Donald Tusk powiedział i to nie gdzieś na boisku piłkarskim, po którym to sobie hasał w krótkich majtkach, ale podczas debaty sejmowej…
Skuteczną metodą kompromitowania przeciwnika politycznego było i jest ukazywane go jako wariata, odmieńca, zboczeńca – pisał Mirosław Karwat w pracy Sztuka manipulacji politycznej. Jest to wygodne, ponieważ „atutem przypisania wrogom obłąkania, szaleństwa itp. było automatyczne zwolnienie z potrzeby obalania w sposób racjonalny wyrażanego przez nich stanowiska” – pisałem kiedyś w pewnej pracy, która nie została wydana. Dlatego nie dziwię się, że „niezawisły sąd” w Warszawie zdecydował, żeby przebadać pod kątem zdrowia psychicznego Jarosława Kaczyńskiego. Może ma to być wstępem do zaadaptowania na polski grunt sowieckiego sposobu radzenia sobie z opozycjonistami, których to w Kraju Rad zamykano w psychuszkach, z diagnozą schizofrenii bezobjawowej. A może tylko przypomnienie takiego często stosowanego za życia Józefa Stalina chwytu propagandowego, który polegał na przedstawianiu wrogów jako szaleńców, wariatów, chorych psychicznie.
Oto garść przykładów czasów, gdy niejeden z dzisiejszych autorytetów wielbił Stalina i wyznawał komunizm. Prokurator podczas jednego z pokazowych procesów „szpiegów amerykańskich” w 1953 r. mówił, iż imperialiści knuli „obłąkańcze plany burzenia i grabienie, niszczenia i mordowania”. J. Sikora w jednej z broszur pisał, iż groźba ekskomuniki wobec członków partii komunistycznej została „zrodzona w szalonych mózgach wrogów postępu”. Partyzantka Viet Minhu Fan ti an w powieści W. Żukrowskiego Dom bez ścian określili kapitalizm jako obłęd. L. Blum miał być opętany walką z komunizmem. J. Cyrankiewicz, w wygłoszonym 29 VI 1956 r. przemówieniu radiowym dotyczącym Powstania Poznańskiego, groził: „Każdy prowokator czy szaleniec, który odważy się podnieść rękę przeciw władzy ludowej, niech będzie pewien, że mu tę rękę władza odrąbie w interesie klasy robotniczej, w interesie chłopstwa pracującego i inteligencji…”. Chętnie przypominano załamanie nerwowe, sekretarza obrony Stanów Zjednoczonych w latach 1947-1949, J. Forrestala. W Szpilkach ukazała się karykatura przedstawiająca czołowych amerykańskich polityków (H. Trumana, A. Dullesa, D. Achesona, D. Eisenhowera, D. MacArthura) umieszczonych w izolatkach szpitala psychiatrycznego. „Obowiązkiem naszym jest tłumaczyć młodzieży prostym językiem, że opanowani szałem i histerią wojenną władcy Ameryki… przystąpili już do realizacji zbrodniczego planu odbudowy Wehrmachtu” – pisano prawdopodobnie w 1951 r. w zetempowskim Referacie na wojewódzką Naradę Propagandystów. W. Woroszylski w wierszu Moje szczęście pisał:
[…]
– W USA wciąż liczniejsze są głowy,
w które kornik szaleństwa się wgryzł…
[…]
Ten sam autor nazwał naśladowanie bohaterów amerykańskich filmów i książek przez młodzież chorobą zwaną amerykanizmem, która miała być przenoszona drogą kropelkową. „Zarażonemu amerykanizmem nasze życie wydaje się szare i nieciekawe. Choroba atakuje jego zmysły, poraża wzrok, sprawia, że nie dostrzega i nie czuje on tego wielkiego, co się u nas dzieje, że jest zupełnie obcy sprawom, którym rzeczywiście warto poświęcić energię i entuzjazm”. W powieści J. Gałaja, W rodzinie Lebiodów, Judzyński – przeciwnik przemian socjalistycznych na wsi został określony jako „szkodliwy wariat”. Przyczyną biurokracji miało być m. in. zarażenie starymi biurokratycznymi nawykami „młodych kadr”. W relacji z akcji przeciwko spekulantom pisano, iż żona ujawnionego spekulanta, po „wsypie”, „dostała ataku jakiejś tajemniczej choroby”.
Pewnie wtedy niewiele osób dało się na to nabrać. Teraz jest inaczej, wystarczy, że coś Wyborcza napisze, telewizja potwierdzi i już różni mądrale delektują się „prawdą objawioną”, a nawet chodzą i czyniąc mądre miny powtarza to, co przeczytali albo usłyszeli. I czym wierniej uda im się powtórzyć te bzdury tym wydaje im się, że są mądrzejsi.
Sprawa badań psychiatrycznych jakim zgodnie z wolą sądu ma poddać się Kaczyński przypomniała mi się, gdy przeczytałem, że premier Donald Tusk powiedział i to nie gdzieś na boisku piłkarskim, po którym to sobie hasał w krótkich majtkach, ale podczas debaty sejmowej, że Polska może stać się „nowym silnikiem Europy”. To nie wystarczyło mu wspólne posiedzenie rządu Polski i Niemiec, żeby wiedział jaka jest jego rola i jaką pozycję w UE zajmuje Polska? Gdy czytam takie wypowiedzi premiera, to nie mam wątpliwości kogo powinni przebadać psychiatrzy i przygotować dla kogo izolatkę. Bo to może być zaraźliwe. Oto bowiem minister spraw zagranicznych (swoją drogą śmieszny ten urząd, bo przecież Polska nie prowadzi żadnej polityki zagranicznej, równie dobrze mógłby być np. ministrem do spraw lotów kosmicznych, albo ministrem do spraw hodowli turów, które jak wiadomo wyginęły w XVII wieku) Radosław Sikorski powiedział, że ugruntujemy naszą pozycję jako „gracza unijnej ekstraklasy i lidera regionu”.
Kiedyś Polska miała przywódców, którym na sercu leżało dobro Rzeczypospolitej. A teraz doczekaliśmy się takich przywódców, którzy już tylko potrafią nadskakiwać zagranicy i okłamywać własne społeczeństwo. Kto na takich głosuje?
Nazywam sie Michal Pluta. Mój oficjalny blog i wszystkie teksty: konfederata.bloog.pl.