich zaliczał, ale ponadto bywał tam regularnie jego przyjaciel Denis Diderot, słynny głównie jako pomysłodawca i wydawca pierwszej encyklopedii, choć przecież także całkiem interesujący jako oryginalny i niezależny myśliciel zafascynowany ideą wolnej woli. Nadto do ‘philosophes’ jak nazywano bywalców owej „coterie holbachique” należeli Friedrich Melchior, baron von Grimm, ks. Etienne Bonnot de Condillac opat Mureau, Nicolas de Caritat, markiz Condorcet, matematyk Jean Baptiste le Rond d’Alembert, historyk Jean-Francois Marmontel, ekonomista i mąż stanu Turgot, baron de Laune,geograf i odkrywca Charles Marie de la Condamine, pisarz Guillaume Raynal, filozof Claude Adrien Helvetius, włoski ekonomista Ferdinando Galiani, pisarz i ekonomista Andre Morellet, pisarz i artysta Jacques-Andre Naigeon itp. Przez pewien czas bywał tam Jean Jacques Rousseau, zwany ojcem romantyzmu. Dość często zaglądali również intelektualiści brytyjscy, tacy jak Adam Smith, David Hume, John Wilkes, Horace Walpole, Edward Gibbon itp. Właściwie każda z tych postaci zasługuje na odrębny esej.
Na szczególną uwagę i respekt zasługuje jednak zwłaszcza sam baron Holbach (1723-1789), pierwszy i sztandarowy ateista swej epoki. Urodził się jako Paul Heinrich Dietrich w nadreńskim Edesheim, gdzie jego ojciec był właścicielem winnicy. Wychowywał się jednak w Paryżu u wuja, który zbił ogromną fortunę spekulując na tamtejszej giełdzie. Wuj zapewnił mu staranne studia na Uniwersytecie w Lejdzie i ożenił go ze swą kuzynką, a wkrótce potem zmarł zostawiając mu cały majątek. W tym samym roku 1754 zmarł jego ojciec zostawiając mu drugi spadek. Trzydziestoletni Holbach stał się jednym z najbogatszych ludzi we Francji i spędził resztę życia między swym majątkiem ziemskim w Grandval, a luksusowym domem w centrum Paryża przy rue Royale, butte Saint Roch, gdzie w latach 1750-80 prowadził najlepszy salon dyskusyjny w mieście. To tam powstała pierwsza, oryginalna encyklopedia. Spotkania odbywały się regularnie 2x w tygodniu, w niedziele i w czwartki, miały charakter poufny i zamknięty, a uczestniczyli w nich wyłącznie mężczyźni. Dyskusje toczono na wysokim poziomie, a poruszano w nich więcej i ważniejsze tematy niż w innych salonach. Spotkania były zawsze świetnie przygotowane, gospodarz sam pilnował wszystkich szczegółów i dbał o dyscyplinę w debatach.Podawano tam zawsze wytworne, znakomite posiłki i wyborne wina, a na miejscu była ogromna biblioteka licząca ponad 3000 tomów. Trudno się dziwić sławie, jaka przez 30 lat otaczała to miejsce.
W salonie Holbacha zaprzeczano w całości nie tylko objawieniu oraz istnieniu Boga, ale też odrzucano tradycyjną moralność i całą kulturę wyrosłą z chrześcijaństwa. W ich miejsce sławiono pierwotne instynkty zwierzęco-ludzkiej natury (stanowiące w opinii salonu podstawową i prawdziwą motywację ludzkich zachowań), a na drugą nóżkęwielbiono tzw. „chłodny rozum”, który wprawdzie mógł sterować – jak twierdzono – gorącymi namiętnościami, ale nigdy nie mógł stanąć im na przekór. Przy stole marzono o utopijnym społeczeństwie zbudowanym na poszukiwaniu przyjemności, racjonalności zachowań i dążeń oraz na powszechnej wzjemnej empatii. Nie byłoby w nim miejsca dla tego, co napiętnowano jako „zwichnięty kodeks moralny chrześcijaństwa” , który pochwala cierpienie i w ogóle jest ‘destructivement autorepressif’.
Nie tylko takie myślenie było przed Rewolucją jeszcze nazbyt radykalne, ale i samo jego wyrażanie było niebezpieczne. Za swoje pisanie Diderot trafił nawet na trzy miesiące do królewskiego więzienia w Vincennes, co wystraszyło go już na zawsze na tyle, że swoich poglądów nigdy potem nie wyłożył w całości ani do końca jasno, lecz ukrywał je w rozproszeniu, w zawoalowanych sztukach, powieściach i listach. Z kolei baron Holbach prawie wszystkie swoje prace publikował za granicą (przeważnie u Marka Reya w Amsterdamie) pod pseudonimami, i to tak szczelnymi, że skazało go to na wieki filozoficznego zapomnienia, z którego jego nazwisko wydobyto dopiero w programowo ateistycznym Związku Radzieckim. Np. swoje główne dzieło pt. „Le systeme de la nature” opublikował w 1770 roku pod nazwiskiem Jean Baptiste de Mirabaud, czyli sekretarza Akademii Francuskiej, który zmarł 10 lat wcześniej. Ale nawet w tym, co napisał jawnie Holbach dał dowód ogromnej erudycji, intelektualnej dyscypliny i pracowitości. Osobiście opracował ponad 400 haseł Encyklopedii, od polityki i religii po chemię i mineralogię, a ponadto zredagował kilka jej tomów, zwłaszcza poświęconych historii naturalnej. Kilka haseł nt. egzotycznych religii zredagował sam celowo po to, aby zawrzeć w nich i podkreślić jadowitą krytykę chrześcijaństwa, któremu nie przepuścił przy żadnej okazji. Jako naturalizowany Niemiec przetłumaczyłteż osobiście kilkadziesiąt niemieckich prac filozoficznych na francuski. Przetłumaczył też z łaciny słynne dzieło Tomasza Hobbesa De homine.Był człowiekiem rzetelnie wykształconym, konsekwentnym i zaangażowanym. Znano go ze szczodrości: wielokrotnie i dyskretnie, a często i anonimowo wspomagał finansowo wielu ze swych mniej zamożnych przyjaciół, w tym zwłaszcza Diderota.
