W Platformie trwa wymiana ciosów po tym, jak część jej posłów uratowała dupę byłemu szefowi CBA Mariuszowi Kamińskiemu. Na całej zaś platformie politycznej trwa walka na komisje śledcze. Politycy w tym wyborczym konwejerze stracili wyczucie chwili i już wytaczają najcięższe kampanijne działa. Szczególnie ci, którzy dostali po nosie w ostatnich wyborach i mają poczucie, że polityczny ponton odpływa. Jako tonący, więc brzydko się chwytają. Co będzie potem strach się bać. W ramach socjalistycznego paradygmatu dialektyki dziejów walka o dobro społeczne musi trwać aż do ostatecznego zwycięstwa. Według Platona tylko martwi widzieli koniec wojny. Świat dokonał jednak „postępu” i obecnie zawsze uratuje się z pożogi jakieś grono. Najczęściej to ci, którzy ją wywołują i na niej się dorabiają.
Co do samego głosowania w sprawie immunitetu Kamińskiego, to mamy już od dawna zdanie wyrobione. Żaden rodzaj merytoryki tutaj nie jest istotny. Istotne jest poczucie solidarności zawodowej, korporacyjnej więzi poselskiej, która to grupa zawodowa wie doskonale, że immunitet jest cudowną zdobyczą polityczną zapewniającą bezkarność wobec prawa, atrofię odpowiedzialności za własne dokonania i niemożność rozliczenia nawet w tych nielicznych wypadkach wygaśnięcia mandatu po upływie kadencji. Im ich było więcej tym trudniej to zrobić, bo poseł obrósł już środowiskowym układem i uzbroił się w całą tę siatkę nieformalnych powiązań, która stanowi jego pancerz, gdy immunitetu zabraknie.
To, co się dzieje w PO, cały ten wyimaginowany bunt w jej szeregach to nic innego, jak tylko zachowanie wpisujące się w teorię krążenia elit. Głodni sukcesów i kasy, niezaspokojeni ambicjonalnie zaczynają podnosić głowy upatrując szansę na zmiany, które mogą przynieść nadchodzące wybory. Czyli tłumacząc to językiem bliższym biologii i zachowaniami tzw. formacji stadnych, muchy dotychczas krążące wokół krwawiących ran żywiciela i niedopuszczane do nich stały się na tyle głodne i złe, że postanowiły wyrzucić te syte, ociężałe i pozbawione jakiejkolwiek chęci do kooptacji.
A wszystko to odbywa się gdzieś tam daleko na horyzoncie zdarzeń. Przestrzeń, która dzieli nas od niego wypełniają igrzyska. I to dosłownie. Igrzyska, które są jaskrawym dowodem na to, że władza już dawno oddzieliła swoje interesy od tych, którzy ją wybierają. Tzw. demokracja w aurze fałszywej radości i zastępczych emocji zdycha powoli w zakątkach tego świata, który miał nadzieję zbudować na niej przyszłość ludzkości.
Z pozdrowieniami red. nacz. Liber
rysownik, satyryk. Z wykształcenia socjolog. Ciągle zachowuje nadzieję