Holbach zmarł kilka miesięcy przed wybuchem niesławnej rewolucji francuskiej zwanej Wielką. Jej samozwańczy strażnicy nie znaleźli jednak publicznie miejsca dla filozofii i poglądów aż tak radykalnych jak te wykuwane w salonie światłego barona. Maximilien Robespierre, postać bez wątpienia najbardziej diaboliczna i główny architekt rządów jakobińskiego terroru, który nastąpił po wielkim przewrocie, cynicznie uważał, że Bóg i religia to bardzo przydatne narzędzia by lepiej rządzić głupim ludem, na czele którego przechwycił kontrolę nad rewolucją. Deklarowany deizm większości przywódców rewolucji miał zresztą taki sam instrumentalny charakter, podobnie jak asekurancki deizm Voltaire’a.
W książce Bloma podjęto próbę rewizji hierarchii znaczenia poszczególnych postaci okresu Oświecenia i rewolucji francuskiej przyjmując zakryterium ich zasługi w zakresie krzewienia ateizmu. Blom twierdzi, że gdyby bywalcom salonu Holbacha, który Diderot w liście do Galianiego nazwał „synagogue de la rue Royale”, przyjrzeć się bliżej i uznać, że to ich poglądy oraz ich lucyferiański radykalizm utorowały drogę rewolucji w myśleniu, musielibyśmy odrzucić oficjalną, wyrytą w kamieniu interpretację historii Oświecenia, jaką sugeruje np. wizyta w paryskim Panteonie. Nawet bowiem po śmierci rewolucja francuska jest oszustwem. Owinięci w majestatyczne drapeau francuskiego państwa spoczywaja tam ciała Voltaire’a i Rousseau, którzy zdaniem Bloma z całego towarzystwa najmniej na to zasługują. Rozkapryszony i próżny pisarz Francois-Marie Arouet lepiej znany swiatu jako Voltaire (bo tak podpisywał swe bardzo liczne książki, często grafomańskie gnioty) był miałkim i cynicznym oportunistą, tchórzliwym karierowiczem, tak bardzo zajętym budowaniem sobie opinii i urządzaniem dostatniego a wygodnego życia, że nigdy nie powiedział niczego niewygodnego dla tych, od których mogło to zależeć. Domyślając się, że to Holbach był autorem ważnego ateistycznego manifestu „Christianisme devoile” (Chrześcijaństwo obnażone) z 1761 roku i bojąc się posądzenia o samą znajomość z jej autorem Voltaire natychmiast odciął się w piśmie od tej książki nawet jej nie czytając i zadeklarował się jako deista, co było wtedy wygodną i nijaką postawą wobec wszystkich stron. Jako myśliciel był zresztą żenująco płytki, lubił raczej głośno sprzedawać efektowne myśli zasłyszane u innych.
Rousseau był jeszcze gorszy. Poprzez oczernianie rozumu, wychwalanie „upustu żądz” oraz wzywanie do tyranii i krwawych represji w imię iluzorycznej „woli ogółu”, jego myśl, intelektualnie cieniutka, ma aktywnie diaboliczny charakter, co wywoływało zrozumiały zachwyt Robespierre’a. Jest ironią losu, że właśnie tych dwóch najsłabszych philosophes uznano we Francji za najważniejszych myślicieli Oświecenia. Blom twierdzi że Diderot i Holbach byli od nich intelektualnie o całą klasę lepsi, a przy tym uczciwsi w swej antychrześcijańskiej pasji i o wiele bardziej wydajni, już choćby z racji swej ateistycznej zapalczywości. Z punktu widzenia filozofii ich wkład jest nieporównanie większy i bardziej inspirujący, a ich niespożyta pracowitość, choćby przy redagowaniu encyklopedii wydaje im dobre świadectwo etyczne. Mimo to pierwszego z nich uznano tylko za współautora i wydawcę encyklopedii, a o drugim prawie zupełnie zapomniano. Blom pisze o tym z prawdziwym żalem, a nawet irytacją, choć przecież jeżeli „po ateicku” uznać, że nie masz ani Boga, ani sprawiedliwości Jego, ba, nawet i duszy nigdzie nie ma, to czego się właściwie po samej materii i po chaosie przypadków spodziewał? Ale może jednak jest w tym jakaś konsekwencja? W starożytności dodatkową karą dla pohańbionych skazańców, w tym bluźnierców, była atimia, czyli wymazanie z publicznej pamięci i zakaz wspominania ich imion.